2

395 32 57
                                    

Harry po lekcji matematyki czuł, że nie da rady udawać jeszcze choćby jednej minuty dłużej. Wybiegając z klasy, z plecakiem w ręku skierował się do najbliższej łazienki. Od razu po zakluczeniu kabiny wypuścił suchy szloch. Nie dbał o to, czy ktoś go usłyszy, bo przecież i tak kogo obchodzi co się dzieje z jakimś pedalskim dzieciakiem. Nie dowierzał, że wstaje pomimo tylu lat. Słysząc pukanie do drzwi odchrząknął.

-Zajęte.

-Styles, wszystko w porządku? - skłamalby mówiąc, że spodziewał się tu teraz Laury.

-O-oczywiście.

-Entuzjasta - prychnęła - Mogę ci jakoś pomóc?

-Byłoby to dość karkołomne wyzwanie, Brown.

-Potrzymaj mi piwo - zaśmiała się na co kędzierzawy jej zawtórował odblokowując zamek. Dziewczyna, gdy tylko zobaczyła w jakim stanie jest przyjaciel zgarnęła go w ramiona - Musimy iść do sali gimnastycznej. Przemyjesz twarz, w porządku?

Harry pokiwał nieznacznie głową kierując się do umywalek. Po chwili oboje zmierzali na halę rozmawiając na lekkie tematy. Właściwie to tylko brunetka mówiła, a ten jej jedynie potakiwał. Gdy tylko weszli do auli, dziewczyna zaczęła ciągnąć bruneta w stronę, prawdopodobnie, najlepszych miejsc.

-Dzień dobry, drodzy uczniowie. Mamy dziś przyjemność gościć zespół muzyczny z pobliskiej szkoły. W ramach nowego projektu młodzi artyści prezentują swoje umiejętności. Potem możecie z nimi porozmawiać i ocenić ich zaangażowanie na stronie internetowej szkoły. Akurat dziś padło na tych chłopców, proszę, ukażcie się i przedstawienie czas zacząć! - wygłosił dyrektor Corden.

Czwórka chłopców czekała, aż aplauz ustanie, by powiedzieć co mają do powiedzenia i zacząć występ. Rozbiegany wzrok Harry'ego padł na niskiego szatyna w jeansowej kurtce stojącego na środku prowizorycznej sceny. Zawieszając wzrok, ten po chwili go oddał. Wtedy, niebieski i zielony spotkały się po raz pierwszy. Było to co najmniej dziwne ze względu na ilość osób w sali. Laura rzeczywiście wybrała dobre miejsca. Speszony natychmiast odwrócił spojrzenie.

-Cześć, dzień dobry. Jestem Louis, a to Zayn, Liam i Niall - zaczął przedstawiać kolegów - Dziś natomiast jesteśmy tu jako One Direction i damy z siebie sto procent!

Styles już nie patrząc na młodzieżowy zespół wsłuchiwał się w słowa piosenki. Przecież to było Thinking out Loud od Sheerana. Wszędzie rozpoznałby tą piosenkę. Jak zahipnotyzowany wchłaniał każde pojedyńcze słowo. Pod koniec szepnął Laurze, że musi iść za potrzebą i zaczął się przepychać, by wyjść z salki. Nienawidził być w centrum uwagi, lecz teraz nawet kompulsywne bawienie się pierścionkami nie pomagało. Gdy wyszedł, kierował się przed siebie, szukając po kieszeniach opakowania papierosów. Oczywiście akurat musiał zostawić je w plecaku.

-Ty! Poczekaj, lokowany! - usłyszał ten jakże anielski głos. Skonsternowany odwrócił się i zobaczył tego samego chłopaka co przed chwilą na scenie.

W końcu w całej swojej okazałości stanął przed nim. Wzrok kędzierzawego powoli szedł w górę, aż spotkał te jasne, pełne obłędu, oczy w kolorze letniego nieba. Ciało miał wątłe, chude, a kurtka na nim minimalnie wisiała. Harry podniósł pytająco brew na co chłopak się zreflektował i zapytał - Czemu tak wybiegłeś? Nie podobał ci się występ?

-Był w porządku, musiałem zapalić. A właśnie, masz może fajkę? Ja swoje zostawiłem na hali - wytłumaczył zagryzając wargę prawie, że do krwi. To oczywiste, że nie ma osiemnastu lat. Na pierwszy rzut oka to widać.

-Palenie zabija.

-Wszystko zabija.

-Co?

-Na coś trzeba umrzeć - zaśmiał się nerwowo wyższy, drapiąc się po karku.

-Tak, w sumie racja - po tych słowach wyciągnął papierosa zza ucha i paczkę zapałek z kieszeni z jego czarnych rurek. Kto używa jeszcze zapałek? Podał używkę chłopakowi po czym odpalił zapałkę, a potem końcówkę szluga, który już znalazł się w ustach Harry'ego. Dopiero po chwili orientując się gdzie się znajdują podbiegł do najbliższej ubikacji. Gdy już miał wchodzić, z papierosem w ręku, gwizdnął do mniejszego. Przeszedł w sam róg pomieszczenia, otworzył okno i się zaciągnął.

-Czemu Ed? - spytał czując obecność szatyna.

-Jest moim ulubionym artystą - odparł kradnąc niedopałka i zaciągając się po czym spowrotem oddając go w większą dłoń.

-Tomlinson! Uciekłeś jak poparzony! - krzyknął farbowany blondyn przechodząc przez próg - Co to za demoralizacja młodzieży?

-Ty lepiej spierdalaj na koniec tęczy, irlandzka księżniczko - na te słowa drugi chłopak wywinął wargę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Już się zabrałeś do roboty, hm? - spytał obrażony.

-Przepraszam, ale co wy kurwa jakimś szyfrem napierdalacie...

-Och, to jest Niall Horan - Louis przedstawił drugiego chłopaka, przypominając sobie o jego obecności - A to jest...

-Nazywam się Harry. Harry Styles - podał obu rękę zaczynając od zgryźliwego szatyna.

-My, Harry, musimy już lecieć, ale miło było - uśmiechnął się blondyn, a Louis tylko kiwnął głową kierując się do wyjścia.

-Cześć - odparł trochę za cicho, by byli w stanie to usłyszeć. Okej, to była najdziwniejsza i najbardziej spontaniczna sytuacja w jego trzeźwym życiu.

Przez resztę dnia, One Direction, a szczególnie słynny Louis Tomlinson, byli na językach każdego w szkole. Nawet już po ich wyjściu. W opinii Harry'ego może i Louis był przepiękny, ale po za litościwym oddaniem papierosa, nie było w nim nic przyjaznego, czy zachęcającego w jakimkolwiek stopniu. Mimo wszystko jego myśli cały czas oscylowały wokół tych kości policzkowych, tego głosu, tej żuchwy, tych wąskich różowych ust, tych pierzastych, karmelowych włosów i tych oczu, które wyglądały jakby były w stanie prześwietlić każdy skrawek jego domniemanej duszy.

cyrograf | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz