wyszedłeś z baru, zimny i pusty
ignorując każdą i każdego
nie odzywając się do mnie żadnym słowem
traktując zupełnie jak powietrze
nierówne kroki stawiałeś na kostce brukowej
szukając wśród idących ludzi oparcia
jednak nie znalazłeś tego
zupełnie jak nie znalazłeś mnie
rzuciłeś butelką w przypadkowe drzewa
z której resztek wciąż ściekała Hennessy
brudząc listki i gałązki swoim brązem
zupełnie jak pobrudziła nasze usta za pierwszym razem
dotarłeś do domu, nie wchodząc jednak od razu
dotarłeś do domu, jednak nie swojego
dotarłeś do mojego domu i czekałeś tylko
aż wpuszczę ciebie tam, zimnego i pustego
szarpałeś za klamkę, opierając się o nią
dzwoniłeś dzwonkiem prawie przez wieczność
zaglądałeś przez judasza, żeby mnie zobaczyć
nawet przez okno chciałeś mnie zobaczyć
otworzyłem w końcu drzwi
czując twój zapach
alkoholu i ciężkich perfum
którym uwiodłeś wielu mężczyzn
i w tym też mnie
ciężka dżinsowa kurtka spadła na ziemię
wraz z nią ty uklęknąłeś
i błagałeś mnie, oczami pełnych łzami
ustami grzesznymi i błogosławionymi
wybaczyłem ci wszystko, co miałem wybaczyć
wróciłeś do mnie, jak i każdej nocy
kochałem ciebie zarówno wtedy, z obrączkami
jak i teraz, z kieliszkami
~ Rebelandarrow; lipiec, 2021
CZYTASZ
poems
PoetryPublikuję pod wpływem emocji, nawet jeśli jest to jakiś czas po zdarzeniu. Muszę z tym jakoś się zżyć.