Rozdział 19

59 12 3
                                    

Zbulwersowany Tadeusz Rydzyk jechał w swoim samochodzie od bezdomnego. 

- Jak mogli? Jak mogli mnie tak potraktować? Mnie! - powtarzał. - Jestem cholernym papieżem, należy mi się chociaż minimalny szacunek. 

Z lochów wypuścili go tuż po zakończeniu spotkania bractwa. Bez słowa opuścił Plac świętego Piotra i wsiadł do auta. Ruszył w kierunku Torunia, musiał chwilę ochłonąć i zjeść kilka pierników na uspokojenie. Nim jednak dotarł do miasta, otrzymał SMS-a z nieznanego numeru. Wiadomość zawierała jedynie adres, który Rydzyk skojarzył z jednym z pałaców Obajtka.

- Czego ten dureń może ode mnie chcieć? - zapytał sam siebie, kiedy zaparkował na podjeździe. 

Wysiadł z samochodu i zapukał do drzwi. Nikt mu nie odpowiedział. Pociągnął za klamkę. Było otwarte. 

Lekko zdziwiony duchowny wkroczył do środka. Pierwszym co zauważył, były ślady krwi, prowadzące do salonu. 

- Daniel?! - zawołał. Cisza.

Ruszył wzdłuż czerwonych plam. Potem zauważył ciało. A potem nóż tkwiący w piersi Daniela Obajtka. Nie miał wątpliwości, iż mężczyzna nie żyje. 

Był tak zszokowany, że nie zauważył nadchodzących policjantów. Nim zdążył zareagować, ci wyciągnęli broń, nakazali podniesienie rąk do góry i uklęknięcie. Nie minęła nawet minuta, kiedy Tadeusz siedział zakuty w kajdanki na tylnym siedzeniu radiowozu.

OPOWIEŚCI Z SEJMU - TOM 2: IGRZYSKA ŚMIERCI, KOD KACZYŃSKICH I ILLUMINATIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz