Gratuluje Chloe

201 25 3
                                    

-Chcecie mi powiedzieć, że mały Deckerstarek przyjdzie niedługo na świat ? - krzyknęła dosyć głośno.

-Ciii - podeszłam do dziewczyny - Tak, ale niech nikt więcej o tym nie wie, okej ? - Patrzyłam w jej oczy.

-Masz moje słowo Decker - zapięła gestem ręki swoje usta i wyrzuciła niewidzialny klucz.

-Dzięki - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Lucyfera kręcąc głowa z niedowierzania, że już zdążył się wygadać, mimo że prosiłam go o dotrzymanie tajemnicy.

-Wybacz Pani detektyw - schylił się do mnie i szepnął mi na ucho druga część zadania - radość mnie po prostu rozpiera - odsunął się - Zaraz wracam drogie panie - brunet pędem opuścił laboratorium.

-Mamy coś nowego ? Jakaś sprawa ? - poprawiłam grzywkę.

-Morderstwo żony i dziecka przez męża. Podejrzany Luke MacQuoid, lat 45. Tutaj macie adres - podała mi karteczkę - ja dojadę za jakiś czas, dokończę tylko badanie próbek.

-Jasne - wzięłam karteczkę i wyszłam z pomieszczenia w poszukiwaniu Lucyfera.

Znalazłam go po chwili przy biurku Dana. Gdy podeszłam mój były mąż wstał i podał mi rękę.

-Gratuluje Chloe - uśmiechnął się.

-Ale czego ? - udawałam ze nie wiem, o co chodzi.

-No jak to czego, kolejnego dziecka. Powodzenia. Trixie wie ?

-Nie, niech nie wie, póki co. Nie wiem jak zareaguje - westchnęłam i zakryła się bardziej płaszczem - teraz musimy jechać Lucyfer, Dan przyjedźcie zaraz z Ella - złapałam chłopaka za nadgarstek i ciągnęłam do wyjścia.

-Lucyfer, jeszcze się ugadamy! - usłyszałam głos Espinozy w tle.

Byłam zdenerwowana na diabła. Jutro pewnie pół komisariatu będzie już wiedzieć o naszej „tajemnicy". Chociaż nie wiem, czy umiałabym się na niego gniewać, chociaż teraz nie mam innej opcji. Musi odpłacić za swoje czyny. Pchnęłam go lekko do auta i sama weszłam po drugiej strony. Ruszyliśmy.

-Detektyw, to nie było zaplanowane, samo wyszło - spoglądał na mnie ze smutkiem, lecz ja go ignorowałam - Nie gniewaj się na mnie, proszę. Wiedzą tylko Dan i Ella. Obiecuję, że nikt więcej się nie dowie - dalej nie reagowałam tylko kierowałam się w stronę miejsca zbrodni.

Dojechaliśmy na miejsce i wysiadłam, dalej utrzymując swoje dzikie wobec chłopaka zachowanie. Podeszłam do funkcjonariuszy, a następnie udałam się do świadków i głównego podejrzanego, którego zatrzymali moi znajomi z posterunku.

-Luke MacQuoid ? - mężczyzna kiwnął głową, był w strasznym stanie - Detektyw Decker z miejscowej policji. Zgłosiłeś się sam na policję, więc powiedz...

-Czego pragniesz ? - wepchnął się przede mną brunet i spojrzał w oczy mordercy.

-Chciałbym cofnąć czas - powiedział zahipnotyzowany.

-Ah tak ? Dlaczego więc to zrobiłeś ?

-Byłem pod wpływem - otrząsnął się - co ? - powiedział pod nosem.

-Byłeś pod wpływem czego? - odsunęłam bruneta na bok i kontynuowałam.

-Narkotyków a czego - po tych słowach mężczyzna się rozpłakał, gdy zobaczył wywożone przez osoby z domu pogrzebowego ciała swojej żony i córki - Aresztujcie mnie, ale błagam odnajdźcie mojego syna!

-Pana syn zaginął ?

-Tak

-Proszę podać nam podstawowe informację o nim, a my przekażemy to do wydziału zaginionych - nie reagowałam na bruneta, który patrzył na mnie bez przerwy.

-Tim MacQuoid, niedługo kończy 17 lat. Metr siedemdziesiąt sześć brunet ma charakterystyczny pieprzyk na nosie - podeszli do nas inni funkcjonariusze i wzięli go na komendę.

Zaczęłam się rozglądać po miejscu zbrodni w poszukiwaniu Dana i Elli. Nigdzie ich nie widziałam. Ruszyłam do domu, w którym mieszkała zamordowana rodzina, a bynajmniej w części. Rozglądałam się po każdym pokoju po kolei. Diabeł został na zewnątrz i rozmawiał z kimś przez telefon.

Weszłam do kolejnego, a zarazem ostatniego pokoju. Przeszukałam go z grubsza. Otworzyłam szafę a z niej wypadło strasznie blade ciało chłopaka. Zauważyłam dosyć wyraźne znamię na nosie chłopaka. Po tym wywnioskowałam, że był to syn naszego dzisiejszego mordercy. Zgłosiłam to do komendy głównej i zapytałam, gdzie są nasi przyjaciele. Powiadomili nas, a raczej mnie, bo Lucyfera jak nie było obok mnie, tak nie ma do tej pory, że zaraz przyślą kogoś innego, bo oboje zniknęli bez słowa z wydziału.

Zbliżyłam się do ciała i przyglądałam się mu coraz to baczniej. Widziałam pomarszczoną skórę w okolicach obojczyków co wskazywało na otrucie jakąś trującą substancją. Szukałam dookoła jakichś dowodów. Po chwili pod łóżkiem znalazłam pudełeczko, założyłam rękawiczki i zajrzałam do środka. Pudełko było wypakowane po brzegi samymi narkotykami różnorakiego gatunku.

-Lucyfer! - krzyknęłam głośniej i wyjrzałam przez uchylone okno.

Po chwili mój narzeczony stawił się obok mnie. Przeglądałam każdy woreczek z różnymi ziołami czy innymi prochami dokładnie.

-To syn naszego mordercy. Prawdopodobnie zaćpał się na śmierć - mruknęłam cicho zdejmując rękawiczki.

-Biedaczek, dobrze, że chociaż zostało parę dla mnie - chciał sięgnąć do pudełeczka po woreczki, lecz ja klepnęłam jego ręce.

-Nie, było tak dobrze, nie wznawiaj swojego nałogu.

-Nałogu ? - spojrzał na mnie niezbyt prostym do odczytania spojrzeniem

-A jak inaczej to nazwiesz ? - dalej nie przeszło mi moje złe nastawienie

-Raczej, krótkie przyjemności - poprawił swój garnitur.

-Zostaw to - zamknęłam pudełeczko i zaniosłam je do kolejnej pary funkcjonariuszy.

-Śledztwo tak naprawdę jest zakończone. Morderca sam się przyznał, więc przez resztę dnia macie wolne.

Ruszyliśmy do auta i udaliśmy się z powrotem do Luxu. Ponownie droga minęła w ciszy. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Ruszyłam do góry windą, a chłopak znajdował się obok mnie. Ruszyłam do przodu, a przed sobą ujrzałam naszych zaginionych przyjaciół.

Za nimi było pełno balonów, a oni wrzasnęli na nasz widok. Podeszli i znów pogratulowali nam ponownie, podając kilka dużych toreb prezentowych. Znajdowało się tam pełno ciuchów i zabawek dla naszego dzidziusia.

Po kilku godzinach siedzenia u nas i rozmawiania z nami wrócili. Podczas tego spotkania, zauważyłam, że jest pomiędzy nimi coś więcej niż to, co mi się wydawało. Cieszę się, że im się powodzi.

Gdy goście opuścili mieszkanie, poszłam ponownie po swój płaszcz i weszłam do windy.

-Dziś będę u siebie, Trixie jest u mojej mamy. Jeśli coś będziesz potrzebował to dzwoń - drzwi windy się zamknęły, a ja ruszyłam na dół budynku.

-Detektyw!

Suprise! Bonus! Miałam przed chwila zawał. Bo chciałam wstawić rozdział ten właśnie, i patrzę ze jest tylko do momentu jak Dan krzyczy do lucyfera, ze się upadają(200 słów) i nie pamiętałam co tu miało być w tym rozdziale, ale wszystko się potoczyło bardzo szybko i dobrze wiec macie rozdział. Pozdrawiam!

Good morning again, Lucifer | DeckerstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz