45 | take me to church

1.6K 225 94
                                    

Kiedy się przebudziłem, musiało być jeszcze bardzo wcześnie. Leżałem przez kilka lub nawet kilkadziesiąt minut, wciąż trzymając zamknięte oczy, nie chcąc zaczynać kolejnego dnia. Dzisiaj Junho ode mnie nie uciekł albo jeszcze tego nie zrobił, jednak korzystałem z jego bliskości, wtulając się w drugie, nagie i ciepłe ciało. Nasze nogi były splecione, ręką obejmowałem jego wąską talię, twarz wtulałem w klatkę piersiową, która unosiła się rytmicznie, zgrywając z każdym delikatnym powiewem na moich włosach, kiedy chłopak wypuszczał powietrze. Gdy w końcu zdecydowałem się uchylić powieki, do pomieszczenia pomiędzy zasłonami wkradały się jasne promienie słońca, otulając czule rozmyte przedmioty rozrzucone na biurku. Po nocnym płaczu zdecydowałem się ściągnąć do spania soczewki kontaktowe, więc byłem w stanie widzieć jedynie rozmazane, kolorowe plamy. Wysunąłem się delikatnie z objęć Junho, przekręcając na plecy i wbijając spojrzenie w biały sufit, a już chwilę później młodszy chłopak wziął głębszy oddech i zamruczał, wybudzając się ze snu.

– Dzień dobry – mruknął, widząc, że już nie śpię, a jego głos był przyjemnie zachrypnięty przez nierozgrzane struny głowowe.

– Dobrze spałeś? – zapytałem, nie wiedząc, co innego mógłbym powiedzieć po tym, co wydarzyło się między nami.

– Mhm. A ty?

– Tak. – Zapanowała dłuższa chwila ciszy, którą przerywały jedynie nasze oddechy i dobiegające z oddali krzyki bawiących się dzieci, które musiały korzystać z ciepłego, letniego poranka, zanim dosięgną nas południowe upały. – Nie uciekłeś dzisiaj ode mnie – zauważyłem.

Junho potrzebował kilku chwil, żeby mi odpowiedzieć. Może zdążył już zasnąć z powrotem, a teraz ponownie go obudziłem.

– Jest sobota – odpowiedział.

– W sobotę rano nie biegasz?

– Biegam z psem sąsiadów – wyznał. – Płacą mi za wychodzenie z nim rano, ponieważ pracują. To duży pies, kundelek, ale bardzo lubi ruch.

– Umm.

– Lubisz psy, hyung?

– Umm.

– Chciałbym mieć kiedyś psa. Najbardziej dobermana, są piękne... Ale nie obciąłbym mu uszu i ogona – rozgadał się, a jego głos z każdym słowem stawał się bardziej czysty i melodyjny, powoli przypominając jego piękne brzmienie, gdy miał rozgrzane struny głosowe. – Psy są drogie w utrzymaniu, w leczeniu. Nie stać nas na psa, więc raczej na marzeniach się skończy. Chciałbyś mieć jakieś zwierzę?

Odwróciłem głowę, by móc spojrzeć na Junho. Jego twarz była lekko rozmyta, jednak wciąż byłem w stanie dostrzec miliony gwiazd w ciemnych, ciepłych oczach.

– Nie – odparłem krótko, wracając do wgapiania się w sufit. – To duża odpowiedzialność. Jestem zbyt nieodpowiedzialny, by odpowiadać za drugą żywą istotę. W sumie dzieci też mieć nie powinienem, zawsze jak sobie wyobrażałem moją rodzinę, to Siwoo wszystkiego pilnował, a ja jedynie uciekałem przed obowiązkami, by napić się z Hayoonem. Może dobrze się stało, że się rozstaliśmy, nie pasowałem do Siwoo. On jest dorosły, a ja wciąż jestem dzieckiem.

– I wciąż go kochasz. – To nie było pytanie, jednak mimo to odpowiedziałem.

– Tak. Był moją pierwszą miłością i chyba nigdy nie przestanę go kochać.

– A ja jestem drugą czy trzecią? – zapytał, mimowolnie wywołując uśmiech na mojej twarzy. Zerknąłem na niego, żeby się upewnić, że i on się uśmiecha, odsłaniając wysunięte siekacze. Uwielbiałem ten uśmiech.

TAKE ME TO BEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz