1

533 28 62
                                    

Kolejny poranek, kolejny poniedziałek. Harry westchnął cierpiętniczo i zwlekł się z łóżka. Wychodząc z pokoju słyszał rozmowe jego jakże cholernie poprawnej siostry i mamy. Gemma zawsze była we wszystkim lepsza, a przynajmniej nikogo nie zawodziła tak bardzo jak chłopak.
Schodząc ze schodów poczuł pieczenie na całej długości biodra. No tak, wczoraj to była ostateczność.

-Radzę ci nie pokazywać się mamie w takim stanie - mrugnęła Gem. Rzeczywiście, zapewne lokowany po wczorajszym zgonie nie wygląda najlepiej. Zapijanie problemów? Genialny pomysł! Będąc szczerym, zielonooki doskonale wiedział, że nie działa dobrze, ale w tym momencie już mu to wisiało.

Z zaciśniętymi zębami wrócił spowrotem na górę, by się ubrać, uczesać i umyć zęby. Może mieć nadzieję, że wtedy Anne nie będzie wciąż koczować w kuchni. Podirytowany ruszył do szafy, by wziąć pierwsze lepsze spodnie. Zaklął pod nosem, półki świeciły pustkami. Musi wziąć jakieś z kolekcji z podłogi. Biorąc ulubione jeansy zaciągnął się, jest do wytrzymania. Dwie plamy od ketchupu? Wytarł i nie ma takiej tragedii. Biorąc t-shirt z krzesła podbiegł do łazienki. Teraz już wie, że dwie warstwy papieru nie zdały egzaminu. Ważne, że na czarnych bokserkach nie widać krwi. Niestety skończyła się czysta bielizna, więc musi sobie jakoś poradzić. Spodnie od piżamy czyste? Czyste, zatem jakiś sukces jest.

Spojrzał pierwszy raz tego dnia w lustro, a oczy zaszły mu łzami. Czasem zastanawia się, czy ktokolwiek chciałby go mieć z tymi wszystkimi bliznami, ale to i tak nie ma znaczenia. Jego ciało, nawet bez cięcia się, jest wystarczająco odpychające. Powinien schudnąć. Zatem postanowionie, do wieczora nie je. Za dużo myśli, koniec tego. Wziął szczotkę, pastę i pośpiesznie zaczął myć zęby. Wciąż szczotkując, a właściwie po prostu trzymając szczoteczkę w buzi, zaczął przemywać bordowe kreski. Wypuszczając świszczący oddech zawinął papier i wciągnął spodnie. Wypluł pastę po chwili ściągając dziurawą bluzę i zakładając czarną koszulkę. Przemył twarz zimną wodą i spojrzał w odbicie. Jak nie zetnie tych włosów to wkrótce ptaki zaczną tam składać pieprzone jaja. Poczochrał swoją już istniejącą szopę stwierdzając, że lepiej nie będzie. W pędzie zgarnął piżamę wrzucając ją na stertę na krześle. Odblokowując telefon zobaczył, że ma pięć minut do wyjścia. Odetchnął, że zdąży wypić kawę, lecz po chwili na jego twarzy znów zawitał grymas. Dwadzieścia nieodebranych połączeń od Laury zdecydowanie oznacza kłopoty. Pakując komórkę do kieszeni stwierdził, że pogada z nią w szkole. Widząc trzy sygnety leżące na biurku porwał je, zakładając na palce. Robiąc trzecią długość po schodach skierował się do królestwa jego mamy modląc się, aby królowa akurat tam nie gościła. Ma szczęście, nie chciałby tłumaczyć się czemu nie zje śniadania mając czas na wypicie porannej kawy. Zaparzając wodę wyjął mleko z lodówki oraz cukier i kawę z szafki. Czekając na charakterystyczne kliknięcie wbił wzrok w swoje nagie stopy. Jeśli dziś będzie kolejny monotonny dzień, jego myśli go nie porzucą. Musi od nich uciec, bo go dopadną. Ocknął się słysząc bulgotanie wody, a zaraz potem pstryknięcie. Zalewając proszek wziął kubek na górę, żeby móc się spakować w międzyczasie. Pakując cztery pierwsze lepsze zeszyty oraz podręcznik od matematyki i angielskiego sięgnął do szuflady po tęczowe skarpetki, typowo. Trzema łykami pochłonął ciepły napój który dziś raczej będzie jego jedynym powodem do życia. Zarzucił plecak na ramię pędząc spowrotem na dół. Powienien ściągnąć jakąś aplikację liczącą kroki jeśli tak dalej pójdzie. Wciągając rozchodzone Conversy spróbował się odezwać pierwszy raz od kilkunastu godzin. Oczywiście wydobył się jedynie niewyraźny szmer, więc odchrząknął i spróbował ponownie.

-Mamo! Gems! Wychodzę do szkoły, wrócę późno!

Po kilku sekundach ciszy westchnął i wyszedł z domu. Wiedział, że są jeszcze w domu, zatem nie było potrzeby zamykania drzwi na klucz. Założył słuchawki i włączył Eda Sheerana. Kocha jego twórczość która pozwala się mu oderwać od rzeczywistości. Po kilkunastu minutach szybkiego marszu. Był już pod budynkiem szkoły.

-HARRY! HARRY! - usłyszał znajomy głos zza pleców, więc szybko odwrócił się w jego stronę, przy okazji prawie skręcając kark przy tej jakże dynamicznej czynności.

-Wszystko w porządku?

-Znudził ci się twój piękny, śliczny, powalający, idealny nos? Odświeżyć ci pamięć, czy obejdzie się bez? Od wczorajszej imprezy w ogóle się nie odzywałeś - warknęła Laura.

-Wyszedłem zanim się obudziłaś - westchnął cicho przypominając sobie co zrobił zaraz po powrocie do domu. Uciekając myślami zaczął kierować się w stronę bramy - Jesteś zła?

-Duh, detale.

-Co?

-D e t a l e.

-Zezgonowałem z-zaraz po tobie, nic nie pamiętam - zająknął się.

-Ach, to wiele wyjaśnia. Pamiętasz, że mamy odwołany blok angielskiego? Podobno mamy jakiś apel. Nie wiem o co chodzi. Nic nam nie mówią, zresztą jak zawsze. Nigdy nam nic mówią. Co to za placówka? Jestem zażenowana - rozpoczęła słowotok.

-Brown, uspokój się. Za godzinę się dowiemy - po tych słowach dziewczyna pokiwała głową.

Harry i Laura różnią się całkowicie, a mimo wszystko się "przyjaźnią". Co prawda chłopak nie potrafi nikogo nazwać swoim przyjacielem, lecz brunetce to nie przeszkadza i mimo wszystko tak właśnie opisuje kędzierzawego.

cyrograf | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz