29 | i was born sick, but i love it

2.2K 246 29
                                    

Ostatecznie wróciliśmy do domu bardzo późno. Światło na podjeździe zapaliło się automatycznie, kiedy samochód szofera wjechał na wysypaną malutkimi kamyczkami drogę. Hayoon wysiadł pierwszy, prawie wyskakując z pojazdu, byleby otworzyć mi drzwi i podać pomocną dłoń. Chłodne, nocne powietrze wdarło się pod moją koszulę od mundurka, podrażniając bolące i pulsujące gorącem sutki, przez które przechodziły srebrne, podłużne kolczyki, zakończone niewielkimi kuleczkami. Przyjaciel uśmiechnął się do mnie, a następnie złożył czuły pocałunek na moim czole, tuż przy linii przefarbowanych na pastelowy róż włosów.

– Wyglądasz przepięknie – wyszeptał, owiewając moją skórę swoim ciepłym oddechem.

– Chyba trochę przesadziłem, nie uważasz? – zapytałam niepewnie, przyglądając się, jak mężczyzna w średnim wieku wyciąga z bagażnika kilkanaście toreb z zakupami, które zrobiliśmy dzisiaj.

– Nie – odpowiedział od razu. – Nigdy nie ma przesady w wyrażaniu samego siebie.

Skinąłem głową, ale wcale nie byłem przekonany, iż postąpiłem dobrze. Potrzebowałem odreagować po zdarzeniach z dzisiejszego dnia, zapomnieć o tym, że Junho na mnie nasikał, o tym całym upokorzeniu, które mnie przez to spotkało. Chciałem też zrobić coś, co zadziałałoby im wszystkim na nerwy – wytykali mi, że jestem gejem, więc chciałem jeszcze bardziej to podkreślić, a różowe włosy oraz kolczyki w sutkach wręcz krzyczały, że jestem tym, kim jestem. To byłem ja.

Hayoon otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszego, od razu zrzuciłem buty przy wejściu, nim moje zmęczone długim dniem stopy wyczuły ciepłe panele. Światło w korytarzu zapaliło się automatycznie, więc ruszyłem w stronę schodów wiodących na piętro, aby dostać się do pokoju przyjaciela, w którym ostatnimi dniami mieszkałem. Jednak gdy moja noga natrafiła na trzeci stopień, drzwi do salonu otworzyły się, pozwalając mi dojrzeć przygaszone, ciepłe światło oraz ojca Hayoona, który spoglądał na nas bez żadnego wyrazu twarzy. W tym momencie byli bardzo do siebie podobni; obaj używali tajemniczej, ciężkiej do rozczytania mimiki.

– Poproszę cię, synu, na słowo – powiedział, ignorując moje przywitanie, i odszedł w głąb pokoju, zostawiając uchylone drzwi.

Od razu wyczułem, że mamy kłopoty, a jedno spojrzenie na przyjaciela utwierdziło mnie w tym przekonaniu.

– Idź, zaraz przyjdę – szepnął do mnie, posyłając mi ciepły, lekko wymuszony uśmiech, a następnie podążył za ojcem, z jakiegoś powodu nie domykając za sobą drzwi.

Odwróciłem się, początkowo chcąc pójść na piętro, jednak ostatecznie zamarłem w bezruchu, próbując zrozumieć słowa padające za ścianą. Nie pomagał w tym szofer, który kończył układać nasze zakupy na progu, stękając cicho przez ich ilość oraz ciężar. W końcu pożegnał się ze mną, więc jedynie skłoniłem się, dziękując mężczyźnie za jego pracę, a następnie przysiadłem na stopniu, opierając głowę na dłoni i boleśnie wbijając łokieć w kolano.

– Po prostu nie mamy już do ciebie zaufania. – Usłyszałem opanowany ale stanowczy głos matki przyjaciela.

Obiecałem, że będę go pilnował, że przyłożymy się do nauki, jednak zawiodłem, przez co miałem poczucie winy. Zbyt łatwo uległem pokusie ucieczki ze szkoły, byleby odciąć się od żenującego zdarzenia oraz od nienawiści, którą mnie tam otaczano. Chwila słabości wystarczyła, żebym zupełnie się poddał i schował głowę w piasek, a przecież obiecałem sobie, że będę odważny i że nie dam moim oprawcom tej satysfakcji. Najwidoczniej nie zawiodłem jedynie rodziców przyjaciela, którzy dali mi dach nad głową oraz jedzenie, ale też samego siebie.

W takich chwilach tęskniłem za Siwoo, który zawsze pojawiał się przy moim boku niczym superbohater, a wtedy nikt nawet nie śmiał spojrzeć na nas krzywo. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego z naszej dwójki uwzięli się jedynie na mnie – może wyczuli, że nie jestem tak silny psychicznie, jak on – ale ściskanie jego dłoni sprawiało, iż czułem się bezpiecznie. Tak bardzo chciałem chociaż jeszcze jeden raz obudzić się w jego objęciach i wspólnie przywitać dzień, marudząc na wczesną godzinę. Jednak to przepadło, te dni nigdy nie wrócą.

TAKE ME TO BEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz