Możesz mi wszystko powiedzieć, wiesz o tym ?

477 30 7
                                    

Chloe i Dan siedzieli w pokoju przesłuchań, próbując wydobyć jakiekolwiek informacje z podejrzanego. Jednak nie szło im to zbyt dobrze. Ella badała dowody rzeczowe, co idzie jej jak zawsze wybitnie. Decker w pewnym momencie zbladła, zaczęła łapać głębsze oddechy, co szło jej coraz ciężej. Po chwili zdecydowała się wstać i wyjść na zewnątrz. Dan pobiegł za nią, martwiąc się o swoją byłą żonę.

- Chloe! Zaczekaj - biegł za nią.

Dziewczyna nie odezwała się słowem. Wyszła przed komisariat i usiadła na pobliskiej ławce. Schowała twarz w dłoniach, biorąc duże oddechy. Po chwili mężczyzna usiadł obok.

- Wszystko okej ? - zapytał z troską w głosie - może zrób sobie dzisiaj wolne, hm ?

- Nie, dam radę. To chwilowe, leć kończyć przesłuchanie - spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.

- Jesteś blada, odpuść sobie dzisiaj - położył rękę na udzie dziewczyny i jeździł lekko po nim dłonią.

- Dam radę Dan, idź ja zaraz przyjdę - położyła rękę na tą jego i lekko zacisnęła.

- No dobrze, jak uważasz - wstał - ale jak coś się będzie działo, albo coś cię gryzie, to możesz mi wszystko powiedzieć, wiesz o tym ? - uśmiechnął się do niej ciepło.

- Dziękuje - spojrzała na niego i odprowadziła go wzrokiem na komendę.

Dziewczyna zakryła się bardziej marynarką. Siedziała skulona na ławce. Uniosła na chwilę głowę, by nabrać więcej powietrza, które było jej bardzo potrzebne. Jej wzrok zawiesił się na budynku. Był to jeden z najstarszych budynków w LA, lecz mimo tego był bardzo wysoki. Detektyw mrugnęła kilka razy i nagle znów ujrzała tego samego ptaka, którego widziała w drodze do pracy. Jednak tym razem był obok niego drugi, szary ptak. Skupiła się na nich i się uśmiechnęła. Zdziwiła się, bo nagle ich skrzydła zniknęły. Miała mieszane uczucia. Nie wiedziała, o co chodzi.

- Lucyfer ? - powiedziała pod nosem i szybkim krokiem ruszyła do auta.

Od razu siły jej wróciły. Szybko zapięła pasy i ruszyła pod budynek, na którym widziała przed chwilą znajome jej postacie, a bynajmniej tak uważała. Starała się przestrzegać przepisów, jak na policjanta przystało, lecz emocję wzięły górę. Gdy po chwili znalazła się pod tym budynkiem, gwałtownie zaparkowała. Wybiegła z auta, przy okazji wpadając na pięć osób. Był to jakiś stary, ale bardzo zadbany hotel. Wbiegła po schodach na samą górę. Następnie pobiegła do windy i jedzie nią już na sam dach. Weszła jeszcze po ostatnich 9 schodkach i otworzyła drzwi. Rozejrzała się, ale nic tam nie było. Dziewczyna była bardzo zdyszana. Znów była osłabiona, tym razem jeszcze bardziej niż pod komisariatem. Oparła się o ścianę wejścia na dach, po czum zsunęła się po niej na ziemię. Pojawiały jej się mroczki przed oczami. Po chwili zamknęła oczy.

Gdy ponownie je otworzyła, znajdowała się na łóżku szpitalnym. Rozejrzała się, była sama na sali, obok niej nikogo. Jedynie na stoliku obok zauważyła kilka bukietów i 4 laurki od Trixie. Lekko podniosła się do siadu. Była podłączona do kilku maszyn. Nagle do sali wszedł lekarz, zapytał, jak się czuje i podał jej dożylnie parę leków. Poinformował ją, iż będzie musiała zostać kilka dobrych dni w szpitalu. Z nadzieję zapytała, czy nie da się szybciej, lecz odpowiedź była oczywista. Westchnęła i sięgnęła po laurki. Okazało się, że były ponumerowane, jedna laurka na każdy dzień.

- Co, tak długo tu leżę ? 4 dni ? - powiedziała sama do siebie, na jej twarzy zagościł lekki uśmiech podczas patrzenia na dzieła jej córeczki.

Odłożyła kartki z powrotem na szafkę i spróbowała się przespać, była wymęczona.

Dan

Dan w tym czasie odbierał małą ze szkoły. Od razu po tym mieli odwiedzić mamę i dać jej kolejną kartkę. Mężczyzna wysiadł z auta i poszedł pod klasę swojej córki, czekając na dzwonek. Bardzo się martwił o Chloe. Obrócił się w stronę okna i wyglądał przez nie bez celu. Wystraszył się gdy urządzenie zawieszone nad nim zaczęło dzwonić. Szybko się obrócił i patrzy na drzwi sali, z których miała wyjść Trixie. Wszystkie dzieci wyszły, a jej nie było. Podszedł do drzwi zakłopotany i zapukał, po czym wszedł do pomieszczenia. Zobaczył, jak jego córka rozmawia z wychowawczynią. Zamknął za sobą drzwi, stał i przyglądał się im, po chwili postanowił zainterweniować.

- Dzień dobry, coś się stało ? - podszedł do swojej potomnej i położył jej ręce na ramiona - Beatrice coś zrobiła ?

- Właściwie to tak - odpowiedziała lekko naburmuszona nauczycielka, miała już dość wybryków Trixie - Pana córka zaatakowała koleżankę z ławki ołówkiem, a dokładnie wbiła jej go w rękę - wystchęła i spojrzała na podopieczną.

- To ona zaczęła mnie zaczepiać, to nie jest moja wina! - Wtrąciła się

-Trix spokojnie - szepnął jej do ucha, na co ona odburknęła - wyjaśnimy to sobie z jej rodzicami, jak się nazywają ?

- Państwo Collins, lecz proszę się liczyć z tym, że dyrekcja tak tego nie zostawi. Niestety Pan dyrektor Brown zdecydowanie nie zaprzestanie na takiej sprawie bez żadnej kary. Prawdopodobnie Trixie zostanie zawieszona w prawach ucznia.

- W takim razie porozmawiam z dyrektorem, gdyż nie widzę takiej potrzeby - broni jej jak może, w końcu jest z policji.

- Dyrektor wraca dopiero za 2 dni, jest na delegacji z kilkorgiem uczniów. W takim razie proszę dzwonić do sekretariatu i umówić się na spotkanie, jednak w tym czasie radzę zapisać córkę do psychologa i dać jej przerwę od spotkań z rówieśnikami do końca tygodnia.

- Będziemy w takim razie w kontakcie, dziękujemy, do widzenia - wyszli z klasy i ruszyli do auta, gdzie Dan wpadł w śmiech, przypomniała mu się sytuacja z jego dzieciństwa.

- Tato... czemu się śmiejesz ? - Dan spoważniał. Smutno jej było, że cała wina poszła na nią, bo ta Nicki też była winna. To ona ją sprowokowała. Zaczęła ją wyzywać. Ją i jej rodziców.

- Wybacz kochanie - spojrzał na córkę, która siedziała na tylnych siedzeniach. Wiesz...tatuś też miał kiedyś do czynienia z Collinsami... - zaśmiał się krótko i złapał ją za rękę, by dodać otuchy - nie przejmuj się tym, to rodzinne - zażartował, co było niezbyt odpowiednie, więc po chwili zabrał rękę i ruszył w drogę - mówiłaś, że to ona cię sprowokowała. Co takiego ci zrobiła małpeczko ?

- Zaczęła obrażać najpierw mnie, a potem ciebie i mamę... Zdenerwowałam się i oddałam jej - mówiła z dumą - chciałam być jak wy, zwalczać przestępców - na te słowa mężczyzna się zaśmiał.

-Trix, ale my nie zwalczamy przestępców w taki sposób - zaśmiał się lekko.

- A jak ?

- Kiedyś wezmę cię do pracy i pokażę, dobrze małpeczko ? - spojrzał na nią w lusterku.

-Dobrze - ucieszyła się - a pojedziemy do mamy ? Mam dla niej kolejną laurkę -wyjęła ją po chwili z plecaka i nachyliła się na przód auta, pokazując ją Danowi

- Tak śliczna, ale usiądź i zapnij pasy, proszę - spojrzał na nią w lusterku - mama na pewno się ucieszy.

Good morning again, Lucifer | DeckerstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz