36 piętro...
35 piętro...
34 piętro...
33 piętro...
32 piętro...
31 piętro...
30!
Winda się zatrzymała i następnie otworzyła a my w 3 weszłyśmy do środka. W środku nikogo nie było co nas bardzo zdezorientowało.
-Jeszcze dobrze nie zacząłem pracy a ty już nas znowu-przerwał zdenerwowany Stark wchodząc do pomieszczenia gdzie ujrzap tylko nas.-oh to tylko wy.- Stanął w miejscu I równie zdezorientowany co my zwrócił się w naszą stronę.- Gdzie jest Kapitanek?
-Właśnie same się próbujemy tego dowiedzieć-odpowiedziała zirytowana rudowłosa.
-Jarvis!-zawołał-Gdzie jest Blondynek?
-On tak zawsze nie po imieniu i zdrobnieniami?-zapytałam dyskretnie Clinta, który akurat pojawił się w pomieszczeniu, na co pokiwał mi głową wyraźnie rozbawiony sytuacją.
-Albo tak samo jak teraz kłuci się z Jarvisem gdy ten nie może mu czegoś powiedzieć-faktycznie dało się zauważyć, że Brunet mocno zdenerwowany krzyczał do ściany, ponieważ nie chciała dać mu odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie.
-Zamknij się już latająca puszko!-moja przyjaciółka dołączyła się do akcji. Fantastycznie.
-Ja ci dam latającą puszkę!-i teraz z Jarvisa przeniusł się na Dianę. Znając ją kilkanaście dni szczerze mogę powiedzieć, że mu już współczuję.
-Widzę, że wszyscy są już na miejscu.- w drzwiach Stanął Steve.
-Dlaczego zwołałeś nas tu Kapitanie?-zapytał z ogromnym spokojem Thar? Ther? Thor? Mam jeszcze problem z niektórymi imionami. Tymbardziej pozaziemskimi.
W pokoju zapadła cisza co oznaczało, że wszyscy czekali na wyjaśnienia Rogersa.
-A więc chciałbym-przerwałmu krzyk z korytarza... kobiecy krzyk.
-Steve! Trochę dużo tu korytarzy i się zgubiłam!-następnie głos przemówił znowu ale trochę bliższej odległości.
Popatrzyliśmy na siebie zdziwieni. Może znałam się z nimi z 2 bo z godzinę pobyłyśmy w moim nowym pokoju, ale twierdzę, że myślimy o tym samym.
Sekundę potem w drzwiach stanęła dziewczyna. Całkiem ładna dziewczyna.
- A więc moi drodzy-zaczął Steve- chciałem wam przedstawić Sharon, agentkę S.H.I.E.L.D oraz
-Jego dziewczynę-wtrąciła się. Na jej zdanie wszytkim szczęki poszły do dołu a ja czułam jakby na moje barki spadł odgórny ciężar oraz miałam wrażenie, że zaraz zemdleje.
-Wszystko w porządku? Trochę zbladłaś-powiedział Clint, który najwyraźniej najszybciej się otrząsnął z tego szoku.
-Tak, tak dobrze tylko-wymówka wymówka. Szybko!- trochę się zdziwiłam-chyba nie przechwycili mojego załamania w głosie. Taką mam nadzieję. Natasha popatrzyła na mnie współczującym wzrokiem na co odpowiedział jej pokrzepiającym choć niezbyt prawdziwym uśmiechem.
-I zdecydowałam, że zamieszkam z moim chłopakiem-podkreśliła mocno ostatnie słowo i popatrzyła na mnie z...pogardą? Wyższością? Jednym i drugim?
Jeszcze bardziej mnie zabolało a cała radość jaką czerpałam z powrotu ze mnie uszła tak samo jak chęć do czegokolwiek.
-Przepraszam muszę się przejść-teraz już dało się usłyszeć załamanie mojego głosu. Wyraźnie.
-Pojść z tobą?- Stark położył mi rękę na ramieniu.
Nikt nie widział wtedy jak mocno Rogers zaciska szczękę na ten gest miliardera.
-Nie, nie trzeba. Dziękuję.-podeszłam do drzwi windy po drodze potrącona jeszcze ramieniem blondynki.
Stojąc już na dworze stwierdziłam, że pogoda niesamowicie pokrywała się z moim samopoczuciem. Padało jak z cebra a zimny wiatr rozwiewał moje mokre już włosy tym samym sprowadzając kropce deszczu na moją twarz. Na dworze było już ciemno co zbytnio mi nie przeszkadzało a wychodziło jedynie na moją korzyść, ponieważ o tej porze trudniej byłoby mnie znaleźć komuś z wierzy a teraz potrzebuję tylko samotności.
~~~
Po jakijs 2 godzinach samotnego snucia się po przesiąkniętym do do kropelki deszczu usiadłam na ławce w parku. Zmęczona wszystkim co się dzieje dookoła mnie zamknęłam oczy I odchyliłam głowę do tyłu. Chwilę tą przerwał mi jednak chłopięcy głos.
-Przepraszam-powiedział nieśmiale.
Otworzyłam oczy i usiadłam tak aby widzieć dosyć wysokiego chłopaka. Brunet był dość słodki co potęgowała jeszcze jego nieśmiałość.
-Mogę Ci w czymś pomóc?
-Raczej to ja chciałem zapytać.-usiadł obok mnie jednak w bezpiecznej odległości i zza pleców wyjął małą różę.
-Miała być dla mojej cioci za to, że znowu zgubiłem plecak myślę jednak że pani bardziej się przyda-powoli wyciągnął ją w moją stronę.-Poza tym wygląda pani na bardzo miłą osobę a takie osoby nie powinny siedzieć same w taką pogodę.-Dziękuje bardzo-powiedziałam oglądając jak jak najdokładniej mogłam w świetle latarni.-Jak się nazywasz?
-Peter. Peter Parker.
-Miło mi Cię poznać Peter. Ja jestem Sophie Jones i mów mi po imieniu proszę.-po chwili namysłu dodałam-Ciocia nie czeka na ciebie w domu? Jest już dosyć późno.
-Ojejku faktycznie muszę już iść-poderwał się młody poprawiając trochę mój humor-Mam nadzieję, że wszystko się ułoży Sophie miłego wieczoru!- pobiegł kawałek jednak wrócił się i założył mi na ramiona jego foliową kurtkę przeciwdeszczową.-Pewnie mało pomoże ale nie będzie Ci aż tak zimno. Do zobaczenia!- ostatecznie już pobiegł machając mi na pożegnanie.
Mam nadzieję, że jeszcze go spotkam i zdążę mu podziękować.
Powiem szczerze, że rozmowa z Peterem bardzo poprawiła mi humor I z leszym nastawieniem postanowiła wracać do wierzy. Zapięłam do końca wszystkie guziki kurtki aż pod szyję czując, że najprawdopodobniej się rozchoruję i w mokrych ubraniach zaczęłam iść przez miasto.
Budynek Stark Tower było widać w każdej części miasta jednak gdy zobaczyłam wejście do budynku przyspieszyłam kroku wyobrażaj sobie jak ciepło jest w środku. Sięgnęłam już ręką do rączki drzwi jednak poczułam ukłucie w okolicy szyi a sekundę potem, że moje powieki mimowolnie się zamykają.
-Misja wykonana-usłyszałam jeszcze tylko znajomy głos po czym bezwładnie upadłam na ziemię tracąc całkowity kontakt ze światem zewnętrznym.
***********************************
Muszę wam powiedzieć, że bardzo rozczulił mnie moment z Peterem.Słodki jest
Rozchorowałam się. Znowu. Więc dopiero teraz wstawiam gdy poczułam się już lepiej.
Miłego dnia!
CZYTASZ
Old New Love// Steve Rogers • Kapitan Ameryka
FanfictionHistoria ta potrafi pokazać, że miłość nie wybiera oraz jak bardzo słowo ,,Kocham" potrafi wpłynąć na człowieka. Mimo przeciwności losu i licznych przeszkód stawianych na drodze nigdy nie zrezygnowali ze znalezienia siebie. Ale czy znaleźli? Tego ju...