Pani detektyw, powiesz mi o co chodzi ?

275 28 0
                                    

Porozmawiałem wczoraj z Trixie, a dziś odwiozłem ją do szkoły. Czym prędzej pojechałem na komisariat, aby porozmawiać z Chloe. Z tego co wiem, dalej siedziała w areszcie. Trixie jest załamana tą sprawą, a jak dobrze wiemy, nikt nie chce, by dorastała bez mamy, która siedzi za kratkami, tym bardziej będąc niewinna. Muszę przekonać blondynkę, że to nie przez nią Lucyfer jest w szpitalu. Wysiadłem z auta i ruszyłem do budynku. Poczułem wibracje w tylnej kieszeni, wyjąłem telefon i odebrałem. Był to Lucyfer. Wyjąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na ekran. Schowałem go z powrotem. Ruszyłem do jednego z oficerów pilnujących podziemi.

Lucyfer

Pół godziny temu dostałem wypis, dzwoniłem do mojej narzeczonej, lecz ona nie odpowiadała. Ruszyłem więc do domu podniebną drogą. Nie miałem przy sobie corvetty, a nie chciałem próżnować z jakimiś obcymi ludźmi. To nie tak, że się wywyższam, ale nie oszukujmy się, nie widzę sensu męczenia się z nimi w drodze przez pół Los Angeles. Dodatkowy plus latania to to, że jest o wiele szybsze, bo nigdzie nie ma korków, co w LA nie jest rzadkością. Po chwili znajdowałem się w penthouse. Rozejrzałem się po nim w poszukiwaniu Chloe. Nigdzie jej nie było, jeszcze mam do sprawdzenia komisariat. Tam na pewno ją znajdę.

Ubrałem się w świeży garnitur i jechałem do pracy, będąc w stu procentach pewnym, że zastanę tam dziewczynę. Wszedłem do budynku, nie zastałem nikogo z bliższych przyjaciół. Podszedłem więc do biurka mojej przyszłej żony, nie było jej tam. Zacząłem szukać Elli i Dana, lecz ich też nigdzie nie było. Gdzie oni wszyscy zniknęli ? Podszedłem do jednego ze znanych mi funkcjonariuszy i zapytałem, gdzie wszyscy się podziali. Ten natomiast zaprowadził mnie schodami w dół, tam, gdzie nigdy jeszcze nie byłem. Do celi. Nie wiedziałem, po co i dlaczego, ale podążałem za nim. Stanęliśmy oboje przed jedną z krat, obok mnie byli Dan i Ella. Czekali na coś, a raczej na kogoś. Spojrzałem na nich. Nikt nic nie powiedział, tylko Ella rzuciła mi się w ramiona i przytuliła mocno. Oddałem to, tylko dalej nie wiedziałem, co się dzieje.

-Możecie mi wytłumaczyć, co się dzieje? - spojrzałem na nich, odsuwając lekko od siebie pannę Lopez.

Nie zdążyłem nic więcej powiedzieć, bo nagle zza zakrętu wyszedł jeden z policjantów, przed którym szła Chloe zakuta w kajdanki. Szybko zacząłem biec w ich stronę, nie wiedząc, o co konkretnie chodzi.

-Pani detektyw ? - stanąłem przed nią, tym samym ich zatrzymując - o co chodzi - podniosłem jej twarz lekko za podbródek. Dziewczyna była zapłakana. Spojrzałem na prowadzącego ją prawdopodobnie z powrotem do celi mężczyznę - dlaczego jesteś skuta ?

Nikt nic mi nie odpowiedział, policjant ominął mnie i ponownie wpakował dziewczynę za kratki. Dan i Ella odeszli i zostawili naszą trójkę samą. Poprosiłem policjanta na słowo, odeszliśmy do pomieszczenia obok.

-O co chodzi ? Dlaczego pani detektyw jest w areszcie - mówi jeszcze w miarę spokojnie.

-Zgłosiła się, bo stwierdziła, że otruła człowieka. Nie mamy na to dowodów i dopóki tego nie znajdziemy.

-Wy w to wierzycie ? Detektyw Decker to najbardziej życzliwa i odpowiedzialna osoba, jaką znam, ona nie otrułaby nikogo. Świadkiem jestem ja, Chloe przez cały dzień siedziała ze mną w domu. Nigdzie nie wychodziła. Musicie ją wypuścić. Nie ma innej opcji.

-Lucyferze, spokojnie, sprawdzimy to i wtedy... - przerwałem mu, odpalając swoje diabelskie oczy. Używając mojej niebiańskiej siły, podniosłem mężczyznę za ciuchy do góry.

-Rozumiemy się ? Wypuśćcie ją, inaczej dopilnuję tego, że to będzie twój koniec w komisariacie, jak i całym LA - rzuciłem nim o ścianę, on przez dłuższą chwilę nie wstawał, więc postanowiłem sam ruszyć do dziewczyny.

Bez wahania mimo zamknięcia na klucz, otworzyłem celę, w której była dziewczyna i podszedłem do dziewczyny, która siedziała na twardym łóżku. Spojrzałem na nią i złapałem za dłoń, która dalej była zakuta z tą drugą. Zdjąłem jej kajdanki bez problemu. Robiąc to, zauważyłem otarcia na jej drobnych nadgarstkach. Delikatnie trzymałem jej dłonie.

-Panno detektyw idziemy stąd czym prędzej - wziąłem ją delikatnie na ręce w stylu panny młodej i zacząłem wynosić z komisariatu.

Chwile później byliśmy w domu, podczas drogi próbowałem utrzymać rozmowę, lecz ta nie odpowiadała na żadne moje słowa. Postawiłem dziewczynę w sypialni, a sam ruszyłem nalać sobie burbonu do szklanki. Wydudliłem wszystko na raz, odetchnąłem i ruszyłem do pomieszczenia, w którym znajdowała się ona. Usiadłem obok niej i spojrzałem na nią delikatnie.

-Pani detektyw, powiesz mi o co chodzi ? - spoglądałem na dziewczynę, a ona patrzyła w ziemie.

-Lucyfer... przepraszam nie chciałam cię otruć. Kocham cię bardzo, wiesz o tym ? - położyła swoją malutka dłoń na zewnętrznej stronie mojej i uniosła wzrok na mnie

-Chloe... gdybym był na ciebie zły, to nie wyciągałbym cię z paki - spoglądałem w jej błękitne jak niebo oczy - nie zasługujesz na to, nic nie zrobiłaś, nikt nie ma podstawy by coś wobec ciebie robić złego. Nie otrułaś mnie ani nikogo innego. Wiem, że nie byłabyś do tego zdolna. Moja narzeczona, mój największy skarb po wsze czasy - zauważyłem łże spływająca po policzku kobiety, złapałem ją w tali i przeniosłem na swoje kolana, wtulając ją w siebie mocno. Dodawałem je otuchy. Brakowało mi jej uścisku.

-Kocham cię Lucyferze - dziewczyna złapała moja twarz w swoje ręce, zbliżyłem lekko twarz, a ona zainicjowała pocałunek.

-Jesteś moim największym skarbem, nigdy nie pozwolę nikomu zrobić tobie krzywdy, ani niczego złego wobec ciebie, wiesz o tym ? - włożyłem jej kosmyk włosów za ucho i cmoknąłem jej dłoń.

-Jesteś niesamowity - wtuliła się we mnie znów, a ja nie chciałem zwlekać ani chwili, bardzo chciałem, aby przy mnie czuła się bezpiecznie - może to nie odpowiedni moment, ale chce ci powiedzieć, ze bardzo chciałbym, abyś już była moją żoną. Pani Morningstar, Chloe Morningstar, czyż to nie brzmi pięknie ? - uśmiechnąłem się lekko spoglądając na nią.

-Lucyferze, ja również bardzo bym już chciała mieć tak wspaniałego męża jak ty - poczekała, lecz po chwili westchnęła - ale nie ma co się spieszyć, prawda ?

-Masz racje kochanie - uśmiechnąłem się szeroko.

-Skoczysz ze mną po Trixie do szkoły? Muszę jej wszystko wyjaśnić, Dan mówił, że martwi się strasznie.

-Jasne, niech ten mamy potworek tutaj dziś zostanie na noc. Na pewno będzie chciała spędzić z tobą czas - stwierdziłem z uśmiechem

-Nie będziesz miał nic przeciwko? - spojrzała nieśmiało w moje oczy.

-Wręcz przeciwnie - cmoknąłem ją w policzek. Oboje wstaliśmy.

Chloe wzięła telefon do ręki i napisała Danowi, że odbiera Trixie i kilka dni będzie u niej. Po chwili oboje ruszyli do auta zabrać ze szkoły potomkinię panny detektyw.

Good morning again, Lucifer | DeckerstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz