Czy Harry już mówił, że nienawidzi poniedziałków? Na dodatek znowu nie miał pracy domowej z angielskiego. Idąc do szkoły zastanawiał się jak drogie są bilety na Karaiby. Jaki sens ma gnicie w Londynie bez jakichkolwiek planów na przyszłość? Z każdym metrem bliżej szkoły miał coraz więcej obiekcji czy napewno chce tam dziś być. Okej, napewno nie chce, ale jego frekwencja i tak już nie jest najlepsza. Z tą myślą znalazł się przy szafkach.
-Dzień doberek! - krzyknął dobrze mu znany głos na co walnął głową w drzwiczki z zaskoczenia.
-Laura... - jęknął rozmasowując bolące miejsce.
-Przyszłam ci powiedzieć, że Michael robi dziś imprezę przez to, że nie było jej w weekend.
-Dziś jest cholerny poniedziałek!
-Każdy dzień dobry do picia - wzruszyła ramionami. "Alkoholiczka" pomyślał Harry.
-Nie mam ochoty - zaprzeczył.
-A co jak powiem, że One Direction będzie? - na to Styles zachłysnął się powietrzem - Niech będzie - odpowiedział starając nie pokazywać na zewnątrz swojego podekscytowania. Brown po tych słowach posłała mu dziękczynny uśmiech, a po chwili już kierowali się do klasy.
***
-Tęsknię za tym gdy mogłem coś zmienić. Bynajmniej. Czy kiedykolwiek tak było, czy to tylko mistyfikacja? Czy to tylko złudna nadzieja, że gdyby nie moje czyny byłoby lepiej? Czy to nie marzenie na lepszy scenariusz w innym życiu? Najpewniej. Nie potrafię znaleźć dobrego epitetu który opisuje moją sytuację. Moje życie było złe kiedyś, więc dlaczego jestem tak rozbity teraz? Może wybrałem drogę żałości i nieprzemyślanych decyzji. Tak, zdecydowanie był to mój wybór.. - w tym momencie rozbrzmiał dzwonek, zatem zakończył czytać swoją pracę na angielski napisaną na kolanie dokładnie lekcję temu. Nigdy nie lubił prezentować czegokolwiek na forum, ale czasem po prostu nie miał wyboru, jak w tym przypadku. Nauczycielka po chwili powiedziała, żeby zgłosił się przed następną lekcją to wstawi mu ocenę, lecz teraz ma dyżur. Harry w odpowiedzi tylko mruknął potwierdzenie i ciche pożegnanie i praktycznie wybiegł z klasy. Dzisiaj zajęcia kończył o 16³⁰, a impreza zaczynała się za półtorej godziny, dlatego musiał dosłownie pędzić żeby ze wszystkim się wyrobić. Miał świadomość, że Michael Clifford nie mieszkał najbliżej, a chce się dobrze prezentować na jego imprezie, zatem nie miał czasu na spokojny powrót.
Po parunastu minutach dosłownie wbiegł do swojego pokoju rzucając plecak, a po chwili zmienił kurs na łazienkę gdzie wziął ekstremalnie szybki prysznic. Oczywiście nie obyło się bez sapnięć przez świeże rany na biodrze chłopaka. Ledwo spłukał swój jabłkowy szampon z włosów, gdy sięgał po szczoteczkę do zębów, po chwili nakładając na nią pastę. Z ręcznikiem w pasie i szczoteczką w ustach pobiegł znowu do swojej nory w poszukiwaniu najciaśniejszych spodni jakie tylko miał. Gdy tylko odnalazł pożądane czarne rurki zawrócił się, żeby wypłukać zęby. Robiąc już kolejną długość z rzędu zaczął zakładać bokserki, skarpetki i znalezione przed chwilą spodnie. Gdy usłyszał silnik auta pod domem zgarnął bluzę z krzesła i wyjął telefon oraz klucze z kieszenu porzuconych spodni znajdujących się na podłodze, po sekundzie jedną rzecz zakładając na siebie, a resztę chowając do kieszeni. Na szczęście brat Laury stwierdził, że nie ma problemu z zajechaniem po kolegę jej siostry dlatego już po chwili przyjaciele znajdowali się na kanapie w salonie Clifforda patrząc jak zabawa powoli zaczyna się rozkręcać.
Harry w zasadzie nienawidził używek, bał się ich piekielnie. Bał się uzależnienia od czegokolwiek lub kogokolwiek, ale teraz to nie miało znaczenia bo był na ostrej fazie po trzech lufkach będąc rozłożonym na sofie. Wszystko co go zabija trzyma go przy życiu. Czasem coś nas przerasta i nie jesteśmy w stanie uciec od tego w inny sposób niż taki jak ten kręconowlosy chłopak to robi. Może po prostu nie powinien uciekać. Racja, nie powinien, ale w tym momencie jest za słaby na podjęcie się jakiejkolwiek walki z czymkolwiek. Ludzie zapominają, każdy zapomina. Ale nie ciało, a Styles dokładnie się o tym przekonał na prawie każdej możliwej płaszczyźnie. Chciałby się wznieść bez pomocy środków, ale czy jest w stanie choćby spróbować? Głuche godziny, głośne otoczenie.
Harry co chwilę spoglądał na drzwi wejściowe czekając na Louisa albo jego przyjaciół, niestety dochodziła 20⁰⁰, a oni wciąż się nie pojawili. Gdy kędzierzawy zaczął podejrzewać, że Brown specjalnie to powiedziała, tylko dlatego, by zawitał na imprezie usłyszał śmiech Nialla, a jego spojrzenie wystrzeliło do góry. Obok blondyna ujrzał misiowatego, lecz nie był w stanie z tego miejsca zobaczyć dwóch pozostałych członków.
-Niall!! Jak się trzymasz? Widzę, że średnio - zaśmiał się na stan upojenia znajomego.
-Jestem po prostu lekko przychmielony - odburknął w odpowiedzi.
-Lekko?! - prychnął oburzony i zarazem sfrustrowany Liam. Najwidoczniej ten jednak był wystarczająco trzeźwy - Cześć, Harry. Jeśli szukasz Louisa, to pali z Zaynem na dworzu - uśmiechnął się po czym pociągnął kolegę za ramię w stronę najbliższych siedzeń. Styles kiwnął głową i skierował się w stronę o której mówił chłopak. Pomimo, iż nie był w najlepszym stanie, świeże, teraz już chłodne, powietrze wystarczająco go otrzeźwiło, żeby był w stanie znaleźć jego obiekt poszukiwań. Natomiast nie zauważył przy nim mulata.
-Tomlinson, gdzie twój kumpel?
-Już poszedł do środka - odpowiedział odwracając się minimalnie w stronę kręconowłosego.
-W takim razie co ty tu robisz sam?
-Myślę - odparł.
-Nad czym? - zapytał
-Nad życiem - odpowiedział wymijająco.
-I do czego doszedłeś? - dalej dopytywał Harry nie poddając się.
-Że jest ciężkie - wzruszył ramionami mniejszy.
-Życie jest proste, to ludzie są skomplikowani.
Louis na te słowa wbił wzrok w postać obok siebie wiercąc dziurę w jej duszy. Powiedzenie, że Styles czuł się niekomfortowo pod tym czujnym spojrzeniem było sporym niedopowiedzeniem. Jego skręcało w środku, a to uczucie jedynie się nasiliło, gdy szatyn zjechał wzrokiem na usta bruneta.
* * *
jeśli będą chociaż trzy, zasrane gwiazdki to będzie z automatu nowy rozdział hihihi
miłego dnia!!

CZYTASZ
cyrograf | larry stylinson
FanfikceCzasem w życiu następuje taki moment, gdy stoimy pod ścianą. Nie możemy się ruszyć. U Harry'ego nie jest to moment, a całe, dotychczasowe, szesnastoletnie życie. Czeka na coś co zmieni jego opłakaną rutynę. Gdy już traci nadzieję, pojawia się sar...