12

1K 55 2
                                    

Dla Beaty ten dzień, podobnie jak wcześniejsze, zapowiadał się zwyczajnie. Chociaż słowo               "zwyczajne" nie było adekwatnym określeniem tego, co działo się ostatnio w życiu kobiety.  Od dwóch miesięcy czyli od rozpoczęcia pracy w nowej szkole, każdy dzień stanowił dla niej poważne wyzwanie.

A wszystko zaczęło się w chwili, gdy prowadziła pierwszą lekcję z klasą maturalną. Podczas sprawdzania obecności uczniów okazało się, że brakuje jednej osoby. Nie przywiązując specjalnej wagi do tego faktu, rozpoczęła lekcję. Ponieważ to było pierwsze jej spotkanie z tą klasą, to najpierw się przedstawiła i zaczęła mówić o swoich wymaganiach i oczekiwaniach względem uczniów.

W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi, ale nim zdążyła zaprosić tę osobę do środka, w progu stanęła krótkowłosa dziewczyna,  w dżinsach i w bluzie z kapturem.

Od razu zaczęła - Przepraszam za… - i urwała w momencie, gdy jej spojrzenie padło na Beatę.

Coś w postaci dziewczyny wydawało się tak bardzo znajome i z nieznanych przyczyn właśnie poczuła specyficzne lecz przyjemne mrowienie skóry, takie jakiego doświadczała tylko w obecności Ewy. Jednak sposób ubierania i fryzura były w zupełnie innym stylu niż te, które prezentowała szatynka.

Wszelkie wątpliwości zniknęły, gdy wzrok nowoprzybyłej  uczennicy skrzyżował się ze spojrzeniem nauczycielki. Beata wszędzie i o każdej porze  rozpoznałaby te ciemnobrązowe,  jak gorzka czekolada, tęczówki o których śniła każdej nocy.

Choć przeżyła ogromne zaskoczenie wiedziała, że nie może sobie pozwolić na dłuższą chwilę zawieszenia. To nie było ani właściwe miejsce ani czas. Szybko opanowała swoją radość, na widok dziewczyny, która tylko przez moment rozświetliła spojrzenie kobiety.

Mimo, że  wewnątrz czuła się podle z powodu swojego zachowania, to jednak obeszła się mało delikatnie z szatynką. Chciała jej dać wyraźnie do zrozumienia, że to co wydarzyło się w czasie wakacji staje się  bezpowrotnie przeszłością. Poza tym, była to dobra okazja by resztę uczniów ustawić do pionu pokazując im na przykładzie szatynki, czego nie zamierzała tolerować.

Na samą myśl, o tonie w jakim zwracała się  do Ewy odczuwała ogromny dyskomfort psychiczny. Zdecydowanie wolałaby serdecznie i ciepło ją przywitać, przytulić się do niej i poczuć to wszechogarniające ciepło bijące od niej.

Za każdym razem, gdy widywała szatynkę, a było to, co najmniej pięć razy w tygodniu, dostrzegała tęskne spojrzenie, którym dziewczyna za nią wodziła. Sama nie była lepsza. Gdy tylko miała pewność, że nikt tego nie widzi, syciła swoje oczy widokiem dziewczyny.

Chociaż to było zupełnie nowe doznanie, Beata zrozumiała, że podoba się jej kobieta. Mimo, że to odkrycie ją zaskoczyło, to czuła się z tym zupełnie dobrze. Nigdy nie miała uprzedzeń do osób żyjących w związkach jednopłciowych, chociaż nie podejrzewała siebie o takie skłonności.

Olśnienie przyszło kilka dni po wyjeździe, choć raczej  można by go nazwać ucieczką, że szpitala. Nie miała innego wyjścia. Musiała szybko wrócić do swojego dotychczasowego miejsca zamieszkania, ponieważ zadzwoniła do niej sąsiadka z wiadomością, że ktoś włamał się do jej mieszkania.

Będąc na miejscu, w towarzystwie policji zorientowała, że to tylko jej były małżonek, pod wpływem alkoholu, w towarzystwie typków spod ciemnej gwiazdy, wyważył drzwi nie mając do nich kluczy, gdyż ubzdurał sobie, że zostawił u kobiety swoją bezcenną kolekcję spinek do koszul. Jak się później okazało, spinki odnalazły się w jego nowym mieszkaniu w pudełku jeszcze nierozpakowanym  po przeprowadzce.

Beata szybko uporała się z uporządkowaniem mieszkania po wybryku Marka, a jako że miała zamiar wkrótce się wyprowadzić, wystawiła ogłoszenie o wynajmie mieszkania.

Gdy emocje już opadły, zdała sobie sprawę z tego, że była umówiona na spotkanie trzy dni temu z Ewą. Wyjechała bez pożegnania i pozostawienia namiarów na siebie, by zachować jakąkolwiek formę kontaktu.

Dotarło do niej, że przez swój nadmierny pośpiech straciła szansę na podtrzymanie łączności z jedyną osobą, która narażając własne zdrowie i życie stanęła w jej obronie i zaopiekowała się nią dbając o wszystkie jej potrzeby.

Świadomość, że może już nigdy jej nie spotkać bardzo mocno ją smuciła. Początkowo nie zastanawiała się w jakiej relacji chciałaby by funkcjonowały. Z czasem, gdy coraz częściej w snach zaczęła pojawiać się  brązowooka dotarło do niej, że chciałaby, by dziewczyna była z nią jak najbliżej.

Pragnienie bliskości dziewczyny, nie sprowadzało się już tylko, do zwykłego przyjacielskiej obecności lecz zdecydowanie wykraczało poza nią.

Złośliwością losu według Beaty, była relacja w jakiej znała się z Ewą. Chociaż dziewczyna była na wyciągnięcie dłoni, dosłownie gdyż siedziała w pierwszej ławce przy biurku, to stała się bardziej nieosiągalna niż, gdyby oddzielały je setki kilometrów.

W tym przypadku jakiekolwiek próby zacieśniania więzi były niewskazane, nawet zakazane, a trzeba powiedzieć, że blondynka była osobą odpowiedzialną, stosującą się do wymagań prawa, pomijając oczywisty fakt, że nie chciała ryzykować ponoszenia konsekwencji wynikających ze złamania przepisów.

Bardzo dobrze udawało się Beacie utrzymywać dystans między sobą a Ewą przez dwa miesiące aż nadszedł właśnie ten dzień, który z założenia miał być zwyczajny.

Blondynka od samego rana zmuszona była do pośpiechu. Najpierw nie przyjechał autobus, którym zazwyczaj jeździła do pracy, więc zmuszona była pokonać w biegu jedną przecznicę, żeby załapać się na autobus innej linii. Ledwie zdążyła na pierwszą lekcję. Później było dwie godziny spokoju, a tuż przed czwartą godziną lekcyjną dowiedziała się, że  ma poprowadzić zastępstwo za inną nauczycielkę.

Nie chcąc się spóźnić, bardzo energicznym krokiem ruszyła w kierunku sali, w której miała mieć zajęcia. Ponieważ pokój nauczycielski znajdował się na pierwszym piętrze, a lekcja odbyć się miała na parterze, w związku z tym musiała pokonać schody.

Gdy postawiła stopę na drugim stopniu poczuła, że traci równowagę. Usiłowała jeszcze ręką złapać się poręczy, ale nie wiedzieć czemu nie udało jej się to. Czuła, że leci bezwładnie w dół i jedyne o czym pomyślała, to że  nie wyjdzie cało z tego incydentu. W momencie, gdy była pewna, że zderzenie z betonowymi schodami jest nieuniknione poczuła, że jej ciało zatrzymało się na czymś miękkim i ciepłym, a tuż przy uchu usłyszała szept

-Jesteś bezpieczna. Trzymam cię i już nie wypuszczę.

Historia pewnej znajomości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz