🥀~Rozdział 38~🥀

4.6K 134 3
                                    

🥀~Jesteśmy jak rodzina...~🥀

Perspektywa Williama

Nie mam pojęcia ile tak siedzieliśmy, ale po pewnym czasie usnąłem, a obudziło mnie lekkie szturchanie.

Otworzyłem oczy i spojrzałem, kto mnie obudził. Poprawiłem malutką, która nadal spała, wtulona we mnie.

— Może już wejść do pacjentki, za niedługo może się obudzić. — wyznała, po chwili pielęgniarka.

— Dziękuje, Pani. — odparłem.

Pielęgniarka pokiwała głową po czym odeszła, zapewne do swoich kolejnych obowiązków.

Szturchnąłem brata, a ten od razu się obudził.

— Co się stało? — szepnął.

— Wejdę do Carmen, mógłyś podtrzymać, malutką? — powiedziałem cicho, żeby nie obudzić małej.

— Pewnie. — odparł i lekko wziął ode mnie dziewczynkę.

Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem do wejścia sali Carmen.

Kiedy mój wzrok wyłapał kobietę, przeraziłem się. Wokół głowy miała białą opaskę i była strasznie blada.

Usiadłem na stołku, który znajdował się obok łóżka.

— Skarbie, proszę obudź się.. — wyszeptałem. — Wszyscy się marywimy o Ciebie. Emy jest z nami cała i bezpieczna. Znajdę tego mężczyznę, który Ci to zrobił.

Po tych słowach złapałem ją za rękę i lekko ścisknąłem, żeby dodać jej sił.

Patrzyłem przez kilka minut, na jej twarz i już chciałem wrócić do mojego brata i małej, jednak poczułem jak ściska moją rękę.
Na ten gest moje serce zaczęło mocniej bić.

— Kochanie, słyszysz mnie? — szepnąłem.

Patrzyłem na kobietę mając nadzieję, że w końcu zobacze jej oczy.

— Skarbie, wieżę, że uda Ci się obudzić. — wyznałem.

Po kilku chwilach dostrzegłem ruch powiek kobiety i nagle Carmen otworzyła swoje piękne oczy.

Usiadłem obok nie i lekko gładziłem jej dłoń.

— W-william...— szepnęła.

— Jestem tutaj, skarbie. — wyznałem.

Carmen spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.

— Dziękuje, że wtedy przyszedleś i mnie uratowałeś...— wyznała.

— Nie masz mnie za co. Zawsze będę Cię chronić i malutką.

Na moje słowa kobieta, zrobiła wielkie oczy i już wiem o co chodziło.

— Jest bezpieczna nie bój się, siedzi razem z moim bratem przed salą.

— Dziękuje, tak dużo Ci zawdzięczam. —mówiąc to w jej oczach dostrzegłem łzy.

— Nie ma sprawy, kochanie. Kiedy wyjdziesz ze szpitala od razu się do nas wprowadzacie. — odparłem stanowczo.

— Ale...

— Żadnych "ale". Będziecie bezpieczniejsze u mnie. — wzynałem.

Carmen już nic nie powiedziała tylko lekko się uśmiechnęła.

— Jest Pan naprawdę uparty. — powiedziała, a ja lekko się zaśmiałem.

Nagle do sali wpadła malutka i od razu do nas pobiegła, a za nią mój brat.

— Przepraszam, ale już nie umiałem jej zatrzymać. — powiedział podchodząc do nas. — Witaj Carmen.

— Mamusia. — załkała Emy.

Podniosłem malutką i posadziłem obok jej mamy. Dziewczynka od razu się w nią wtuliła.

— Już dobrze, Emy. Nic mi nie jest. — powiedziała kobieta. — Dziękuje bardzo, że się nią zajeliście.

—Jesteśmy jak rodzina, a rodzina sobie pomaga. — wyznalem razem z bratem.

Nie wiedziałem, jak te słowa za niedługo staną się prawdziwe...

******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐍𝐚𝐮𝐜𝐳 𝐦𝐧𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz