Grają w karty o drugiej w nocy na brudnej pościeli Louisa. Harry co chwilę się odrywa od tego zajęcia pisząc co tylko chce w swoim grubym notatniku. Bo może chcieć i szatyn to lubi. Mały sentymentalny uśmiech pałęta się na tych malinowych wargach w geście odmiennej euforii. Nie chce by to się kiedykolwiek skończyło, ponieważ kresem zawsze jest on i jego chciwa głowa. Chciwa na nową marność. Potworna zazdrość wyjada całą jego przeklętą duszę i ostatnie resztki dobra. Zazdrości, że nie jest jak oni. Nagle kędzierzawy wygrywa pomimo ciągłego rozkojarzenia na co drugi chłopak wypuszcza wiązankę przekleństw. Styles reaguje na to chichotem.
-Oszukiwałeś!! - oskarżył go Tomlinson.
-Cokolwiek co pozwoli ci lepiej spać - wypuścił z siebie miękki szept w odpowiedzi. Po chwili słyszy skowyt jakby ktoś kogoś potrącił. Kiwa słabo głową śmiejąc się na co dociera do niego również śmiech kolegi.
-Kiedy masz urodziny Harry?
-Pojutrze - odpowiada krótko ze ściśniętym gardłem. Czuje jak formuje mu się tam nieprzyjemna gula. Ma świadomość tego o czym pomyśli zdmuchując świeczki. Pomyśli o śmierci. Ostatnie życzenia o byciu szczęśliwym nie spełniły się prawie wcale. A może właśnie w takim wypadku powinien pomyśleć o życiu wiecznym? W każdym razie, nic co przyjazne nie jest mu wskazane i ma tego pełną świadomość. Zawsze pamięta o swojej wartości. U niego jest ona równa zero. Nie koniecznie chce umrzeć, ale nie chce też tak żyć. W takim wypadku należy wybrać mniejsze zło. Dlaczego tak bardzo umiera na myśl tego, że nie jest w stanie najzwyczajniej w świecie wskoczyć do wanny i podciąć sobie żył? Dlaczego musi być tak słaby? Musi to zmienić. Ten ostatni raz. I tak podpisał cyrograf więc co za różnica. Nikt go nie zna i już nie pozna. Kilka niepozornych myśli i spowrotem wraca do rutyny rażącego milczenia. Tłucze się tu jakieś pół dekady na ma serdecznie dość. Chyba czas zmienić lokalizacje.
Patrzy na nagi sufit w samych bokserkach i luźnej koszulce Louisa. Widzi na nim te wszystkie zranione twarze z jego powodu. Chłopak kładzie się obok niego.
-Mama zapomniała mnie kiedyś odebrać z jednych z wielu zajęć jakie miałem niegdyś. Czasem czuję, że już nigdy nie wróciła - powiedział ledwo słyszalnie. Harry obrócił głowę, by ujrzeć profil niebieskookiego oświetlony jedynie smugami księżyca przedzierącymi się przez okno. W błękitnych ślepiach dało się zauważyć gorycz i żal. Pomimo tego, że ludzie nudzą się nim i jego towarzyszem szybciej od popularnej piosenki Tomlinsonowi zdawała się nie przeszkadzać obecność chłopaka.
-Żałuje każdej chwili spędzonej z tobą. Przecież i tak zaraz zniknę - jęknął niedbale. Po kilku chwilach i braku jakiejkolwiek odpowiedzi odwrócił się i zobaczył przymknięte oczy chłopaka i lekko uchylone wąskie wargi wypuszczające, najprawdopodobniej, małe obłoczki powietrza.
Ludzie regularnie spoglądają mu w oczy doszukując się tego czym rzeczywiście emanuje. Szukają wyraźnego potwierdzenia które końcowo i tak otrzymują. Boją się cokolwiek zrobić z tą wiedzą więc czekają milcząc. Każdy przykłada uwagę do rzeczy trywialnych zupełnie zapominając o prawdziwym sensie życia.
Po chwili jego powieki mimowolnie opadły podobnie do tych Louisa kilka minut temu. Z nosa cieknie mu ropa, a z oczu potok krwi. Chce ponownie oddychać i widzieć ich smutne oblicza. Jego rzekomy mózg jest przeładowany i czuje, że zaraz pęknie od tych ciągłych krzyków martwych dusz.
Patrzy w szklane odbicie, ale nie jest w stanie niczego dojrzeć, aż nagle wynurza się, już zdecydowanie, martwa postać która kręci głową na znak dezaprobaty, pluje na niego krwią i znika tak szybko jak się pojawiła.
-Nie mogę ci więcej pomagać, bo nie chcę umierać, a tak właśnie się dzieje przy tobie. Nikt ci nie kazał mnie zabijać, lecz mimo wszystko robisz to każdego dnia - odparł do odbicia w lustrze po czym odwrócił się na pięcie i przeszedł przez próg pokoju w którym siedział szatan w rogu. Ma nogę zarzuconą na nogę we wręcz ostentacyjny sposób. Po chwili pojawia się ich coraz więcej tworząc podkowę z drewnianych krzeseł i krzywych postaci. Chłopak póki nie zauważa, że wszyscy się śmieją milczy, aż orientuje się, że on też powinien być rozbawiony. Wtedy zaczyna chichotać nie pozwalając sobie na choćby jeden oddech. On doskonale wie co się teraz dzieje. Nie ma już siły dłużej walczyć. Nie ma już właściwie o co. Lekkomyślne zachowanie oznacza, że bardzo kochasz życie albo bardzo nienawidzisz.
Budzi się z sinymi dłońmi, kostki są szczególnie fioletowe. Powoli zaczyna strzelać palcami przez co odkrywa, że przybrały one taki kolor nie z zimna. Co się stało poprzedniego wieczora? Opuszcza ręce wzdłuż ciała czując wręcz paraliżujący ból. Spojrzał w dół, jego cała koszulka była zakrwawiona. Podnosi trzęsącą się frasunku rękę, by przeczesać swoje kasztanowe loki.
Ocknął się z tej przedziwnej zadumy. Patrzy na ohydny zegarek wiszący na chudym nadgarstku. Jest zupełnie inna godzina, a nawet dzień. Nie, nie jest. Ktoś przestawił mu obie wskazówki. Jakiś mały podstępny człowieczek myślący, że jak jest mikrusem to może wszystko. Teraz to się zdenerwował. Żaden, kurwa, krasnal nie będzie mu przestawiał godziny i robił z niego debila. Nie zasypiał wczoraj, nie ma nawet takiej możliwości. W amoku wstał i przemknął wprost do wielkiej, dębowej biblioteczki. Te wiecznie nerwowo podrygujące dłonie poległy na otworzeniu książki. Szybkie szarpnięcie i niemalże pół strony zostało rozwerwane na samym środku. Speszony, choć nie była to jego pierwsza taka sytuacja, usiadł z powrotem na łóżku i spojrzał na deszczowy krajobraz za oknem. Identyfikuje się z obecna porą roku. Jesteś albo martwy w środku, albo na zewnątrz, albo po prostu pusty. Nie istnieją ludzie nie zepsuci i ma to na myśli.

CZYTASZ
cyrograf | larry stylinson
FanficCzasem w życiu następuje taki moment, gdy stoimy pod ścianą. Nie możemy się ruszyć. U Harry'ego nie jest to moment, a całe, dotychczasowe, szesnastoletnie życie. Czeka na coś co zmieni jego opłakaną rutynę. Gdy już traci nadzieję, pojawia się sar...