7.

11 2 0
                                    

*Gin*

Ochroniarz zostawił ich samych przy loży ukrytej w najdalszym kącie klubu. Lauren odprowadziła go wzrokiem i ruszyła w stronę baru. 

- Lauren, co? - rzucił Mike, nachylając się w stronę przyjaciela. 

- Nawet o tym nie wspominaj - jęknął Gin. 

- Między wami wszystko skończone, prawda? - spytał. Brunet zmarszczył brwi i posłał mu wrogie spojrzenie. 

- Tak tylko pytam - dodał Mike cicho. Nie tego spodziewał się Gin, gdy stali w domu przed gramofonem. Normalni ludzie byliby przerażeni tą sytuacją, ale nie Mike i Emma. Oni wydawali się pewni siebie i podekscytowani. 

Emma wyciągnęła telefon i zerknęła na ekran. 

- To wiadomość od Joe - oznajmiła - Pyta, czy może odwiedzić Charlie, gdy ta poczuje się lepiej... Nie rozumiem. 

- Pokaż to - Mike przechwycił urządzenie i jeszcze raz odczytał SMS' a. 

- Przecież Charlie nie jest chora... - zauważył. Gin wywrócił oczami. W pewnym momencie nad ramieniem Emmy dostrzegł znajomą twarz. 

- Przyniosę nam coś do picia - mruknął i szybko wstał. Nie spuszczając dziewczyny z oczu, powoli szedł w jej stronę. Mimo tłumu ludzi, który panował w klubie, nie zgubił jej. 

- Przepraszam - powiedział, potrącając starszego mężczyznę łokciem. Dziewczyna, do której zmierzał, jeszcze go nie zauważyła. Stała do niego plecami i rzucała strzałkami w środek tarczy. Śmiała się w towarzystwie kilku starszych kobiet. Jedna z nich widząc bruneta, uśmiechnęła się do niego. Gin zatrzymał się raptownie i zlustrował wzrokiem dziewczynę. Miała na sobie khaki spodnie dresowe i biały top. Jej zielono-niebieskie włosy splecione były w luźny warkocz. 

- Tym razem to zrobię, Margaret. Rzut za osiemdziesiąt punktów - odezwała się do kobiety po lewej. Podniosła rękę i lekko cofnęła ją. Zrobiła zamach i w tym samym momencie Gin zatrzymał jej dłoń. 

- Moim skromnym zdaniem ze spokojem możesz sto - mruknął jej do ucha. Pod jego dotykiem dziewczyna spięła się. 

- Skąd wiesz? - szepnęła. 

- Mogę się założyć. Z tego, co pamiętam wisisz mi randkę - odpowiedział, uśmiechając się. Nie czekając, pokierował ręką dziewczyny. Strzałka trafiła w sam środek. Gin, przygryzając wargę, wyciągnął strzałkę z tarczy. Obrócił się i po raz pierwszy od roku stanął twarzą w twarz z tą dziewczyną. 

- To jak, Carmen? - rzucił miękko. Gin zdawał sobie sprawę, że przyciągnął uwagę niewielkiego tłumu czarownic. Nie dostrzegł, gdy wysoka blondynka zatrzymała się obok Carmen. 

- Ginger, co ty robisz? - zwróciła się do niego Lauren. Tuż za nią stali Emma i Mike. Gin potarł ręką kark. Lauren miała rację. To nie był najlepszy czas na takie rozmowy. 

- Gin? - mruknął Mike. 

- Wychodzimy - oznajmił Gin i nie patrząc na Carmen, skierował się do wyjścia. 

- Do zobaczenia później... Ginger! - usłyszał za sobą. Zatrzymał się przed wejściem do klubu i włożył okulary przeciwsłoneczne. 

- Dokąd teraz? - spytała Emma. 

- Do domu.

- Do domu? A co z Charlie? 

- Nie. Do mojego domu. W Portland. 

*** 

- Wytłumacz mi jeszcze raz, skąd wziąłeś to cacko - krzyknął Mike, a Gin mocniej zacisnął lewą dłoń na kierownicy auta. Nawet wczesną jesienią mogli ze spokojem mknąć ulicami Portland, nie przejmując się deszczem. Na niebie nie było ani jednej chmurki. 

- Prezent od wujka Steve' a na szesnaste urodziny - powtórzył Gin po raz trzeci. 

- Dziany ten wujaszek, co? Może mnie też by przygarnął?

- Taaa, skupmy się lepiej na misji. 

Światło zmieniło się na czerwone, więc Gin zatrzymał auto. Emma siedząca z tyłu pochyliła się w ich stronę. 

- Więc... Ty chyba wiesz, gdzie może być Charlie, co? To ma coś wspólnego ze złotowłosą? - spytała.

- Lauren - wtrącił Mike. 

- Musimy sprawdzić kilka miejsc... - zaczął Gin. 

- W których spotkamy kogoś jeszcze, prawda? Ale uważasz, że złotowłosa... - dokończyła Emma. 

- Lauren - poprawił ją Mike. 

- Przecież wiem, jak ma na imię! - wybuchnęła ciemnowłosa. 

- Nie o to chodzi! Tam - wskazał czerwone auto po lewej - jest Lauren. 

Każde z nich popatrzyło w tamtą stronę. Ktoś opuścił szybę w aucie. 

- Carmen? - mruknął Gin, wpatrując się w dziewczynę siedzącą na miejscu pasażera. Dziewczyna uniosła dłoń i pomachała w tym samej chwili, gdy zza niej wychyliła się Lauren. 

- Widzimy się u mnie - oznajmiła i podniosła szybę. Gin wciąż lekko zszokowany powoli nacisnął pedał gazu. 

Wjechali na podjazd sekundę po dziewczynach. 

- Jeny... - szepnął Mike, wbijając wzrok w ogromny budynek, a właściwie pałac przed którym się znaleźli. 

- Lauren tu mieszka? - mruknęła Emma. Gin przyzwyczaił się do tego widoku. Dawniej spędzał tu większość wolnego czasu. 

- Gin - rzuciła Lauren, przechodząc obok niego. Zatrzymała się przed drzwiami i zanurzyła dłoń w torebce w poszukiwaniu kluczy. Brunet obejrzał się na drugą dziewczynę. 

- Carmen - zwrócił się do niej, przepuszczając ją. 

- Może sprawdzisz pod doniczką? - zaproponowała Carmen, wpatrując się w plecy blondynki. 

- Chyba nie sądzisz, że Steve mógłby...? - burknęła Lauren, przesuwając malutką doniczkę. 

- Znam ojca - zauważyła Carmen, obserwując ze satysfakcją jak blondynka znajduje klucz we wskazanym miejscu. Gin skinął na przyjaciół i razem podążyli za Lauren. 

*** 

Gin zatrzymał się przed regałem książek w salonie. Jeśli dobrze pamiętał, ten trzeci od prawej zawierał same księgi zaklęć i eliksirów. Przeciągnął palcem po grzbiecie jednej z nich. 

- Czego szukamy? - zagaiła go Lauren, podając mu szklankę z sokiem. Chłopak pociągnął łyk i odpowiedział:

- Czegoś, co pomoże mi znaleźć Charlie. 

- Tęsknisz za nią?

- No jasne. Przyzwyczaiłem się, że zawsze jest obok. 

- Na pewno się znajdzie... Zostawię cię na sekundkę, muszę zadzwonić do Steve' a. 

Lauren obróciła się, by odejść. 

- Lauren - zatrzymał ją, a gdy na niego spojrzała, dodał - Rozmawialiście? 

- Tak, jest lepiej. Wiesz, jak na relacje córki z ojcem to nie rewelacja, ale... jest znacznie lepiej niż ostatnio - odpowiedziała. Gin kiwnął głową. Za długo się jej przyglądał i nie zauważył, kiedy Emma weszła do pokoju. 

- Carmen pyta, czy zostaniemy na obiad - oznajmiła. Lauren uśmiechnęła się i wyszła. Odkąd się poznali, w jego towarzystwie zachowywała się inaczej niż gdy wychodzili grupą. 

- Pewnie tak - stwierdził Gin, opróżniając zawartość szklanki. 

- Świetnie. Wiedziałeś, że mają tu stół do bilarda? - Emma była zachwycona tym faktem. Chłopaka naszło wspomnienie poprzednich wakacji w Portland. Nic dziwnego, że od tamtej pory rzadziej wpadał do domu Steve' a. 

- Serio? Nie miałem pojęcia - skłamał. 






Because I promisedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz