-To dość podchwytliwe pytanie - odpowiedział Louis po kilkunastu sekundach ciężkiego milczenia.
-Taki był zamysł - wzruszył ramionami - Pewnie nie rozumiesz mnie i moich dziwnych zachowań. Przepraszam - spuścił głowę mówiąc ostatnie słowa.
-Czemu miałbym nie rozumieć? Czy my właściwie cokolwiek rozumiemy? To wszystko to jedynie rutyna, tak naprawdę nie pojmujemy czegokolwiek. Przyzwyczajamy się do najdziwniejszych rzeczy, aż stają się codziennością którą "rozumiemy". To tylko pozory, Harry - uśmiechnął się pocieszająco próbując złapać kontakt wzrokowy, aż mu się udało na co kędzierzawy lekko się speszył - Oh, już jest po północy - powiedział szatyn chcąc zmienić temat.
-Nie rozumiem czasu.
-Ja też nie.
-Jest to za duża sprawa, wprost nie do pojęcia. Nie czuję, że cokolwiek przeżywam tu i teraz. Zdaję sobie z tego sprawę dopiero później - po tych słowach na kilka dobrych minut w powietrzu osiadła cisza. Głowy chłopców były zbyt zajęte głębokim rozmyślaniem, żeby przejąć się, że ktoś siedzi tuż obok w podobnej zadumie.
Po kilku chwilach Harry ocknął się i powiedział, że chciałby się umyć. Louis przystał na to dając młodszemu przerażająco biały, puchowy ręcznik oraz pokazując jak trafić do łazienki na parterze. Pomieszczenie było naprawdę spore. Co trzeci kafelek zdobił niebieski połysk pasujący do lekko błękitnej wanny stojącej bezpośrednio przed drewnianymi drzwiami przy ścianie naprzeciw wejścia. Puścił gorącą wodę, rozebrał się i wszedł ociężale, wpierw jedną, potem drugą nogą. Namydlił sobie obie dłonie po czym zaczął masować swoje obolałe zwłoki.
Oczy jego zaszkliły się łzami. Własna głowa szarą celą. Mrok owiewa duszę i umysł. Siedząc w przykurczu zdał sobie sprawę, że jest prawie całkowicie zaślepiony ciemnością. Tęskni za samym sobą. Boże, jak bardzo on tęskni. Już dawno zatracił siebie i nie jest w stanie odnaleźć. Jego rozsądek został oblężony, gdy ociekał żałością, pianą i nędzą. Jego jedynym marzeniem jest śmierć. Tak potwornie chce umrzeć, tylko o tym myśli. Tyle ludzi ginie na codzień, dlaczego to nie on? Nijaka czarna masa powoli wpełza pod jego skórę, powłokę bez wyrazu ze smutnymi oczami. Martwy cień jego rzekomej duszy podąża za nim goniąc i dysząc. Wie, że gdyby powiedział komukolwiek o czymkolwiek nikt by mu nie uwierzył. Jest zwykłym manipulantem. Nikt nie przejąłby się taką atencyjną szmatą. Doświadczając uczestniczymy w tej pierdolonej mistyfikacji która, podobno, jest jak najbardziej normalna i prawdziwa.
Zdając sobie sprawę z początkującej agonii uniósł słuchawkę prysznicową i odkręcił posrebrzany kurek. Powoli zaczął moczyć swoje włosy, pokręcone niczym duszący dym z papierosa którego ma zamiar zaraz zapalić.
-Potrzebuję nikotyny, chyba niedługo osiwieję ze stresu - powiedział Harry, gdy mijał kolegę na balkonie.
-Racja, skroń jakby srebniejsza. Wszystko w porządku?
-Jasne - uśmiechnął się potwierdzając swoje zaświadczenie co ledwo mu wyszło. Nic nie jest w porządku. Jego słowa łamią się w gardle, osiadają w przełyku bez, nawet ewentualnej, możliwości przełknięcia gdy już chce wydusić coś innego niż głupie "jasne".
To doprawdy nie do opisania jak bardzo nie chce istnieć. Dlaczego nie może po prostu się zabić?
Skąd tak właściwie pomysł, że nie może? Wystarczy dać odpowiednią motywację w odpowiednim momencie, będąc szczerym. Jesteśmy zdolni do najgorszych czynów w również najgorszych sytuacjach. Tak naprawdę to wszystko dziełem przypadku.
-Dlaczego piszesz piosenki? - spytał Louis tym samym przypominając chłopakowi o swojej obecności.
-Wiesz, zostawiam rzeczy po sobie żeby się nie lękać śmierci.
-Wydaję mi się, że zostało ci jeszcze trochę - rzekł dość niepewnie na co Harry zaśmiał się dźwięcznie.
-Sądzę, że już w chwili narodzin zaczynasz umierać - odparł wymijająco.
-Cóż za patos - przewrócił oczami prychając - Dlaczego jesteś tak negatywnie nastawiony cały czas?
-Po prostu wydaję mi się jakbym już wcześniej czytał tę książkę. Nie spodobało mi się zakończenie - powiedział na co Louis uniósł brew niemo pytając. Nie dostał odpowiedzi, kędzierzawy oddał swoją uwagę tlącemu się niedopałkowi.
Kocha tuszować wszystkie swoje prawdziwe emocje. Niezależnie od samopoczucia ma banana na twarzy, by nikt nie zadawał zbędnych pytań. Tak łatwo się domyślić, lecz nikt nie chce zadać sobie tyle trudu. Nie dziwi się, w końcu nie jest tego warty. Zaśmiał się pod nosem. Jak ktoś miałby go kiedykolwiek pokochać jeśli sam siebie nienawidzi do tego stopnia?
-Co cię tak rozbawiło?
-Myślę o miłości, śmieszna sprawa.
-Ja osobiście nienawidzę gdy ktoś mi wyznaje mi miłość. Słowa "kocham cię" powinny być pochlebiające.. Strasznie mnie boli jak ktoś mi mówi tę jedną frazę. Czuję, że nie zasługuję, że jest to najzwyklejsza na świecie pomyłka.
-Więc już kilka razy słyszałeś te słynne zdanie? - skrzywił się lekko.
-Można tak to ująć, ale to było dość szczeniackie ze strony tych osób. Bez większej głębi, rozumiesz. To może być w zasadzie moja karma.
-Karma?
-Nie sądzę, że jestem najlepszym człowiekiem - wymruczał Louis po czym wręcz uciekł z balkonu owianego listopadowym powietrzem. Znowu zepsuł. Dlaczego zawsze każdego zawodzi? Nigdy nie jest wystarczający, nieważne jak bardzo się stara. Nic nie idzie po jego myśli, wszystko szaleje.
Nie, dopiero zacznie szaleć. Teraz trwa cisza przed burzą.
* * *
przepraszam kochani za lekkie opóźnienie, ale jebać tą zasraną drugą klasę
wiem, że widać kogo słuchałam podczas pisania tego hihi
miłego dnia wszystkim, mam nadzieję, że coś skomentujecie
CZYTASZ
cyrograf | larry stylinson
FanfictionCzasem w życiu następuje taki moment, gdy stoimy pod ścianą. Nie możemy się ruszyć. U Harry'ego nie jest to moment, a całe, dotychczasowe, szesnastoletnie życie. Czeka na coś co zmieni jego opłakaną rutynę. Gdy już traci nadzieję, pojawia się sar...