Rozdział 71.

270 34 0
                                    

Maja spędziła dwie bezsenne noce wiercąc się w łóżku i przerzucając z boku na bok. Jej stary pokój straszył dawnymi duchami, a nie mogła po prostu wrócić do wynajętego mieszkania, w którym wciąż unosił się zapach krwi mordercy.

W środę rano, dzień po przesłuchaniu w komendzie, dołączyła do matki w kuchni. Odkąd się wyprowadziła, w zasadzie nie utrzymywała z nią żadnego bliskiego kontaktu. Zawsze zastanawiała się, czy Celina trzymała ją na dystans celowo. Matka ubóstwiała Fryderyka i spełniała wszystkie jego zachcianki, natomiast ją traktowała jak zbędny balast.

Tym razem uśmiechnęła się do niej serdecznie.

– Jak się czujesz? – zagadnęła i wskazała jej solidne drewniane krzesło przy okrągłym stole. – Zrobię ci herbatę.

– Dziękuję, mamo – odparła, nie nawiązując ani słowem do swojego samopoczucia.

Co miałaby odpowiedzieć? Że zadurzyła się w seryjnym mordercy-sadyście i gwałcicielu lubującym się w przemocy, skazała niewinną dziewczynę na śmierć i sama prawie padła jego ofiarą? Z gazet dowiedziała się, że Leszczyński leżał w szpitalu pod stałą obserwacją funkcjonariuszy, ale Maja i tak trzy razy oglądała się przez ramię, gdy wychodziła z pomieszczenia i bała się zostawać sama po ciemku. Pierwszej nocy nawiedziły ją takie koszmary, że ojciec musiał sprawdzić co się z nią dzieje i zostać obok niej aż nie zasnęła.

Teraz już się uspokoiła. Wiedziała, że potrzebuje czasu. Wzięła zwolnienie lekarskie i zapomniała o zajęciach. Zbliżała się zresztą przerwa świąteczna, więc nikt nie pytał o powód jej nieobecności. Redakcja też waliła się w posadach. Feliks napisał jej, że odkąd zarząd wyrzucił Ernesta, każdy zajmował się tym, na co w danej chwili miał ochotę, co nie przynosiło żadnych efektów i wyświetlenia strony leciały na łeb na szyję.

Rozparła się na oparciu, wrzuciła do ust pastylkę przeciwbólową i ostrożnie chwyciła elegancką filiżankę w zabandażowane dłonie. Lekarz ocenił, że rany goiły się w ekspresowym tempie. Zdecydowanie dłużej miała potrwać ta druga rekonwalescencja, podczas której Maja nie życzyła sobie niczyjej pomocy.

W rezydencji Zdrojewskich czuła się wyjątkowo samotnie, choć matka starała się dotrzymać jej towarzystwa. Zaprosiła ją nawet do swojego klubu książki i zaproponowała wypad na zakupy. Ale Mai to nie interesowało. Chciała wrócić do śledztwa. Dowiedzieć się wszystkiego, co było do dowiedzenia. I upewnić się, że Leszczyński już nigdy nie wyjdzie z więzienia.

Przez cały ten czas, gdy leżała samotnie w swoim pokoju albo oglądała bezmyślnie telewizor z rodzicami w salonie, zastanawiała się, kiedy profesor właściwie się ujawnił. Czy mogła przypomnieć sobie jakikolwiek moment, w którym zaczęłaby go podejrzewać? Czy dał coś po sobie poznać?

Komisarz Kuczyński nie dał znaku życia, odkąd pożegnali się pod komendą. Jej rola w śledztwie dobiegła końca. Mogła się jedynie cieszyć, że i tak długo pozwolił jej w nim uczestniczyć. Ale mimo wszystko poczuła się odrzucona. Samotna. Zostawiona sama sobie. Westchnęła.

– Zjesz tosty?

Głos matki wyrwał ją z zamyślenia.

– Poradzę sobie, mamo.

Celina skinęła głową, zostawiła ją samą i wyszła do salonu. Po chwili Maja usłyszała zapaloną dyskusję na temat pierogów w jakimś formacie śniadaniowym i wybuchnęła śmiechem. Rzeczywistość uderzyła w nią z siłą rozpędzonego pociągu. Zaniepokojona hałasem matka wróciła do przestronnej kuchni.

– Co się stało?

– Nic – odparła Maja śmiejąc się do tego stopnia, że łzy popłynęły jej z oczu. – To jest po prostu przezabawne!

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz