🥀~Rozdział 45~🥀

4.5K 120 3
                                    

🥀~Emy...~🥀

Perspektywa Carmen

Siedzieliśmy wraz z Edmuntem w salonie, kiedy usłyszeliśmy samochód.

Od razu lekko się usmiechnęłam, bo wiedziałam, że już William z moją córeczką przyjechali.

Po kilku chwilach usłyszeliśmy radosny głos, malutkiej i mężczyzny.

— Hej, mamusiu. — zawołała, Emy.

— Hej, malutka. — mówiąc to wzięłam ją na ręce i przytuliłam. — I jak?

W tym samym monecie do salonu wszedł William.

— Było naprawdę piękne i dziękuje za laurke. — mówiąc to pogładził, moją córeczkę po główce i usiadł obok nas.

Emy od razu się usmiechnęła. Naprawdę to było miłe uczucie widząc ją taką szczęśliwą.

— Widzisz, nie musiałaś się tak denerwować. — wyznałam.

— Może masz rację mamusiu, mogę iść teraz do ogródku? — zapytała.

— Oczywiście, tylko musisz się przebrać. — odparłam.

Emy pokiwała swoją główką i pobiegła na górę.

— Dziękuje, że pojechałeś. — zwróciłam się teraz do mężczyzny.

— Nie przegapiłbym występu, małej. — powiedział i lekko mnie pocałował.

— To ja może pójdę na górę. — odparł Edmunt.

Uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, po czym znów spojrzałam na Williama.

— Wiesz jestem naprawdę szczęśliwy i dumny, że nazywa mnie tatą. — odparł i zaczął głaskać mnie po ramieniu. — A Ciebie swoją kobietą.

Kiedy to mówił zaczęły gromadzić mi się łzy. Naprawdę było to piękne.

— Ja tak samo jestem szczęśliwa, że Ciebie mam. — wyznałam i lekko go pocałowałam.

Mężczyzna szeroko się uśmiechnął, jednak szybko się od siebie odetwaliśmy, kiedy usłuszaliśmy cichy pisk.

Z góry zbiegł od razu Edmunt i na nas spojrzał. Wtedy uświadomiłam sobie, że przecież Emy bawi się w ogrodzie.

Moje serce zaczęło szybciej bić, kiedy biegłam do mojej córeczki.

— Emy! — zaczęłam, kiedy nigdzie nie widziałam malutkiej. — Emy, błagam wyjeźdź!

— Słoneczko, proszę. — zawołał mężczyzna.

Jak mogłam ją zostawić samą. Cały czas te slowa zaprzątały moją głowę.
Nikt nie odpowiadał, spojrzałam z przerażeniem na Williama, który tak samo rozglądał się gorączkowo.

Łzy napłynęły mi do oczu, przez co upadłam na trawę. Na pewno Viktor ją porwał. Co ze mnie za matka, jeśli nie umiem zapewnić swojemu dziecku bezpieczeństwa.

Po kilku chwilach poczułam, jak William mnie do siebie przytula.

Odzyskamy, malutką, nie bój się, kochanie. — wyszeptał.

— W Williama nie bój się, Carmen. Jeszcze nie widziałaś nas w akcji. Parkerowie zawsze odzyskują bliskich. — wyznał Edmunt.

— Dziękuje wam bardzo, chłopaki. — wyszeptałam i mocniej się wtuliłam w Williama.

Musimy ją odzyskać, chodźbym miała poświęcić życie, uratuje ją...

Perspektywa Viktora

W końcu udało mi się dopisać swego. Oj Carmen teraz zobaczysz do czego jestem zdolny.

Spojrzałem na śpiące dziecko i uśmiechnąłem się szeroko. To moja mała przepustka do pieniędzy.

Byłem genialny, żeby ją uśpić. Biedni głupiutcy Parkerowie. Niech nie myślą, że mnie znajdą...

*****
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek ❤️

"𝐍𝐚𝐮𝐜𝐳 𝐦𝐧𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz