36.

7 0 0
                                        

3 lata wcześniej...

Jedno syknięcie i ogromny żyrandol w jadalni runął w stronę ziemi. Grupa młodych czarodziejów bezszelestnie poruszała się wśród innych zaciekawionych uczniów. 

- Co to było? 

- Nic takiego. Pewnie młodziaki postanowili się zabawić. 

Jeden z czarodziejów wygładził pomiętą koszulę i rozejrzał się dookoła. Jego uwagę przykuła postać w czarnej szacie. Czarodziej pomrugał kilka razy, by rozproszyć magię krążącą po pomieszczeniu. Nieznana postać próbowała nieudolnie zamaskować swoją obecność i lawirując wśród uczniów, zmierzała w stronę wyjścia z jadalni. Chłopak obserwujący ją, pośpiesznie ruszył za nią. 

- Proszę zachować spokój! - słyszał dobiegające z oddali polecenia jednego z dyżurnych nauczycieli. Nie powstrzymało go to. Ciekawość wzięła górę. 

- Montaigne? - ktoś go przywołał. Nie odpowiedział. Musiał iść. Pchnął drzwi wyjściowe i wybiegł na korytarz. Na końcu drogi dostrzegł fragment szaty tajemniczej postaci. Lata praktyki nauczyły go chodzenia bez wydawania najmniejszego dźwięku. Oprócz odgłosu bicia własnego serca nic nie słyszał. Tracił nadzieję, że uda mu się odnaleźć tajemniczą postać. 

I właśnie wtedy prawie ją przegapił. Nie doszłoby do tego, gdyby ciemnowłosa dziewczyna stojąca przy szafce nie upuściła nagle czegoś metalowego. Czarodziej wzdrygnął się. Był zbyt skupiony na odnalezieniu intruza, że zupełnie nie zauważył, że nie jest tu sam. 

Ciemne oczy dziewczyny na sekundę skupiły się na nim, po czym szybko schyliła się, by podnieść coś, co wyglądało na sygnet. 

- Przepraszam, chyba cię wystraszyłam - powiedziała. Czarodziej, wciąż wpatrując się w sygnet, pokręcił głową. Zmarszczył brwi. Wyszedł na korytarz, by poszukać... Właściwie sam nie wiedział, czego. Podrapał się po brodzie. Może, gdyby chociaż raz się wyspał, myślenie nie sprawiałoby mu takiego problemu. 

- Dobrze się czujesz? - spytała dziewczyna. Świadowie czy nie, zacisnęła dłoń na jego przedramieniu. Poczuł nieprzyjemne pieczenie na skórze. Głos w głowie podpowiadał mu, że wcale nie powinno go tam być. 

- Możesz... - wysunął rękę spod jej uścisku. W tym samym momencie coś go uderzyło w głowę. I zrobiło się ciemno. 

***

- Miało odbyć się bez świadków - odezwał się męski głos. 

- Miałam go zostawić tam leżącego? - spytała dziewczyna. 

- Mogłaś w ogóle się do tego nie wtrącać - warknął ktoś inny. 

- No przepraszam, że próbowałam pomóc własnemu bratu. Ostatnim razem zawiesili nas oboje za to, że nie mogłeś usiedzieć w spokoju przez pięć minut. Zawsze nas w coś wpakujesz, Gin. 

Prychnięcie. Coś z brzękiem uderzyło w ziemię. 

- Żyje chociaż? 

- Przecież go nie zabiliśmy... Nie? Nie zabiliście go, nie? 

- Nie, mówiłeś, że ma być bez śladu.

- A on to co? 

- Mogłeś uważać. To nie nasza wina, że prawie dałeś się przyłapać... Weźcie go szturchnijcie i spadamy stąd. 

Czarodziej leżący związany w kącie poruszył się nieznacznie, gdy coś ukłuło go w bok. Później to coś, okazało się być butem jednego z młodych czarodziejów. 

- Co wy robicie? - warknął czarodziej, gdy jego oczy przyzwyczaiły się do światła żarówek. Jeden z brunetów podszedł do dziewczyny i poklepał ją po plecach. 

Because I promisedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz