*Gin*
Ochroniarz zostawił ich samych przy loży ukrytej w najdalszym kącie klubu. Lauren odprowadziła go wzrokiem i ruszyła w stronę baru.
- Lauren, co? - rzucił Mike, nachylając się w stronę przyjaciela.
- Nawet o tym nie wspominaj - jęknął Gin.
- Między wami wszystko skończone, prawda? - spytał. Brunet zmarszczył brwi i posłał mu wrogie spojrzenie.
- Tak tylko pytam - dodał Mike cicho. Nie tego spodziewał się Gin, gdy stali w domu przed gramofonem. Normalni ludzie byliby przerażeni tą sytuacją, ale nie Mike i Emma. Oni wydawali się pewni siebie i podekscytowani.
Emma wyciągnęła telefon i zerknęła na ekran.
- To wiadomość od Joe - oznajmiła - Pyta, czy może odwiedzić Charlie, gdy ta poczuje się lepiej... Nie rozumiem.
- Pokaż to - Mike przechwycił urządzenie i jeszcze raz odczytał SMS' a.
- Przecież Charlie nie jest chora... - zauważył. Gin wywrócił oczami. W pewnym momencie nad ramieniem Emmy dostrzegł znajomą twarz.
- Przyniosę nam coś do picia - mruknął i szybko wstał. Nie spuszczając dziewczyny z oczu, powoli szedł w jej stronę. Mimo tłumu ludzi, który panował w klubie, nie zgubił jej.
- Przepraszam - powiedział, potrącając starszego mężczyznę łokciem. Dziewczyna, do której zmierzał, jeszcze go nie zauważyła. Stała do niego plecami i rzucała strzałkami w środek tarczy. Śmiała się w towarzystwie kilku starszych kobiet. Jedna z nich widząc bruneta, uśmiechnęła się do niego. Gin zatrzymał się raptownie i zlustrował wzrokiem dziewczynę. Miała na sobie khaki spodnie dresowe i biały top. Jej zielono-niebieskie włosy splecione były w luźny warkocz.
- Tym razem to zrobię, Margaret. Rzut za osiemdziesiąt punktów - odezwała się do kobiety po lewej. Podniosła rękę i lekko cofnęła ją. Zrobiła zamach i w tym samym momencie Gin zatrzymał jej dłoń.
- Moim skromnym zdaniem ze spokojem możesz sto - mruknął jej do ucha. Pod jego dotykiem dziewczyna spięła się.
- Skąd wiesz? - szepnęła.
- Mogę się założyć. Z tego, co pamiętam wisisz mi randkę - odpowiedział, uśmiechając się. Nie czekając, pokierował ręką dziewczyny. Strzałka trafiła w sam środek. Gin, przygryzając wargę, wyciągnął strzałkę z tarczy. Obrócił się i po raz pierwszy od roku stanął twarzą w twarz z tą dziewczyną.
- To jak, Carmen? - rzucił miękko. Gin zdawał sobie sprawę, że przyciągnął uwagę niewielkiego tłumu czarownic. Nie dostrzegł, gdy wysoka blondynka zatrzymała się obok Carmen.
- Ginger, co ty robisz? - zwróciła się do niego Lauren. Tuż za nią stali Emma i Mike. Gin potarł ręką kark. Lauren miała rację. To nie był najlepszy czas na takie rozmowy.
- Gin? - mruknął Mike.
- Wychodzimy - oznajmił Gin i nie patrząc na Carmen, skierował się do wyjścia.
- Do zobaczenia później... Ginger! - usłyszał za sobą. Zatrzymał się przed wejściem do klubu i włożył okulary przeciwsłoneczne.
- Dokąd teraz? - spytała Emma.
- Do domu.
- Do domu? A co z Charlie?
- Nie. Do mojego domu. W Portland.
***
- Wytłumacz mi jeszcze raz, skąd wziąłeś to cacko - krzyknął Mike, a Gin mocniej zacisnął lewą dłoń na kierownicy auta. Nawet wczesną jesienią mogli ze spokojem mknąć ulicami Portland, nie przejmując się deszczem. Na niebie nie było ani jednej chmurki.
- Prezent od wujka Steve' a na szesnaste urodziny - powtórzył Gin po raz trzeci.
- Dziany ten wujaszek, co? Może mnie też by przygarnął?
- Taaa, skupmy się lepiej na misji.
Światło zmieniło się na czerwone, więc Gin zatrzymał auto. Emma siedząca z tyłu pochyliła się w ich stronę.
- Więc... Ty chyba wiesz, gdzie może być Charlie, co? To ma coś wspólnego ze złotowłosą? - spytała.
- Lauren - wtrącił Mike.
- Musimy sprawdzić kilka miejsc... - zaczął Gin.
- W których spotkamy kogoś jeszcze, prawda? Ale uważasz, że złotowłosa... - dokończyła Emma.
- Lauren - poprawił ją Mike.
- Przecież wiem, jak ma na imię! - wybuchnęła ciemnowłosa.
- Nie o to chodzi! Tam - wskazał czerwone auto po lewej - jest Lauren.
Każde z nich popatrzyło w tamtą stronę. Ktoś opuścił szybę w aucie.
- Carmen? - mruknął Gin, wpatrując się w dziewczynę siedzącą na miejscu pasażera. Dziewczyna uniosła dłoń i pomachała w tym samej chwili, gdy zza niej wychyliła się Lauren.
- Widzimy się u mnie - oznajmiła i podniosła szybę. Gin wciąż lekko zszokowany powoli nacisnął pedał gazu.
Wjechali na podjazd sekundę po dziewczynach.
- Jeny... - szepnął Mike, wbijając wzrok w ogromny budynek, a właściwie pałac przed którym się znaleźli.
- Lauren tu mieszka? - mruknęła Emma. Gin przyzwyczaił się do tego widoku. Dawniej spędzał tu większość wolnego czasu.
- Gin - rzuciła Lauren, przechodząc obok niego. Zatrzymała się przed drzwiami i zanurzyła dłoń w torebce w poszukiwaniu kluczy. Brunet obejrzał się na drugą dziewczynę.
- Carmen - zwrócił się do niej, przepuszczając ją.
- Może sprawdzisz pod doniczką? - zaproponowała Carmen, wpatrując się w plecy blondynki.
- Chyba nie sądzisz, że Steve mógłby...? - burknęła Lauren, przesuwając malutką doniczkę.
- Znam ojca - zauważyła Carmen, obserwując ze satysfakcją jak blondynka znajduje klucz we wskazanym miejscu. Gin skinął na przyjaciół i razem podążyli za Lauren.
***
Gin zatrzymał się przed regałem książek w salonie. Jeśli dobrze pamiętał, ten trzeci od prawej zawierał same księgi zaklęć i eliksirów. Przeciągnął palcem po grzbiecie jednej z nich.
- Czego szukamy? - zagaiła go Lauren, podając mu szklankę z sokiem. Chłopak pociągnął łyk i odpowiedział:
- Czegoś, co pomoże mi znaleźć Charlie.
- Tęsknisz za nią?
- No jasne. Przyzwyczaiłem się, że zawsze jest obok.
- Na pewno się znajdzie... Zostawię cię na sekundkę, muszę zadzwonić do Steve' a.
Lauren obróciła się, by odejść.
- Lauren - zatrzymał ją, a gdy na niego spojrzała, dodał - Rozmawialiście?
- Tak, jest lepiej. Wiesz, jak na relacje córki z ojcem to nie rewelacja, ale... jest znacznie lepiej niż ostatnio - odpowiedziała. Gin kiwnął głową. Za długo się jej przyglądał i nie zauważył, kiedy Emma weszła do pokoju.
- Carmen pyta, czy zostaniemy na obiad - oznajmiła. Lauren uśmiechnęła się i wyszła. Odkąd się poznali, w jego towarzystwie zachowywała się inaczej niż gdy wychodzili grupą.
- Pewnie tak - stwierdził Gin, opróżniając zawartość szklanki.
- Świetnie. Wiedziałeś, że mają tu stół do bilarda? - Emma była zachwycona tym faktem. Chłopaka naszło wspomnienie poprzednich wakacji w Portland. Nic dziwnego, że od tamtej pory rzadziej wpadał do domu Steve' a.
- Serio? Nie miałem pojęcia - skłamał.

CZYTASZ
Because I promised
FantasyCharlie i Gin to bliźnięta żyjące nieopodal New Age. Ich życie nie jest łatwe, zwłaszcza gdy pojawiają się w nich postacie z przeszłości. Istoty, o których pragnęliby zapomnieć. ...I wtedy właśnie, jakby za pomocą machnięcia różdżką, cała magia znik...