*Gin*
Łyżka z brzękiem upadła na podłogę. Gin odstawił na blat stołu puszkę coli i spotkał się ze wzrokiem matki.
- Wszystko w porządku, kochanie? - zwrócił się ojciec do Charlie.
- Tak, zamyśliłam się - odparła dziewczyna. Rodzice zaśmieli się, Gin niekoniecznie.
- Ach ta miłość. Co ona robi z ludźmi - westchnęła matka. Charlie pobladła.
- Słuchajcie - Gin postanowił uchronić siostrę przed przesłuchiwaniem, które mogłoby wkrótce nastąpić - Co byście powiedzieli, gdybym urządził jutro małą imprezkę?
- Żadnych imprez w środku tygodnia - przypomniał mu ojciec. Gin zerknął na matkę. Jeśli istniałby choć cień szansy, że mężczyzna zmieni zdanie...
- Zgadzam się z twoim ojcem w stu procentach. Cały weekend byliście po za domem. Może czas najwyższy wrócić do nauki? - zasugerowała matka. Gin posłał siostrze spojrzenie pt. "nudziarze".
- Dobra, dobra. To była taka luźna propozycja... Charlie, ruchy, bo się spóźnimy - mruknął na odchodnym. Wgramolił się do swojego starego auta.
- Tęsknię za moją ekskluzywną bryką - powiedział sam do siebie i odpalił silnik. Po chwili dołączyła do niego siostra i odjechali w stronę szkoły.
Wjeżdżali akurat na parking szkolny, kiedy Charlie spytała:
- Myślisz, że on pojawi się dzisiaj w szkole?
- Na to liczę - odpowiedział chłopak - Mam zamiar złapać go i wydać Radzie.
Zaparkował tuż obok samochodu Mike' a. Wysiedli. Szli w ciszy w stronę głównego wejścia, lawirując między tłumami nastolatków.
- Chyba ktoś do ciebie - odezwała się w końcu Charlie, wskazując kogoś w tłumie uczniów. Gin podążając jej śladem, westchnął. Dokładnie dziesięć metrów od nich znajdowała się dziewczyna, którą pamiętał. Machała dość natarczywie. Siedziała na murku niedaleko wejścia. Jej rude włosy lśniły w promieniach słońca. Jej krótka sukienka w kwiaty kończyła się zdecydowanie zbyt wcześnie. Na jej stopach znajdowały się espadryle. W tym samym momencie chłopaka naszło wspomnienie pewnego spotkania sprzed kilku dni. Wracał właśnie po treningu siatkówki, gdy natknął się na ową dziewczynę. Jakiej było na imię? Chyba Megan. To, jak szybko pokonali drogę z trybun do szatni, wciąż było dla niego tajemnicą. W pamięci utknęły mu buty, przez które o mały włos nie przyłapałaby ich trenerka.
Gin postanowił kompletnie zlekceważyć dziewczynę i dalej szedł przed siebie.
- Już zapomniałam jakim potrafisz być dupkiem - stwierdziła Charlie.
- Muszę dbać o reputację - odparł Gin. Bo taka była prawda. W liceum, do którego uczęszczał razem z siostrą, uważano go za: dupka, idiotę, barana lub często totalnego łamacza serc. Dziewczyny same do niego lgnęły. Ginowi oczywiście to schlebiało. Bywało tak, że któraś z nich zostawała z nim dłużej. Miesiąc? Taki chyba był rekord. Jednak zazwyczaj jedna na dzień wystarczała. I to był najlepszy układ. Gdy któraś oczekiwała czegoś więcej, Gin od razu kończył tą znajomość. Tak, jak powiedział kiedyś Emmie, nie pamiętał wszystkich imion. Czasem zapisywał sobie powiadomienie w telefonie z imieniem danej dziewczyny. Gdy zależało mu, by z kimś spotkać się ponownie, aranżował "niby randkę": słodził, starał się, aż w końcu dostawał to, czego pragnął.
- Gin? - usłyszał głos za sobą. Była tylko jedna osoba w całej szkole, z którą to nigdy, ale przenigdy Gin nie chciał mieć nic wspólnego. Szkolna gwiazda. Cheerleaderka. Nie to, że nie kręciły go cheerleaderki. Po prostu. Isis była inna.
CZYTASZ
Because I promised
FantasyCharlie i Gin to bliźnięta żyjące nieopodal New Age. Ich życie nie jest łatwe, zwłaszcza gdy pojawiają się w nich postacie z przeszłości. Istoty, o których pragnęliby zapomnieć. ...I wtedy właśnie, jakby za pomocą machnięcia różdżką, cała magia znik...