~23~

625 28 4
                                    

Minęły z 3 godziny albo 3 dni ciężko mi stwierdzić kiedy straciłam przypomnieć. Świadomość odzyskałam dopiero teraz, próbowałam otworzyć oczy lecz wszystko na marne. Zwyczajnie nie dałam rady. Jedyna co to słyszałam krople wody odbijające się od podłogi oraz krzyk a czułam... Nic. Tak jak podejrzewałam przeziębiłam się więc zatkane zatoki jedynie potęgowały wszystko.

Ponownie podjęłam próbę otworzenia oczu lecz znowu się nie udało. Tym razem nie ze względu na (jak się domyśliłam) preparat usypiający lecz na ostry ból głowy spowodowany katarem.

Po kilku próbach wreszcie mi się udało jednak pożałowałam, że to zrobiłam. Wyglądało to jakbym znajdywała się w jakiejś piwnicy i więznieniu naraz. Było tu niesamowicie zimno. Moje mięśnie piekielnie bolały, serce komotało w piersi a ciało drżało. Jeszcze nigdy nie byłam tak bardzo przestraszona.

Udałam się do najbliższego konta, podkurczyłam nogi do siebie i zamknęłam oczy. W tamtej chwili doszłam do mnie jedna rzecz-oni nie będą mnie szukać. Co ja sobie myślałam znają dziewczynę jeden dzień i będą ją ratować. Pewnie myślą, że wróciłam do mieszkania I siedzę tam sama mając gdzieś to co się dzieje dookoła mnie.

Zastanawiacie się pewnie a co z Dianą?
Ona pewnie jest tak zafascynowana nimi, że o mnie zapomni i pomyśli podobnie. Wiedziałam, że muszę dać radę sama. Że muszę się stąd uwolnić licząc jedynie na siebie.

Tak właśnie zaczęłam obmyślać mój plan działania.

Ostatecznie wyszło z tego kilka punktów:

Znaleźć sprawcę wypadku,
(Bo wiem, że bez niego cały plan nie wypali)
●Poznać jego słabe strony,
(Dzięki czemu wyciągę potrzebne mi informację i szybko się go pozbędę)
●Poznać głowę całej tej akcji
(Po słowach ,,misja wykonana", które swoją drogą są ostatnich co pamiętam wnioskuję, że ta osoba tylko dla kogoś pracuje)
Zniszczyć szefa a co za tym idzie osłabić organiazję

●Zniszczyć CAŁKOWICIE budynek i jego pracowników.
(Bo zakładam, że Avengersi raczej mnie tutaj nie zabrali)

●Uciec stąd.

Krzyków było coraz więcej a koło mojej tymczasowej celi zaczęło krążyć coraz wiecej strażników perfidnie śmiejących się w moją osłabioną chorobą twarz.

Próbowałam liczyć co ile i kto tędy przechodzi oraz znaleźć jakąś lukę, którą mogłabym dobrze wykorzystać.
I tak całymi...dniami?Że względu na brak światła dziennego a jedynie słabej, starej lampki z korytarza, która prawdopodobnie już prawie nie działała bo dawała światła tyle co nic, to nie byłam w stanie stwierdzić jaka jest godzina lub jaki dzień.

~~~

Jak zawsze siedzę przy metalowych kratach odgradzjących moją celę od korytarza i przysłuchuję się krokom.

Powiem jedno słowo-porażka.

Nie ma tutaj żadnej systemtyczniości. Strażnicy chodzą kiedy chcą, jak długo chcą i zaglądają do kogo chcą. Jak już się domyśliliście nie pomaga to ani trochę w moim planie. Drzwi zaczęły się nagle otwierać popychając mnie na ścianę naprzeciwko. Stanęli w nich dwaj mężczyźni jeden w białym kitlu z grobową miną a drugi w skórzanym stroju z metalową ręką oraz maseczce, która sprawiała, że nie byłam w stanie zobaczyć jego twarzy.

-Do laboratorium-rzekł pierwszy z wymienionych a na jego polecenie drugi złapał mnie za ramiona I zaczął ciągnąć w stronę prawdopodobnie wspomnianego pomieszczenia. Bolało piekielnie. Jego siła była nie do opisania, porównywalną miał tylko Steve, który dostał ją dzięki serum super żołnierza. Coś mi tutaj nie pasuje.

- A więc powiedz kochanie co wiesz o Avengers-spytał doktorek gdy zostałam położona i przypięta do ogromnego stołu w wielkim, białym pomieszczeniu.

-Nic-zaśmiał się na moje słowa po czym powtórzył pytanie

-Nie chcę robić ci krzywdy więc odpowiedź mi-powiedział spokojnie maksymalnie przybliżając swoją twarz do mojej-Co wiesz o Avengers-drugi, zamaskowany mężczyzna tylko nam się przyglądał.

-Są bohaterami.

-Oj nie takiej odpowiedzi oczekiwałem, spytam ostatni raz i proszę teraz o konkretną odpowiedź. Co wiesz o nowych planach Avengers.

-Nie wiem o żadnych planach.

-Jesteś tak blisko z Kapitanem Ameryką więc napewno coś wiesz-syknął w moją stronę i pokazał zdjęcie moje i Steva.

-Skąd to masz?-teraz ja syknęłam wyraźnie wkurzona. Mężczyzna odsunął się po czym z uśmiechem usiadł na krześle obok stołu i sięgnął po jakiejś papiery, które potem zaczął czytać na głos.

-Sophie Rosalind Jones. Ojciec Colin Jones, Matka Amelia Jones. Urodzona 16 lipca 1919 roku w Nowym Jorku dokładnie dzielnica Brooklyn. Główny agent wojskowy i odziwo jeden z czterech założycieli organizacji S.H.I.E.L.D. Mam czytać dalej?

-Ale jak?-Byłam zszokowana. Skąd on miał tyle informacji o mnie?

-Nie ważne skąd ważne w jakim celu. Jakie są najnowsze plany avengers. Jesteś jedną z założycieli S.H.I.E.L.D a oni stworzyli Avengers musisz to wiedzieć-agresywnie Stanął nade mną na co zaczęłam się szarpać niestety nadal przytrzymywana przez pasy związane na moich rękach i nogach.

-Niewiem ale nawet jakbym wiedziała to i tak bym Ci nie powiedziała-splunęłam na niego. Otarł mokrą twarz rękawem koszuli po czym z psychpatycznym śmiechem powiedział.

-Tak się kochanie bawić nie bedziemy- dopiero wtedy się przestraszyłam i zaczęłam mocno szarpać. Dźwięk odbijania się pasów z metalem stołu idealnie zgrywał się ze jego śmiechem psychopaty. Odsunął kawałek mojej koszuli ukazując mój brzuch po czym wyciągnął nóż. Powoli I głeboko wycinął w nim kwadrat po czym wyrwał kawałek mojej skóry. Płakałam jak nigdy łzy spływały litrami po moich policzkach a krzyk odbijał się echem w całej sali. Było to jednak nic przytym jak w miejscu ogromnej, kwadratowej rany wlał gorący metal.
Ściągnął rękawiczki po czym w doskonał humorze wyszedł z sali zostawiając mnie całą zakrwawioną i płaczącą z bólu.

Gdy metal trochę wystygnął a światła się zgasiły oznajmiając, że nie jestem już obserwowana podszedł do mnie mężczyzna, który wcześniej wstał w koncie. Przekonana już jaki ból potrafią sprawić zaczęłam znowu płakać lecz stało się coś nieoczekiwanego. Mężczyzna delikatnie położył swoją metalową rękę na moje czoło chłodząc je zimnem metalu.

-Już nic ci nie zrobi, spokojnie. Przynajmniej nie dzisiaj.-to był ten sam głos, który usłyszałam przy milenium przed wejściem do wierzy. Mężczyzna uwolnił moje ręce i nogi I powoli pomógł mi usiąść. Powoli przyłożył teraz swoją zimną rękę do mojego brzucha troszkę zmniejszając cierpienie. Patrzyłam na niego, wyglądał znajomo. Powoli ściągnęłam jego maskę i gwałtownie zasłoniłam usta ręką że zdziwnia, już zignorowałam ten okropny ból skupiłam się na czymś innym a raczej kimś

-Bucky?

***********************************
Hejka!

Kolejny rozdział dał mi trochę takiej Woman Power a wam?

Miłego dnia! Mam nadzieje, że się spodobał.

Old New Love// Steve Rogers • Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz