12.

8 1 0
                                        

*Gin*

Jesteśmy na koncercie w Newport. Wrócimy jutro po południu. 

Gin po raz kolejny przeczytał wiadomość, po czym wysłał ją do ojca. Miał tylko nadzieję, że do tego czasu odnajdą Charlie. 

- Jaką wymówkę wcisnąłeś ojcu? - Luke oparł się o framugę drzwi. Gin wsunął telefon do kieszeni. 

- Taką, by nie podejrzewał, że jesteśmy w Portland. Zabiłby mnie, gdyby dowiedział się, że znów tu jestem. 

- Niech zgadnę, nie ma pojęcia o co miesięcznych wycieczkach? 

- Nic ci do tego. 

- Zastanawiam się tylko, dlaczego zawsze wracasz sam? 

- Jeśli pytasz mnie, dlaczego Charlie nie przyjeżdża, odpowiedź jest prosta: nie chce wpaść na ciebie. 

Lucas odwrócił wzrok. 

- Chyba nie myślałeś, że te kilkanaście miesięcy odmieni wszystko? - zaśmiał się Gin. 

- Stary, zniszczyłeś jej życie - dodał po chwili. 

- Nie masz o niczym pojęcia! - warknął Luke. 

- No to może mi wyjaśnij! - odparł brunet. Za Lucasem pojawiła się jasnowłosa postać. 

- Ginger, możemy porozmawiać o... ? - zapytała. 

- Jestem zajęty - przerwał jej Gin. 

- Chodzi o to, że ja nigdy bym... - kontynuowała dziewczyna. 

- Nie teraz, Lauren! - krzyknął chłopak. Położył dłonie na karku i starał się uspokoić oddech. Gdy spojrzał na dziewczynę, dostrzegł w jej oczach smutek. 

- Ja... - zaczął. Zacisnął dłonie w pięści i bez słowa wyszedł z pokoju. Minął salon, w którym siedzieli jego przyjaciele i wyszedł na dwór. Czuł, jak gniew płynie w jego żyłach, wypełnia płuca... Było go za dużo. Wiedział, że zaraz wybuchnie. Po wyjeździe do New Age wracał do Portland, by odnaleźć siebie. Znaleźć spokój. Teraz, pragnął jedynie jak najszybciej się stąd wydostać. 

- Gin? - usłyszał za sobą szept Emmy. 

- Muszę przewietrzyć głowę - oznajmił, ruszając przed siebie. 

***

Słońce już dawno zaszło, gdy wrócił do domu Steve' a. Pchnął drzwi i wszedł do środka. W budynku panowała cisza. Najwyraźniej wszyscy spali. Gin przemył twarz zimną wodą, napił się soku i dopiero wtedy zauważył, że drzwi do ogrodu są otwarte. Wyszedł na zewnątrz. Usiadł na schodkach obok zakapturzonej postaci. 

- Rzuciłem zaklęcie kamuflujące. Twoi rodzice będą myśleli, że jesteście w Newport - powiedział Luke. 

- Nie powinienem tego mówić - oznajmił Gin. 

- Byłeś zły, rozumiem...

- Nie w tym rzecz. Po prostu... Nigdy w życiu nie widziałem, aby Charlie kogoś kochała tak mocno. 

- Ja...

- Wiele się zmieniło, Luke. Charlie ma Joe i ...

- Co? 

- Charlie ma chłopaka - Joe. Joseph. 

Luke przygryzł wargę i nagle wybuchnął:

- I od razu pomyślałeś o mnie, tak?!

- Luke! - zawołał za nim Gin, ale ten już zniknął w głębi domu. 

*Charlie*

Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i do środka wpadł powiew mroźnego wiatru. 

Because I promisedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz