Rozdział 49.

289 39 2
                                    

Wsiedli do radiowozu i pokonali dzielący ich od Kozub odcinek w czterdzieści pięć minut. Drogi świeciły pustkami, jak zawsze w niedzielne poranki. Na ekspresówce wyprzedzili zaledwie dwa samochody.

– To tu? – zapytał sceptycznie Kornel parkując przed walącym się domem zbudowanym najpewniej jeszcze za czasów zaboru pruskiego.

Gracjan wzruszył niepewnie ramionami.

Kornel rzucił okiem na mapę w nawigacji i przeklął, gdy ekran przygasł i wypluł informację o niskim stanie baterii. Zapomniał podłączyć telefonu na noc. Miał nadzieję, że kilkuprocentowy zapas wystarczy, bo żadne z towarzyszy podróży nie dysponowało kablem do jego aparatu.

– Maju, zostaniesz w samochodzie? – zagadnął lukrowanym tonem patrząc we wsteczne lusterko.

Gdyby wzrok mógł zabijać, zapewne padłby martwy. Westchnął głośno.

– Super. Z takim wsparciem będziemy mieć większe szanse, jeśli nas zaatakuje – stwierdził obojętnie.

Gracjan otworzył drzwi i wysiadł z samochodu. Kornel zostawił komórkę na fotelu i podążył za aspirantem. Otoczyła ich lodowata mgła. Zza ogrodzenia dobiegało gdakanie kur i chrumkanie świń. Kornel poczuł znajomy dreszcz podniecenia. Nie mógł się doczekać, aż spojrzy temu psycholowi w twarz, zakuje go w kajdanki i przetransportuje do aresztu na Podwalu, gdzie ten śmieć będzie zdany na łaskę wymiaru sprawiedliwości.

Zamknął samochód pilotem i skierował się do zmurszałej bramy. Z obrzydzeniem złapał za metalowy bolec i popchnął ramieniem ciężkie skrzydło. Gdy tylko przekroczył granicę posesji, doskoczył do niego podwórkowy kundel skrzecząc ochryple.

– Zamknij się – syknął Kornel.

Świnie i kury ożywiły się słysząc ten hałas i też zaczęły wydawać z siebie coraz bardziej niespokojne dźwięki. Szczekacz próbował złapać go ostrymi ząbkami za nogawkę, więc Kornel kopnął go lekko, a pies z piskiem pobiegł na drugi koniec podwórka.

– No co? – warknął ze złością widząc spojrzenie Mai. – Miałem dać się pogryźć?

Uniosła oczy do nieba.

– Popatrzcie – odezwał się Gracjan.

W drzwiach kurnika czy innego śmierdzącego budynku gospodarczego stanął mężczyzna w ubłoconych gumiakach. Opierał się na widłach i przyglądał im się z ciekawością godną mikrobiologa śledzącego rozwój bakterii na szalce Petriego. Maja drgnęła, więc nie potrzebował werbalnego potwierdzenia, że to ten mężczyzna, którego spotkała w Grabownicy.

– Policja – zawołał Kornel. – Przyszliśmy porozmawiać.

Gospodarz znieruchomiał na dwie sekundy i oparł narzędzie o mur.

Kornel zbliżył się do niego ignorując wszechobecne błoto. Mężczyzna obserwował ich w milczeniu, a Kornel zastanawiał się, czy wieśniak byłby w stanie zamordować z zimną krwią cztery niewinne kobiety. Zdecydowanie posiadał tężyznę fizyczną umożliwiającą mu transport ciała nawet na dużą odległość. Znał las. Mieszkał w odosobnieniu. I sprawiał cholernie nieprzyjemne wrażenie. A w dodatku był karany za usiłowanie gwałtu.

– Komisarz Kuczyński i aspirant Ćwiąkała – przedstawił się zwięźle.

– I pani z regionalnej redakcji – dodał Piotrowiak kłaniając się uprzejmie Mai.

Uśmiechnął się złowieszczo przypatrując jej się z apetytem. Kornel coraz bardziej czuł, że powinni wpakować go do bagażnika i odwieźć na komendę zamiast bawić się w small talk na środku gospodarskiego pobojowiska w otoczeniu trzody.

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz