Rozdział 3

150 14 4
                                    

Pozostali uczestnicy zebrania rozeszli się. Z budynku na Nowogrodzkiej wyszedł również Jarosław Gowin i ruszył w stronę swojego mieszkania. Na niebie wisiało parę chmur, z których kapały pojedyncze krople deszczu. Po ulicach przechadzały się grupki ludzi. Ci, którzy nie interesowali się polityką, nie rozumieli co się dzieje. Ci drudzy też nie. Właściwie nikt tego nie rozumiał. Panował chaos. 

Nie było prezydenta, premiera, wodza. I to wszystko miała ogarnąć Beata Szydło? - zapytał sam siebie.

Kątem oka zauważył, podążającego za nim mężczyznę. 

- Czego chcesz? - bąknął, kiedy Zbigniew Ziobro stanął koło niego. 

- Może pójdziemy do restauracji? Niedługo zacznie padać - powiedział minister sprawiedliwości. Jarosław uniósł wzrok i spojrzał na ciemne chmury, nadciągające z zachodu. 

- Więc mów szybko czego chcesz? 

Ziobro uśmiechną się szeroko. 

- Beaty Szydło nie było w Warszawie od lat - zaczął - a teraz to ona ma przejąć władzę. - Uśmiech zniknął z twarzy Zbigniewa. - To należy się nam. Tak, nam obojgu. Tyle lat u boku Kaczyńskiego... Ale mamy szansę. Wielką szansę. 

Gowin w końcu obdarzył rozmówcę spojrzeniem. 

- Wybrali Beatę. Była premierem, prezes jej ufał - powiedział. - My nie mamy nic do gadania. Poza tym, ja z tobą?

- Mamy więcej wspólnego, niż ci się wydaje. A razem moglibyśmy naprawdę wiele.

- Okej. Co niby chciałbyś zrobić? Zgłosić się na kandydata przeciwko Beacie?

Uśmiech ponownie zagościł na twarzy Zbigniewa.

- Lepiej. Doprowadzić to tego, żeby nigdy się nie odnalazła. 

OPOWIEŚCI Z SEJMU - TOM 2: IGRZYSKA ŚMIERCI, KOD KACZYŃSKICH I ILLUMINATIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz