Mamusia! Tatuś!

326 26 2
                                    

Powoli zbliżał się koniec ich wyjazdu, poprzedniego wieczoru mieli cudowną randkę, zakończoną bardzo upojną nocą. Oboje od dawna nie czuli takiej satysfakcji i spełnienia. Nie mieli takiego zbliżenia od dobrych prawie dwóch miesięcy. Jedyne, na czym wtedy pozostawali to pocałunki i przytulaski. Rano pierwszy wstał brunet. Jednak, z racji, iż kobieta spała na jego klatce, nie chciał jej zbytnio budzić. Sięgnął po swój telefon, zrobił jej zdjęcie, lekko uchwycając swoją twarz. Wyglądała strasznie słodko. Tak słodko, że ustawił sobie to zdjęcie na tapetę blokady.

***

Diabeł chciał wyręczyć dziewczynę, gdy ta robiła śniadanie, on pakował ich walizki. Za kilka godzin mieli wylot. Bardzo nie chcieli wracać, ale mus to mus. Musieli, gdyż za 3 dni Amenadiel i Linda mieli zostać małżeństwem. Brunet biegał po całym domku, upewniając się, że wszystko spakował, następnie zaszedł dziewczynę od tyłu i ją  przytulił, przeszkadzając jej w kończeniu śniadania.

-Lucyfer - mruknęła przez to, że chłopak całował ją po szyi.

-Tak ? - nie przestawał.

-Łaskoczesz - lekko się śmieje, a on nie przestaje.

-Detektyw? - po chwili przestał, lecz dalej ją tulił.

-Tak ? - spojrzała na niego i podeszła do szafki z talerzami.

-Jaki mamy prezent dla pani doktor i Amenadiela?

-Nie myślałam jeszcze o tym. Jak myślisz, co by im się przydało ?

-Nie mam pojęcia - usiadł przy wyspie kuchennej.

Kobieta podstawiła mu pod nos talerz i poszła myć patelnie, na której robiła przed chwilą śniadanie.

-Chodź, zjedz, potem posprzątam - powiedział z jedzeniem w buzi.

-Tylko jedna rzecz do umycia jest jeszcze, więc różnicy mi to nie robi - myła dalej

-No panno detektyw, zostaw to i chodź tu do mnie - patrzył na nią. Dziewczyna nie odpowiedziała. Diabeł wstał i podszedł do niej, podnosząc ją lekko na rękach.

-Lucyfer postaw mnie - spojrzała na niego, a po chwili już siedziała przy blacie.

-Jedz teraz - uśmiechnął się do niej siadając obok. Patrzył na nią, a dziewczyna próbowała wstać. Złapał ją lekko za nadgarstek, a następnie wziął jej widelec, nabierając posiłku. Powoli zbliżał go do jej jamy ustnej. Zaczął ją karmić.

-Lucyfer, ale ja umiem jeść - mówiła z pełną buzią, bo nie dał jej chwili na powiedzenie czegokolwiek.

-Jesteś uparta, wiesz ? - oddał jej widelec i teraz on poszedł umyć naczynia.

-A idź ty - zaśmiała się - zaniosłeś już walizki do auta ?

-Tak, wszystko gotowe do wyjazdu - wrócił i zjadł resztę swojego jedzenia.

-Dobrze, to ja skoczę do sklepu jeszcze i możemy już wyjeżdżać na lotnisko, musimy oddać auto jeszcze - cmoknęła go w policzek.

-Dobrze leć, tylko uważaj, proszę - przytulił ją w talii.

-Nic mi przecież się nie stanie - zaśmiała się i podeszła do drzwi - będę za 20 minutek - wyszła.

Diabeł powoli domył wszystko i zabrał ostatnie ich rzeczy do samochodu. Oddał klucz do domku i oparł się o maskę pojazdu. Wyjął ze schowka w aucie opakowanie czerwonych papierosów Marlboro, wyjął jednego i zapalił. Dawno tego nie robił. Ostatni raz miał w płucach dym z papierosa jeszcze przed tym, gdy na komisariacie zawitał Pierce, a raczej Kain. Chwilę pomyślał i pierwszy raz się zaciągnął. Nawet nie poczuł smaku nikotyny w buzi, jak zawsze. To na niego nie działało tak jak na pozostałych ludzi. Nie potrafił się nawet od tego uzależnić. Po raz kolejny zaciągnął się, nagle czując nieprzyjemne uczucie w gardle, zaczął się tym dymem dusić. Z ciekawości po raz kolejny wziął dym do płuc. Wszystko działo się identycznie jak przed chwilą. Coś mu nie pasowało, jednak papieros się wypalił, wyrzucił go na ziemię, lekko przydeptując. Schylił się po niego i wyrzucił do pobliskiego kosza. Kątem oka zauważył blondynkę zbliżającą się z reklamówką pełną zakupów. Uśmiechnął się i patrzy na nią, nagle z przeciwnej strony ulicy podbiegł do niej jakiś facet, zatrzymując ją.

-Hej malutka, wyskoczymy razem do baru? - poprawił jej włosy za ucho, diabła to zdenerwowało.

-Nie, ja podziękuję. Spieszę się - powiedziała spoglądając na mężczyznę w garniturze, za tym chłopakiem.

-Nie daj się prosić - położył jej rękę na biodro

-Słyszałeś?! Nie chce, to się odwal! - podszedł bliżej - Nie dotykaj jej! - zabrał jego rękę z jej ciała

-Typie wypieprzaj. Miłość jest już zabroniona ? - zaśmiał się.

-Pani detektyw jest już zajęta, nie potrzebuje twojej miłości - pchnął jego ramie i zauważył lekki uśmiech na twarzy Chloe - odejdziesz grzecznie, albo pożałujesz - usmiechnął się sarkastycznie.

-Bo co mi niby zrobisz ? - podrywacz złączył ich czoła i odbił się, uderzając go w nie.

Cierpliwość Lucyfera się wyczerpała. Jego oczy zmieniły kolor i patrzył w te jego, zbliżając się, co w konsekwencji sprawiało, że mniejszy mężczyzna cofał się. W końcu diabeł pchnął go z wielką siłą na ulicę. Zbliżył się i podniósł go za szyje.

-Jeszcze raz dotkniesz detektyw, to będziesz się smażył w piekle. Załatwię ci to - szepnął i pokazał mu na kilka sekund swoje prawdziwe oblicze - szukaj sobie pustych lasek, które na ciebie polecą - powrócił do normalnego wyglądu i odrzucił go na chodnik, na którym stał kilka chwil temu. Wrócił do dziewczyny z uśmiechem.

-Możemy jechać - podszedł do auta, otworzył drzwi i wpuścił Chloe.

Po chwili sam znalazł się w aucie. Zapiął pas i spojrzał na dziewczynę z uśmiechem. Wrócił wzrokiem na kierownice, już miał odpalać auta, gdy nagle poczuł na swoim policzku ciepłe usta kobiety siedzącej na siedzeniu pasażera. Ponownie jego wzrok powędrował na twarz pięknej blondynki.

-Dziękuje Lucyfer - uśmiechnęła się do niego, po czym zbliżyła swoją twarz do tej jego. Położyła lekko dłoń na jego żuchwie i musnęła dłużej niż zazwyczaj jego usta. Po chwili odsunęli się od siebie z uśmiechem.

-Droga od razu minie o wiele lepiej - poprawił jej włosy, wkładając je jej za ucho. Po chwili krajobraz za oknem zaczął się zmieniać. Diabeł położył rękę na udzie swojej pasażerki.

***

Po kilkugodzinnym locie wracali autem z lotniska do domu. Wcześniej ustalili, że od razu pojadą do Lindy i Amenadiela po Trixie. Już, tak czy siak, strasznie długo u nich przebywała. Dojechali i zapukali do drzwi, które po chwili otworzyła dobrze znana im istota.

-Mamusia! Tatuś! - krzyknęła, przytulając ich obu. Oboje spojrzeli na siebie zdziwieni.

Good morning again, Lucifer | DeckerstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz