Dwadzieścia osiem

18 3 0
                                    

:)

Właśnie nadszedł ten dzień. Dzień, w którym to ja miałam spotkać się z Czarną Królową. Spotkać o zachodzie słońca, na łące za wioską.

Siedziałam w swoim pokoju. Moje myśli były roztargane, a ja nie potrafiłam ich poukładać w żaden rozsądny sposób.

Czułam się jak przed sądem ostatecznym i właściwie rzeczywiście tak było, ten dzień miał zadecydować o wszystkim - o przyszłości.

W dłoniach trzymałam swój naszyjnik, który wręczyła mi moja siostra, już odległy czas temu - kiedy tak naprawdę cały cyrk się zaczął.

To właśnie ta zwykła biżuteria, z zawieszką w kształcie serduszka i wyrytym imieniem Otedda zmieniła całe moje życie.

Ten naszyjnik był kluczem - kluczem, do życia o którym tylko mogłam śnić, a teraz? Było ono całkowicie realne, a ja byłam główną bohaterką tego świata.

To wszystko mi się śniło, już wcześniej, gdy byłam młodsza, po dzień, w którym tu trafiłam.

Nie wiedziałam dlaczego tak było, lecz być może, dzięki moim domysłom, stwierdzałam, że we mnie nigdy nie wygasły moce, które posiadałam i one sprawiały, że moje sny kręciły się wokół mojej ojczyzny.

Z czystego sentymentu.

Westchnęłam ciężko, ponownie zakładając medalion na szyję.

Vivien Odetta Parvati Mendler.

Księżniczka bez lśniącej korony na głowie, z zerowym doświadczeniem, z żalem w sercu, ale to jednak ona była wybrańcem.

Ja nim byłam.

Zachód słońca powoli się zbliżał, a z każdą sekundą bliżej tego wydarzenia - moje serce przyspieszało swoje bicie dwukrotnie, co nie wróżyło niczego dobrego.

Wstałam ze swojego łóżka i podeszłam do lustra.

Byłam tak krucha w środku, ale tak silna na zewnątrz - no a przyjemniej starałam się sprawiać takie pozory, aby ludzie uwierzyli w to, że mi się uda.

Abym ja sama mogła w to uwierzyć.

Moje włosy były puszczone wolno na moje ramiona. Cóż, od momentu, w którym tu przybyłam, zdążyły sporo urosnąć, ale mimo tego owa długość naprawdę mi się podobała.

Ubrana byłam w brązową suknię, sięgającą aż po kostki z beżowymi wstawkami i długimi rękawami.

W pasie zaś miałam przepasany skórzany pas, do którego był przywiązany nóż, który jakiś czas temu wręczył mi Rooth sugerując - że to narzędzie jest dla bezpieczeństwa.

Poza tym jednak nie miałam nic. Byłam zdana na swoją - nie do końca rozwiniętą - magię.

Uśmiechnęłam się ponuro do siebie, byłam bardziej blada niż zwykle, a w mojej głowie chodziło pełno myśli - i co najgorsza, nie wszystkie dotyczyły Czarnej Królowej.

Owszem, jedna półkula mojego mózgu była skupiona na niej, ale druga... na Tonym i tylko na nim.

Nie wiem co się stało.

MeadowOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz