6 | war of words

3K 305 91
                                        

Kiedy się obudziłem, ze zdziwieniem zauważyłem, że nie ma przy mnie Hayoona. Druga strona łóżka, po której powinien leżeć mój przyjaciel, pozostawała dziwnie pusta i zimna, jakby nagle zniknął z mojego życia, pozostawiając w nim jedynie samotność. Podniosłem się do siadu, przesuwając lekko zamglonym spojrzeniem po pomieszczeniu, do którego wdzierało się światło słoneczne, rozjaśniając jego wnętrze i rażąc mnie. Nienawidziłem spać w soczewkach, ponieważ zawsze po przebudzeniu odnosiłem wrażenie, że moja wada wzroku znacznie się zwiększyła, a wszystkie szczegóły pozostawały nieprzyjemnie rozmyte.

Zignorowałem pulsujący ból głowy i przeciągłe ziewnięcie, ześlizgując się z pościeli, by stopami wyczuć nagrzane słońcem panele. Przez chwilę po prostu siedziałem, wpatrując się w drzwi i zastanawiając, czy wyjść i poszukać Ha w jego ogromnym domu, gdzie mogłem spotkać za drzwiami pełno niewiadomych, czy poczekać na jego powrót w bezpiecznym pokoju. A chociaż druga opcja wydawała się o wiele bardziej kusząca, ponieważ zaoszczędziłaby mi prawdopodobnego upokorzenia, którego miałem dość dzisiejszego dnia, to wiedziałem, że przyjaciel raczej nie wróci tutaj prędko, aby dać mi szansę na porządne wyspanie się. Właśnie dlatego ostatecznie zdecydowałem się nacisnąć na metalową, chromowaną klamkę i pchnąć drzwi, które gładko ustąpiły, pozwalając mi wyjrzeć na opustoszały korytarz.

Z każdym krokiem przydeptywałem za długie nogawki od spodni Hayoona, które ocierały się o jasne panele pokrywające podłogę. Wciąż nie widziałem najlepiej, więc mrużyłem oczy, gdy zaglądałem do różnych pomieszczeń na piętrze. Łazienka była pusta, tak samo, jak garderoba, pokój gościnny oraz niewielka pracownia. Dwie pary drzwi były zamknięte na klucz, nie pozwalając mi wścibsko zajrzeć do środka.

Nie czułem się najlepiej, wciskając nos do różnych pomieszczeń nie w swoim domu, jednak nie miałem zamiaru krzyczeć na całą posiadłość imienia przyjaciela lub wydzwaniać do niego, chociaż znajdowaliśmy się w tym samym budynku, prawdopodobnie. Ostatecznie zostałem zmuszony, żeby zejść powoli po zakręconych schodach, sunąc drobną dłonią po śliskiej poręczy, gdy zgięty w pół próbowałem zajrzeć na dół. Jednak w holu również nie znalazłem żywego ducha, dochodząc do dziwnego wniosku, że Hayoon musiał w tym domu czuć się naprawdę samotny.

Żyjąc w niewielkim mieszkaniu, tak naprawdę byłem zmuszony, żeby prawie na każdym kroku natykać się na moich rodziców, mając azyl jedynie we własnym pokoju. Dom rodziców Siwoo również miał dwa piętra, chociaż był o wiele mniejszy od tego, w którym obecnie się znajdowałem, a górną część musieliśmy dzielić z innymi domownikami. W przypadku Ha było inaczej – chłopak miał całe piętro jedynie dla siebie, jakby żył w oddzielnym mieszkaniu niż jego wiecznie zapracowani rodzice.

Przyjaciela znalazłem w salonie, gdzie przykryty kocem uderzał w przyciski na padzie, sterując postacią biegającą po ekranie płaskiego telewizora. Uśmiechnąłem się, widząc Tantana śpiącego na jego kolanach oraz słysząc ciche przekleństwa, które Hayoon kierował w stronę innych graczy. Nawet nie zauważył mojego przybycia, całkowicie zatracony w rozgrywce, więc pozwoliłem sobie bezkarnie przyglądać się mu przez dłuższą chwilę.

Zdecydowanie należał do jednych z przystojniejszych chłopaków, za którymi wzdychały liczne dziewczęta. W gimnazjum wręcz nie mógł się od nich odpędzić, pozwalając wzdychać im za każdym razem, gdy zarzucił kręconą grzywką. Tęskniłem za jego kędziorami, które teraz codziennie z namiętnością traktował prostownicą, jakby rozjaśniająca farba nie niszczyła ich wystarczająco

mocno. Oczy miał ciemne i ciepłe, a spojrzenie w nie było dla mnie niczym powrót do domu. Słodki, wręcz dziecięcy uśmiech, któremu nie sposób było odmówić, kontrastował z niskim głosem, od którego wręcz ciarki przebiegały po plecach. Jego dłonie były ogromne i z jakiegoś powodu zawsze uwielbiałem porównywać je z moimi, szczególnie na początku naszej odnowionej znajomości, kiedy obaj byliśmy jeszcze dziećmi, ale już nie planowaliśmy, jak uprzykrzyć sobie nawzajem przedszkolne czasy.

TAKE ME TO BEDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz