~24~

637 29 6
                                    

Jak zwykle zacisnęłam zęby w okropnym bólu. Nie krzyczałam. Już nie. Poprostu nie miałam siły oraz wiedziałam, że nic mi to nie pomoże. Byłam skazana na cierpienie. Dowiedziałam się nawet że ta tajemnicza organizacją okazała się Hydrą. A nich ich. Cholerstwo przetrwało.

Naukowiec wyszedł poraz kolejny raz z sali, znowu z nie dużym kawałkiem mojej skóry. Było to przerażające. Czasami wstrzykiwali mi również świecący, fioletowy płyń który bolał o wiele gorzej niż ten zabieg. Nie wiedzialam dlaczego. Nawet nie zadawali wtedy żadnych pytań. Za każdym razem było tak samo. Śmiech, substancja, ukłucie, ból, ciemność i tyle.

Siedziałam tutaj już miesiąc a dokładnie miesiąc i dwa dni, nie miałabym o tym pojęcia gdyby nie Bucky. A skoro już o nim mowa to może przedstawię wam jak wyglądała sytuacja sprzed miesiąca.

-Bucky?

Mężczyzna zaprzestał wykonywanej czynności i popatrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem.

-Jaki znowu Bucky?-powiedział BARDZO ostrym, męskim głosem.

-N-nazywasz się James Buchanan Barnes i jesteś moim przyjacielem. Bucky? Nie poznajesz mnie?-widocznie zakłopotany ale i smutny spuścił głowę i przypatrywał się czubką swoich ciężkich skórzanych butów.

-Nie pamiętam nic, zero. Nie znam nikogo ani niczego z mojej przeszłości-wyroznie zobaczyłam ból w jego oczach gdy spojrzał w moje oczy.

-Ale ja pamiętam-położyłam mu rękę na ramieniu dodając otuchy- I nie pozwolę abyś tutaj został. Razem się stąd wyrwiemy, obiecuję a ja zawsze dotrzymuję obietnicy.

Od temtej pory co noc gdy tylko mógł przychodził do mnie do celi przynosząc jedzenie, ubranie lub bandarz. Cokolwiek czego tylko potrzebowałam a ja opowiadałam mu kim dla nas był oraz co się z nim stało.

Jak zwykle dla pozoru wziął mnie ,,brutalnie" za ramię co faktycznie bolało lecz o wiele mniej niż zwykle. Gdy znaleźliśmy się w mojej celi mężczyzna pomógł mi delikatnie usiąść, wyjął z kieszeni mały rulonik z bandarzu oraz fioleczkę wody ultenionej.

-Trochę teraz zaboli

Odsłonił mój brzuch tym samym odklejając przesiąkniętą krwią koszulkę od nowo zdobytej rany i świeżego metalu. Powoli przesunął palcami po miejscach, w których znajdował się metal a tak między nami była to już aż połowa brzucha. Z takim tempem bałam się jak dalej będę wyglądać.

-Bucky?-już przyzwyczaił się do swojego przezwiska więc od razu na nie reagował

-Tak?

-Nigdy nie myślał żeby zapytać ale dlaczego się mną zajmujesz? Mogłeś równie dobrze zostawić mnie jak innych w końcu mnie nie znałeś-opuściłam głowę, którą podniósł ręką dostykając mojego podbródka.

-Może i Cię wtedy nie znałem ale kiedy tylko zobaczyłem Cię w całości w środku mnie coś się obudziło, coś na wzór braterskiej miłości? Wiedziałem, że muszę cię pilnować bo jeżeli coś Ci się stanie to sobie tego nie wybaczę. Niewiedziałem dlaczego i jak ale w tamtej chwili byłem nawet gotów oddać za ciebie życie. Teraz też bym to zrobił. Bez wahania. Za każdym razem gdy widzę że cierpisz leżąc na tym stole mam ochotę zmienić się z tobą miejscem lecz wiem, że to tylko pogorszy sprawę.

Nic nie odpowiedziałam tylko mocno się do niego przytuliłam, rana bolała ale to teraz nie było ważne, ważny był tylko skrzywdzony przez świat i ludzi brunet znajdujący się przede mną. Po długiej chwili oddaliliśmy się od siebie z małymi uśmiechami. Tak dawno nie widziałam tego uśmiechu.

Podgryzł wargę zastanawiając się nad czymś intensywnie.

-Dasz radę dzisiaj robić coś wymagającego dużego ba bardzo dużego wysiłku fizycznego?

-Bucky co ty-

-Poprostu mi odpowiedź. Dasz?

-Tak-uśmiechnął się po czym podał mi rękę.

-A więc spadajmy stąd.

Przeszliśmy szybko do laboratorium patrząc wcześniej czy nikogo nie było na korytarzu. Z półek zabraliśmy ostrym lek przeciwbólowy w zastrzyku, który od razu na sobie zastosowałam. Miał długi czas działania co było dla mnie dużym szczęściem.

Oraz na dużych rozmiarów chusteczkę nalaliśmy chloroformu. Jak się okazało do laboratorium zbliżało się dwóch ochroniarzy a ci widząc światło postanowili sprawdzić co się dzieje w środku. Ustawiliśmy się po bokach od drzwi. Gdy tylko przekroczyli próg ja uśpiłam jednego a Bucky skutecznie zajął się drugim mężczyzną. Zabraliśmy od nich bronie oraz potrzebny ekwipunek i ruszyliśmy.

Szliśmy powoli nasłuchując nawet najmniejszego kroku. Nagle zza zakrętu wybiegł jakijś pracownik a Bucky z jego szybkością i zwinnością o razu oddał głośny strzał. Właśnie głośny.

-Taki doświadczony a tłumika to się zapomniało-pomachałam mu moim pistoletem z wcześniej wymienioną rzeczą. Pół minuty później staliśmy już strzelaliśmy do strażników, których swoją drogą ciągle przybywało.-30 na 2 to niezbyt fair.

-Sophie nie żartuj w takich chwilach-powiedział Bucky uderzając jakimś mezczczyzną o ścianę.

Zaśmiałam się ale za to, że straciłam czujność dostałam sztyletem w ramię, nie wyciągnęłam go ale uderzyłam mocno sprawcę, przerzuciłam przed siebie tym samym rzucając na ziemię po czym kopnęłam i strzeliłam w nogę.

-Wbicie komuś nóż w plecy jest bardzo nie honorowe ale czego się można spodziewać po Hydrze.

Nie było łatwo ale w końcu z nimi skończyliśmy. Usłyszeliy odgłosy walki co nas zdziwiło. Popatrzyliśmy na siebie po czym zgodnie pobiegliśmy w tamtą stronę. Wybiegliśmy do ogromnej sali i zobaczyliśmy co się tam dzieje. Było ciekawie.

Kilka dni wcześniej
Steve pov

-Macie coś?-od dłuższego czasu Sophie nie daje znaków życia. Wyszła z wierzy I do tej pory nie wróciła.

-Jak zwykle nie, ale ciągle szukamy.-odpowiedział swój codziennie formułkę Stark.

-Nic? Zero? Nagrania z kamer, zdjęcia z twojej satelity, cokolwiek.

-Nies-chciał dokończyć równie Smutny Stark. Co jak co ale ciągu tych 2 godzin zdążył polubić dziewczynę. Zdanie to przerwała blondynka wchodząca do pomieszczenia.

-Steve, od prawie miesiąca nie zwracasz na mnie uwagi ciągle tylko czy Sophie jest cała czy Sophie się nic nie stało. Ciągle to samo. Zabierz mnie dzisiaj gdzieś i wkońcu zostaw tą samolubną 90 latkę.

-Po pierwsze; muszę zostać a to że się o nią martwię jest normalne. Po drugie; nigdy więcej jej tak nie nazywaj.

-Bo co, kochasz mnie a nie ją-zamiast odpowiedzieć Steve nie powiedział nic a Sharon wiedziała już oco chodzi.-Czyli to ją kochasz?-znowu nic, jedynie przepraszające spojrzenie- W sumie i tak nic do ciebie nie czułam. Rozstańmy się w pokoju.-podała mu rękę, którą uścisnął-ale obiecaj mi, że z nią będziesz bk nie po to nie jesteś już że mną żeby być znowu singlem.

-Dziękuje-jedynie odpowiedział.

-Dobra, sorki, że przerywam te wasze romanse ale coś znalazłem.

-co to takiego?-odrazu się poderwałem.

-Nagranie z kamer. Z kamer ze Stark Tower.

***********************************

Głupia ja!

Zapomniałam wam życzyć miłych wakacji. Wiem że trochę bardzo spóźnione ale jest!

Wiec miłych, radosnych wakacji!

Old New Love// Steve Rogers • Kapitan AmerykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz