~16~

689 30 3
                                    

-Steve-meżczyzna popatrzył na mnie ukazując mokre policzki, które odrazu wytarłam. Zignorowałam dziwne uczucie pojawiające się wraz z dotknięciem jego skóry.-Musimy działać dalej.-tak samo jak on chciałam to wszystko przerwać lecz nie mogliśmy, n po tym jak Bucky się poświęcił dla dobra akcji.

Blondyn wstał, pociągnął jeszcze raz nosem po czym wyciągnął do mnie ręce i pomógł mi wstać.
-Zajmijmy się tym sukinsynem-zdziwiłam się, ponieważ Steve nigdy nie lubiał gdy ktoś wyrażał się w ten sposób. Zawsze na nas krzyczał gdy tylko to zrobiliśmy powodując ogromną salwę śmiechu. Musiał być poważnie wkurzony. Z resztą ja też jestem.

-Więc na co jeszcze czekamy?-sięgnęłam po pistolet leżący na ziemi. Sprawdziłam magazynek, który jak się okazało był pełny.

Szliśmy ramię w ramię osłaniając siebie nawzajem. Mijaliśmy kilku żołnierzy Hydry, nawet nie zdążyli się skapnąć a już lądowali z kulką w głowie lub leżeli na ziemi oszołomieni siłą uderzenia tarczy Kapitana. Otworzyłam znowu magazynek tym razem aby go uzupełnić. Minus małych broni palnych. Sięgnęłam do jednej z kieszonek przy moim pasku gdzie powinny znajdować się naboje. Właśnie, powinny...

-Szlag, pusto

Nagle drzwi , naprzeciwka otworzyły się z dużą siłą. Szybko działający Steve zasłonił nas tarczą a ja aby jak najbardziej się za nią zmieścić przytuliłam się do mężczyzny.
Strzały nie padły.

-Nie chciałbym przerywać tej jakże romantycznej chwili lecz mamy kogoś.-zaczerwienieni szybko oderwaliśmy się od siebie po czym spojrzałam w stronę pochodzenia głosu.

-Gabe wystraszyłeś nas! Myśleliśmy że to ktoś od nich- krzyknęłam na chłopaka na co blondyn posłał mi spojrzenie-

-To wy się znacie?-no masz w myślach mi czyta.

-Tak ale to nie historia na teraz. Skąd go macie?-wskazałam na Doktora Zole trzymanego przez 2 meżczyzn.

-Najwidoczniej jako zaufana osoba nadzorował przejazd towaru-powiedział do siebie blondyn.-nie możemy ryzykować, że nam się wymknie więc ja pójdę tam i się tym zajmę a wy razem z nim udacie się do bazy i wezwiecie tam domów dla mnie abym mógł go bezpiecznie dla nas dowieźć do więzienia.

-Idziemy-powiedziałam i złapałam go za rękę. Odziwo nie protestował tylko popatrzył na mnie z wdzięcznością i szacunkiem.-zaczelismy wiec skończmy to razem.

~~~

Pół godziny później pociąg z towarem zatrzymał się w ,,tajnej" bazie Hydry. Jak na dosyć denerwującą swoją sprytością grupę ale dyskretność swojego transportu mają do kitu.

Mężczyźni wraz z więźniem udali się w stronę wyjścia ewakuacyjnego i zniknęli za drzwiami nie zwracając na siebie uwagi. Ja wraz ze Stevem niepostrzeżenie chciałam dostać się do pomieszczenia gdzie znajdował się nasz główny cel.

Dostaliśmy się do środka stanęliśmy z boku tak, że nie byliśmy widoczni.
-I gdzie jest ta niezwykła broń, którą obiecała mi Hydra- powiedział po niemiecku jakijś mężczyzna, dzięki Bogu że mój tato był tak bardzi uparty i nauczył mnie jak podstawowo mówić w tym języku.

-Oh tak, już prezentuję-dobra coś mi tu nie gra

Odpalił jakiejś pozaziemskie źródło zasilania, po czym wycelował w mężczyznę, który niczego nieświadomy nadal patrzył na Schmidt'a.

-O kurwa-wymsknęło mi się gdy broń ta całkowicie ,,skasowała" tego mężczyznę. Inni zaczęli uciekać do drzwi lecz tak jak ich poprzednik dostali pociskiem? Nie wiem jak nazwać tą ogromną kulę niebieskiego światła.

Sekundę potem z zaskoczenia wyskoczyliśmy my na nasze nieszczęście do pomieszczenia wkroczyli również żołnierze Hydry. Steve zajął się Red Skull'em a ja resztą, oczywiście od czasu do czasu mi pomagał co nie zmienia tego, że-hej 6 na 1 to trochę nie fair.

-Przemyśl to Rogers pasowałobyś do nas idealnie, tak jak ja jesteś niezwykły.

-Jaki tam niezwykły, zwykły chłopaczek z Brooklynu-rzucil tarczą i tak zaczęła się walka.

Powaliłam ostatnich dwóch po czym widząc cień postaci wybiegającej z pokoju spojrzałam w kierunku Steva. Podnosił się powoli z ziemi trzymając się za bok.

-Steve wszytko dobrze?!-podbieglam w niego

-Tak nie spodziewałem się tylko że mają tak nowoczesną broń zdolną mnie aż tak powalić, mniejsza musimy się nim zająć. Idź do wierzy i daj znać innym, że przydałoby się wsparcie.-Przytuliłam to bardzo bardzo mocno po czym pocałowałam go...

...w policzek. I ruszyłam. Biegnęłam mocno rozświetlonym korytarzem używając wszystkich moich sił. Słysząc warkot silnika chciałam zawracać lecz gdy zobaczyłam kto jedzie chciałam płakać ze szczęścia. Była to Peggy wraz w pułkownikiem.

-Wsiadaj-otworzyła mi drzwi przez które szybko wskoczyłam. Udaliśmy się w stronę hali wylotów. Czemu? Bo znając życie Schmidt będzie chciał n ucieknąc a jedynym sposobem jest podróż samolotem.

Widząc szykujący się do startu skrzydłowiec i biegnącego do niego blondyna krzyknęłam
-Gazu!- poczulam tylko mocniejszy powiew powietrza a chwilę potem byliśmy koło mężczyzny.-Steve! Wsiadaj!-chlopak wskoczył do wozu.

Pułkownik włączył jakiejś super
Przyśpieszenie dzięki któremu jechaliśmy z szaloną prędkością.

Gdy dostaliśmy się do jedynego możliwego wejścia wejścia sakolotu czyli koła Steve wstał. Chciał już skakać lecz...

Pociągnęłam go za kołnierzyk stroju i pocałowałam w usta. Przez ten pocałunek przekazałam mu całą moją pewność siebie,wiarę w niego oraz-oraz miłość.

-Dasz radę, wierzę w ciebie-powiedziałam jeszcze po czy chłopak wskoczył na transport a my omal się nie zabijając ruszyliśmy ponownie w stronę wierzy komunikacyjnej.

~~~

-Gdzie jest ten cholerny sygnał!-od 20 minut próbujemy połączyć się z samolotem Steva a ja o mało nie obdarłam siebie z nerwów że skóry.

Opadłam na krzesło czując łzy w moich oczach. Tak to była ta chwila, w której miaa same najczarniejsze myśli a myśl że miałabym stracić zarówno jego jak i Buckiego dobijała mnie jeszcze bardziej.

-Sophie?-usłyszeliśmy głos z komunikatora a ja jak głupia rzuciłam się na mikrofon.

-Steve! Nic ci nie jest. Dzięki Bogu!

-Sophie w tym samolocie jest mnóstwo broni atomowej, zawracanie nie wchodzi w grę za mało czasu i paliwa. Wiesz co to znaczy.

-Nie nie nie nie nie, nie ma mowy. Nie możesz.

-Sophie ja muszę...-nie odpowiedziałam.-Chciałabyś wyjść gdzieś na randkę?-zapytał lekko mnie rozśmieszając.

-Jasne czemu nie, kiedy?

-W niedzielę?

-Idealnie-po krótkiej chwili ciszy odparłam-Steve

-Tak?

-Kocham Cię

***********************************
Przepraszam!
Przepraszam, że wcześniej nie dodałam rozdziału lecz nie miałam czasu. A teraz życzę Miłego wieczoru/dnia/nocy.

Old New Love// Steve Rogers • Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz