🥀~Rozdział 35~🥀

4.7K 124 4
                                    

🥀~ Spróbuj mnie jeszcze tak nazwać...~🥀

Perspektywa Williama

Kilka minut przed bankietem...

Miałem dzisiaj bankiet i udało mi się zaprosić Carmen na niego. No może z tym zaproszeniem, to nie jest wcale takie, że gadałem cały czas i w końcu się zgodziła, żeby mieć spokój...

W każdym razie, przeglądnąłem się ostatni raz w lustrze i kiedy stwierdziłem, że mogę wszystko jest w porządku, zszedłem na dół.

— Dobrej, zabawy, brat. — zawołał mój brat.

— Dziękuje i tobie również. — odparłem z lekkim uśmiechem.

Założyłem buty i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem do firmy.
Będzie tam wiele ludzi, jak zawsze pewnie, najgorsza to jest jeszcze sztywna atmosfera, ale dzięki Carmen to się zmieni.

Wyszedłem z auta, po czym udałem się do firmy. Niestety będzie również Sarah, miałem tylko nadzieję, że nie wymyśli niczego dziwnego.

Od razu jak tylko przeszedłem, przez drzwi podeszła do mnie wcześniej wspomniana kobieta.

— Witaj, Wiliś. — zapiszczała mi do ucha.

— Miałaś do mnie tak nie mówić. — syknąłem.

— Oj tam. — machnęła ręką.

Wywróciłem oczami, po czym ominąłem ją i zacząłem witać się z gościami.

Po kilku minutach dostałem wiadomość, że już jest. Zacząłem się uśmiechać, wcześniej powiedziałem, żeby do mnie napisała to wyjde po nią.

Już kierowałem się do wyjścia, kiedy drogę zagrodziła mi Sarah.

— Wiliś, gdzie idziesz? — powiedziała znowu swoim piskliwym głosem.

— Nie pownno Cię to obchodzić. — warknąłem.

— Jak to Williś? Przecież my...— zaczęła, a ja jej od razu przerwałem.

— Nie ma żadnych nas. — wrzasnąłem, już nie umiałem trzymać nerwów. — Jesteś podstępną żmiją.

— Williś...

— Spróbuj mnie jeszcze raz tak nazwać, to zobaczysz do czego jestem zdolny.

— Nie możesz teraz wyjść. — dalej się upierała, jakby moje wcześniejsze słowa nie robiły na niej wrażenia.

— Właśnie idę, do mojej kobiety. — syknąłem.

— Co?! Ta głupia...— zaczęła.

— Sarah pilnuj się, bo jeszcze jedno Twoje słowo, a zobaczysz. — wrzasnąłem i wiem, że zgromadzeni w tej sali mają z nas widowisko. — Przepraszam was, za te wyzwiska. — odparlem i minąłem Sarah.

Kiedy zbliżałem się do samochodu, którym przyjechała Carmen uścisknęło mnie serce.

Był to naprawdę zły objaw, podniosłem wzrok i dostrzegłem jakiegoś mężczyznę obok niej, a po chwili kobieta upadła.

Zamórowało mnie na chwilę, ale później ruszyłem do nich.  Zabije go, jeśli podniósł na nią rękę. Już nie żyje, będzie umierać w męczarniach, już ja o to zadbam.

Kiedy byłem na miejscu, chciałem za nim biec, bo uciekł, ale widok, który zobaczyłem mnie postrzymał.

Carmen leżała nie przytomna i to nią trzeba się teraz zaopiekować.

Usiadłem i położyłem kobietę, na kolanach.
Zadzwoniłem na pogotowie i cały czas patrzyłem na Carmen.

— Uratuje Cię, skarbie, a ten kto Ci to zrobił pożałuje, już ja o to zadbam. — powiedziałem.

Zadbam o to, żeby cierpieli i umierali w męczarniach, nikt nie będzie znęcać się na moich bliskich...

A okazja już za niedługo się nadaży...

******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐍𝐚𝐮𝐜𝐳 𝐦𝐧𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz