5

281 25 10
                                    

Wybiegając z szatni łapał urwane oddechy. Nick prawie zobaczył za dużo. Pomimo przebierania się w kącie ktoś musiał przekroczyć jego strefę komfortu, a co z tym idzie - patrzyć nie tam gdzie trzeba. Na szczęście się udało. Harry nie wie co, by zrobił gdyby ktoś dowiedział się o tym, że się samookalecza. Gdy wszedł to szkolnej toalety, znajdującej się najbliżej przebieralni, zamknął drzwi na zamek i oparł się o drewno wypuszczając długi, świszczący oddech. Drżącymi dłońmi zdjął spodnie, lecz wtedy ktoś wbiegł do pomieszczenia. Jak to jest w ogóle możliwe? Przecież przekręcił zamek! Po chwili, rozkojarzony chłopak wpadł na Styles'a i oboje leżeli rozłożeni na zimnych kafelkach. No może ten pierwszy w mniejszym stopniu, bo po chwili już wygodnie siedział na biodrach bruneta. Gdy ten po kilku sekundach, trwających tyle co minuty, podniósł wzrok ponownie tego dnia natrafił na te jaskrawo-niebieskie tęczówki. Deja vu. Louis wybuchł niekontrolowanym śmiechem, lecz kędzierzawemu wcale nie było do śmiechu. Oblał się szkarłatnym rumieńcem, przecież wciąż był bez spodni!

-Dawno cię nie widziałem - powiedział szatyn, gdy już trochę się uspokoił. W dokładnie tym momencie Harry przypomniał sobie dlaczego tutaj uciekł, a sytuacja ponownie się powtórzyła! Musi jak najszybciej wstać. Tak, koniecznie w tempie ekspresowym.

-Cześć Lou, znowu. Mam wf więc może mógłbyś, wiesz, ten - poruszył chaotycznie rękoma i głową zdesperowany, by ten tylko wystał.

-Ach tak, oczywiście! - zerwał się z chłopaka na co ten prędko wskoczył w spodnie leżące obok nich - Chcesz zapalić? Wiem, że średnio przed wf, ale wyglądasz na zestresowanego - zapytał przekrzywiając lekko głowę. Po chwili wyciągnął paczkę w jego stronę z jednym na wpół wyjętym papierosem. Co mu szkodzi, prawda? Louis nie mylił się tak naprawdę. Po odpaleniu zaciągnął się papierosem czując jak kłujący dym przedostaje się powoli do płuc. Na coś trzeba umrzeć w końcu. Stał się osobą którą niegdyś sam się brzydził, ale cóż począć. Za późno na ratunek. I tak zawsze był tą najmniej istotną osobą w grupie, więc kogo obchodził jego stan zdrowia fizycznego, czy psychicznego.

-Chcesz mój numer? - spytał Harry w przypływie odwagi. Co mu właściwie odbiło?

-Nie zawieram nowych znajomości, sorki - no tak, teraz zrobił z siebie debila. Zdesperowanego debila. Wyrzucił niedopałek przez okno i gdy mruknął pożegnanie zabrał rzeczy i wyszedł z łazienki z ciarkami wstydu. Już kurwa nigdy, ale to nigdy, nie odezwie się do Tomlinsona. Za dużo zażenowania własną osobą.

Wrócił, już przebrany, na salę gimnastyczną. Czas zmierzyć się z koszmarem. Harry czuje, że nic nie jest na swoim miejscu. Jak ludzie radzą sobie z ciężarem jakim jest codzienność? Nie jest w stanie normalnie funkcjonować, kiedy czuje się jak dodatkowy, zbędny puzzel w układance zwanej życiem.

-Styles! Dziesięć kółek za spóźnienie, na rozgrzewkę! - krzyknął trener. Nauczyciel nigdy go nie lubił przez słabe udzielanie się na jego zajęciach, ale co ma zrobić? Jemu też tu się nie podoba.

Po pierwszych dwóch kółkach nastolatek czuł, że zaraz wypluje płuca. Mógłby tyle nie pić, tudzież palić. Chociaż wizja życia na trzeźwo, nie zabijając się każdego kolejnego dnia, jest jeszcze gorsza, niż to co teraz przeżywa. Ludzie mają naprawdę źle, mają prawdziwe powody. On po prostu stacza się, bo jest słaby. Za słaby. Jego rozmyślania przerwał dźwięk otwierania i zamykania drzwi od hali, lecz nie podniósł wzroku. Po co miałby to robić? Parę sekund później, przebiegając obok trybun, usłyszał kolejny, pierdolony raz, ten głos.

-Czemu tak kicasz?

-B-biegam okrążenia - teraz jest jeszcze bardziej bojaźliwy, niż wcześniej, a dodatkowo w ciągu pięciu minut jego postanowienie poszło się jebać. Świetnie.

-Jako jedyny? - spytał szatyn z podniesioną brwią.

-Spóźniłem się - odburknął dalej biegnąc - Przepraszam! - krzyknął Louis. Teraz każdy już wiedział, że coś łączyło tą dwójkę, a przynajmniej każdy na sali. Harry'emu nie do końca to przeszkadzało, lecz mimo wszystko zawsze wolał prywatność, a nie sianie plotek na jego temat w kilku szkołach. Może i przesadza, ale nie często osoba jego pokroju zadaje się z kimś takim jak Tomlinson. Tym bardziej, że ma świadomość o małej, ścisłej grupie przyjaciół chłopaka. Ale tak to jest: mało przyjaciół, dużo znajomych. Tak wygląda obecnie jakaś popularność. Jakaś, bo jaka może być, gdy jedynie należysz do całkiem dobrego zespołu licealnego. Kędzierzawy po prostu nie bagatelizuje problemu jaki stanowi wkroczenie szatyna w jego życie. Teoretycznie nic między nimi nigdy nie zaszło, lecz praktycznie na każdym kroku mają ze sobą kontakt!

Po przebiegnięciu cholernych dziesięciu kółek, tych ostatnich już ledwo, Louis wciąż siedział na widowni, a jego wzrok regularnie osiadał na Harrym. Gdy ten już nie wytrzymał podszedł do chłopaka - Na co tu czekasz?

-Po waszej lekcji muszę rozłożyć sprzęt... - odparł, a ten kolejny raz się zbłaźnił. Miał już, jak zwykle zresztą, uciekać, lecz niższy niespodziewanie pociągnął go za nadgarstek - Ale głównie dlatego, że muszę z tobą porozmawiać.

cyrograf | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz