Harry'ego lada moment miała odebrać Anne. Obecnie siedział na równo pościelonym, szpitalnym łóżku czekając na informację, czy jeszcze dziś będzie musiał jechać na oddział. Ten jednak starał się na tym nie skupiać. Ani też na powodach dlaczego powinien tam trafić. Wracanie do zagrzebanych wspomnień przypominało demona przeszłości rozdrapującego, dopiero co, gojące się rany i posypującego je solą.
-Znowu masz minę srającego kota - zaśmiał się chłopak którego obecności kędzierzawy w ogóle się nie spodziewał.
-To mój naturalny wyraz twarzy, Louis - prychnął przewracając oczami - Co ty tu robisz?
-Przyszedłem powiedzieć, że twoja mama kazała zawołać ciebie na dół. Z rzeczami. Wracasz do domu, a ja będę sprawować nad tobą opiekę, tak jak obiecałem twojej rodzicielce.
-Ona się umywa od tego? - zdenerwował się. Liczył, że chociaż teraz Anne będzie rzeczywiście człowiekiem.
-Nie tyle co "umywa" - powiedział używając czterech palców obu dłoni do cytowania - Bardziej boi się, że nie da rady cały czas cię pilnować - wytłumaczył szatyn podchodząc po potężną torbę Harry'ego w której mieściły się rzeczy używane w ostatnim tygodniu. Złapał go za rękę i wyszli przez okropne, metalowe drzwi o których kędzierzawy z pewnością nie zapomni przez długi czas.
Gdy szli przez korytarz, Tomlinson z pewnością czuł bijący od chłopaka stres, bo pocierał kojąco jego dłoń, kciukiem zataczając małe kółka. Zanim wyszli zza zakrętu Louis zatrzymał się nagle. Styles zamrugał zaskoczony czekając na ruch ze strony kolegi.
-Wiesz, że prawie cię straciłem.. - zaczął.
-Ja już dawno zacząłem siebie tracić - wtrącił przerywając.
-Wiesz, że prawie ciebie straciłem, Anne tak samo - dokończył - Nie pozwolimy na powtórkę w jakiejkolwiek postaci, czy to szpital c-czy - tutaj załamał mu się głos - Szczególnie ja. Obiecuję ci, Harry, że dołożę wszelkich starań, by jakość twojego życia była zadowalająca.
Z czasem zaczynasz zauważać, że bardziej niż twoje istnienie może zaboleć innych twoje zniknięcie. Po chwili patrzenia sobie w oczy i zastanawiania się nad, dopiero co, wypowiedzianymi słowami poszli dalej, wprost do pani Twist. Niedługo później już byli w drodze do domu bruneta. Louis zadeklarował się dziś spać u chłopaka, co temu w żadnym razie nie przeszkadzało. Siedzieli z tyłu samochodu, a niebieskooki starał się go zagadywać i rozśmieszać jak najbardziej tylko się dało.
***
-Może zbyt przesadzałem przez ten cały czas? - spytał Harry, gdy już siedzieli na łóżku słuchając zielonego krążka ze starego magnetofonu.
-Nic nie jest "zbyt" jeśli to jest jak właśnie się czujesz. Może chcesz się położyć już? Warto zaliczyć przynajmniej ułamek z zalecanych ośmiu godzin snu - mrugnął do bruneta.
-Myślę, że Anne mnie zwolni. To w końcu pierwszy dzień po wyjściu.
-W takim razie i ja zostaję - uśmiechnął się - Nalać ci piwa? - spytał chłopak. Niedawno wrócił ze sklepu wraz z kilkoma puszkami chmielowego napoju stwierdzając, że dobrym pomysłem będzie opicie powrotu do domu. Harry pokiwał głową w odpowiedzi i wypełzł spod pościeli. Wdrapał się na parapet otwierając skrzydło okna na oścież. Wpatrując się w wolno płynące chmury odpalił papierosa, który jeszcze chwilę temu znajdował się w paczce w kieszeni jego rozciągniętej bluzy. Zaciągając się dostał szklankę, która była obecnie w połowie pusta. Skupiał się na łzach alkoholu na ściankach zimnej, przezroczystej powierzchni. Małe rzeczy pozwały mu nie odpływać za daleko.
Chłopak widział kontem oka jak szatyn pije drugą połowę, lecz z puszki. W tym momencie płyta skończyła się na co warknął cicho. Złośliwość rzeczy martwych jest czasem większa, niż ta ludzka. Nie można nawet w spokoju obsesyjnie poobserwować kolegi z którym masz czysto platoniczne relacje. Z papierosem w ustach wstał chcąc przełączyć muzykę nie przejmując się ewentualnym, niewygodnym do tłumaczenia matce, zapachu.
-A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? - zastanowił się na głos Tomlinson zabierając niedopałka i samemu zaciągając się mocno. Harry na to prychnął i pokręcił głową z politowaniem - No co? Według mnie plan idealny - wzruszył ramionami przy okazji obejmując chłopaka który teraz usiadł obok niego. Po plecach Harry'ego przeszedł dreszcz, ale uśmiechnął się lekko na gest jest kolegi. Ten odwzajemnił to błyskając białymi, równymi zębami i przyciągając go jeszcze bliżej. Siedzieli jeszcze chwilę, aż spalili papierosa i dopili zaczęte piwo. Na szczęście mocne podmuchy wiatru nie robiły na nich wrażenia przez obecną pozycję, chociaż na ich twarzach panował rumieniec.
CZYTASZ
cyrograf | larry stylinson
Fiksi PenggemarCzasem w życiu następuje taki moment, gdy stoimy pod ścianą. Nie możemy się ruszyć. U Harry'ego nie jest to moment, a całe, dotychczasowe, szesnastoletnie życie. Czeka na coś co zmieni jego opłakaną rutynę. Gdy już traci nadzieję, pojawia się sar...