Rozdział 57.

301 36 0
                                    

Kornel obudził się koło trzynastej. Uporczywy ból głowy zelżał, ale on i tak zapobiegawczo połknął tabletkę aspiryny znalezionej na dnie szuflady. Wziął drugi prysznic, bo podczas drzemki spocił się niczym maratończyk, i wyruszył po torbę z podstawowymi rzeczami zostawioną w wynajmowanym lokum. Wziął taksówkę i dotarł na miejsce kwadrans później.

Spakował rzeczy, upewnił się, że nic nie zostawił i zrezygnował z dalszego wynajmu. Cieszył się, że udało mu się załatwić formalności przez aplikację, bo nie miał ochoty stawać twarzą w twarz z właścicielką mieszkania i tłumaczyć jej się ze swojej decyzji.

Przespacerował się kawałek, ale po kilkuset metrach wskoczył do tramwaju. Kupił po drodze kilka podstawowych produktów spożywczych i kawę na wynos, po czym wrócił do mieszkania. Musiał stanąć na nogi, zastanowić się, jakiego wyposażenia potrzebował, przycisnąć pasa i wrócić do normalności, a przede wszystkim poinformować rodziców, że te święta spędzą we dwójkę. Do Wigilii zostały cztery dni i Kornel nie wybierał się na Boże Narodzenie do domu.

Nie potrafił. Wiedział, że matka będzie miała złamane serce, bo odkąd wnuk pojawił się na świecie, stał się dla niej sensem istnienia, ale nie mógł nic poradzić na to, że kobieta, która urodziła mu syna, okazała się zdradliwą oszustką. Powinien to przewidzieć. Nawet teraz, po trzech latach odkąd dowiedział się, że zaliczyli wpadkę, zastanawiał się jakim cudem wpakował się w ten związek.

Poznali się w barze, jak przystało na nowoczesną parę. Ona była młoda i piękna, a on napalony. Spotykali się kilka tygodni. On był pochłonięty pracą, dlatego nie przeszkadzało mu, że szczytem ambicji jego wybranki były akrylowe paznokcie, wakacje pod palmami i kilkudziesięciometrowe mieszkanie w dobrej dzielnicy oraz dwa kwity na pięćset plus.

Po dwóch miesiącach było za późno na refleksję. Wiktoria zaszła w ciążę, a Kornel sprzedał kawalerkę i kupił większe mieszkanie na kredyt, po czym wyremontował je i urządził pod dyktando nowej pani Kuczyńskiej. Oczywiście tuż po tym, jak gruchnęła wiadomość o wpadce, wzięli szybki ślub, by jego teściowie nie urwali mu głowy.

Zamieszkali razem. Na początku im się nie układało. Wiktoria miała wieczne pretensje. O wszystko. Codziennie. Ale gdy tylko na świecie pojawił się ich syn, jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Zmiana nie wydarzyła się z dnia na dzień, ale po trzech miesiącach opieki nad niemowlęciem stanowili dosyć szczęśliwą rodzinę, ze związkiem opartym na odpowiedzialności i poświęceniu, a nie ulotnej, romantycznej miłości.

Sielanka trwała do czasu. Wiktoria znów zaczęła wymagać od niego coraz więcej, nalegała także na drugie dziecko. On nie chciał powiększać rodziny. A przynajmniej na razie. Zaczęli się kłócić. Żona często podrzucała ich syna do domu dziadków, jednych lub drugich. Kornel pracował, więc nie miał pojęcia, czym zajmowała się całymi dniami, gdy nie pracowała, nie studiowała, ani nie zajmowała się małym.

Po pół roku cała sprawa się wyjaśniła. Wielokrotnie zastanawiał się, czy wiedział już wcześniej, że Wiktoria rozpoczęła polowanie na nowego tatuśka. Czy ignorował te wszystkie sygnały, które mu wysyłała? A może po prostu pogodził się z tym, że jego kobieta miała paskudny charakter i przestał starać się o to, by go zmienić?

A może był po prostu za leniwy i ta sytuacja była mu na rękę. Rzadko wracał myślami do ich wspólnych chwil tylko we dwoje. Nie mógł za to wyrzucić z umysłu wspomnień jego syna, rumianej twarzyczki, wesołych oczu i cienkich okrzyków radości.

Rozpakował torbę i zrobił sobie obiad. Gorąca kawa z ekspresu pomogła mu się obudzić. Pobyt w mieszkaniu działał na niego bardziej dobijająco, niż chciałby przyznać. W dodatku coraz bardziej intensywnie myślał o wszystkich dowodach w śledztwie. Pal licho rozbitą rodzinę i nieudane małżeństwo, on jak zwykle musiał skupiać się na robocie.

O czternastej trzydzieści nie wytrzymał i włączył serwis informacyjny w telewizji. Przez dziesięć minut wysłuchiwał doniesień na temat sytuacji politycznej w Polsce, oczywiście zniekształconej przez stację, która akurat nadawała. Kornel niejednokrotnie był pod wrażeniem tego, że jedno wydarzenie mogło zyskać tyle różnych twarzy, w zależności od tego, kto je raportował.

Maja powinna coś o tym wiedzieć, pomyślał.

Wreszcie na ekranie pojawił się reporter opowiadający o toczącym się śledztwie.

– Trwa właśnie akcja gaśnicza w domu podejrzanego o podwójne zabójstwo Eugeniusza P., czterdziestosiedmiolatka zamieszkałego w powiecie milickim, związanego prawdopodobnie ze sprawą „Kuby Rozpruwacza", nad którą pracuje lokalna i wojewódzka policja – zaczął. – Dziś w nocy, około drugiej, wybuchł pożar, który strawił całą posiadłość należącą do podejrzanego. Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem wojewódzkiej policji, by potwierdzić, czy ogień został zaprószony celowo.

Kornel rozdziawił usta nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Pożar? Jakim, do cholery, cudem, w domu Eugeniusza Piotrowiaka wybuchł pożar? Akurat wczoraj w nocy, w przeddzień przeszukania? Wyprostował się automatycznie. Ucieszył się, że uznano mężczyznę za podejrzanego, ale akceptował faktu, że wszystkie dowody, które prawdopodobnie doprowadziłyby do skazania szalonego mężczyzny, uleciały z dymem.

Realizator wyświetlił nagraną wcześniej wypowiedź rzecznika.

– W tym momencie trwają prace na miejscu, a policyjni specjaliści badają źródło pożaru. Na tym etapie nie wykluczamy żadnej hipotezy.

– Czy dom mógł zostać podpalony w celu ukrycia dowodów? – rozległo się pytanie zza kamery.

– Na tym etapie nie wykluczamy żadnej hipotezy – powtórzył policyjny mówca.

Nie wykluczamy żadnej hipotezy, powtórzył Kornel w myślach. Ulubione wyrażenie wszystkich, którzy mieli do czynienia z wygłodniałymi hienami posługującymi się mikrofonami na długich kijach zamiast zębów.

Świadomość, że gospodarstwo Piotrowiaka zostało zniszczone wciąż do niego nie docierała. Dowód na to, że mężczyzna interesował się polowaniami, ba, miał na tym punkcie obsesję – zniknął. Dowód na to, że mężczyzna zajmował się hodowlą egzotycznych zwierząt i że przynajmniej przez jakiś czas trzymał w klatce drapieżne koty – zniknął. Dowód na to, że w kolekcji mężczyzny brakowało noża łudząco podobnego do narzędzia zbrodni, jakim uśmiercono kobiety – zniknął.

Czy mieli aż takiego pecha? A może Piotrowiak wrócił do domu pod osłoną nocy i zrównał chałupę z ziemią, by nikt nigdy nie mógł wywlec jego tajemnic na światło dzienne? Kornel walnął pięścią w szklany blat stołu i kichnął, gdy kurz osiadł mu w zatokach i gardle.

Wysłuchał relacji do końca. Spiker poinformował widzów, że policja zaczęła obławę i prosi wszystkich o jakiekolwiek informacje mogące pomóc zlokalizować niebezpiecznego uciekiniera. Przestrzegł także mieszkańców, że mężczyzna może wyrządzić krzywdę postronnym świadkom.

Kornel wyłączył ze złością telewizor i podrapał się po głowie. Że też zawsze, gdy robili jeden krok w przód, musieli cofnąć się o dwa. Wysłał krótkiego SMSa do Gracjana, a później wyjadł jeszcze trochę obiadu z garnka stojącego na kuchence. Ubrał się w ciepłe ciuchy, zabrał telefon i portfel, po czym ruszył do domu Mai Zdrojewskiej.

W tym momencie tylko ona dysponowała dowodami potwierdzającymi winę Eugeniusza Piotrowiaka. 


_________

Mam nadzieję, że rozdział Ci się podobał. Jeśli uważasz, że historia jest warta polecenia - zagłosuj! Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii.

Daj znać, co o tym myślisz!

Uściski, NW 

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz