Rozdział 30

55 10 4
                                    

Kuba Wojewódzki nie odrywał wzroku od swojego odbicia. W lustrze dostrzegał liczne siniaki na ciele. Okazały się jednak na tyle nie groźne, że już dzisiaj mógł opuścić szpital. Najpoważniejszy był uraz na potylicy. Jego zszywanie trwało kilka godzin, ale ostatecznie zakończyło się sukcesem. Wokół czoła obwinięty miał bandaż, przez co wyglądał jak zupełnie inny człowiek. 

Lekarze powiedzieli mu, że ktoś porzucił go nieprzytomnego przed drzwiami szpitala. Powinieneś mnie zabić - pomyślał. Bo nie spocznę, póki nie odkryję prawdy. 

Opuściwszy placówkę, skierował się do swojego mieszkania. Wszedł do toalety, otworzył spłuczkę, po czym wyjął z niej czarną torbę. W środku znajdował się pistolet. Następnie wsiadł do samochodu i ruszył w stronę domu Lewandowskiego. Kiedy był już blisko, minęło go ciemnoszare audi.

- Mam cię, śmieciu - powiedział.

Zajechał jeszcze trochę, aby nie wzbudzić podejrzeń, i zawrócił. Jechał, trzymając się od Roberta w bezpiecznej odległości. Przejechali przez Mosty Warszawskie, skręcili w jedną z mniejszych ulic. Zatrzymali się przy starej kamienicy. Piłkarz wysiadł z samochodu, Kuba uczynił podobnie. Weszli do bramy. Lewy postanowił skorzystać z windy. Kiedy zamknęły się drzwi kabiny, Wojewódzki puścił się biegiem po schodach. Winda dojechała na najwyższe piętro w niecałe dziesięć sekund, on znalazł się tam po minucie (blok był to trzypiętrowy). Rozejrzał się po korytarzu. Drzwi do jednego z mieszkań były uchylone. Cicho otworzył je jeszcze.

 Usłyszał dyskusję.

- Zdradziłeś nas - mówił Lewandowski.

- Wybaczcie - odparł właściciel mieszkania.

- Tylko tyle masz do powiedzenia?

- Robert, obiecuję, że nigdy nie ujawnię tych dokumentów...

- To samo mówiłeś Rafałowi Trzaskowskiemu, kiedy zacząłeś z nim współpracować, tak?! - oburzył się piłkarz. - A teraz chcesz wyjawić jego...

- To nie tak.

 - Nie przerywaj mi!

Wojewódzki wszedł do środka. Lewandowski stał do niego tyłem, zaś gospodarz naprzeciw Roberta. Kuba rozpoznał go od razu - Szymon Hołownia. 

Lewandowski celował z broni do mężczyzny. Ten patrzył z nadzieją na Kubę. 

Podszedł bliżej na palcach, by piłkarz nie zdał sobie sprawy z jego obecności. Przyłożył mu pistolet do głowy.

- Ani drgnij - powiedział Wojewódzki.

Zapanowała cisza. W końcu odezwał się Lewy:

- Czego chcesz?

- A jak myślisz?

Piłkarz przełknął ślinę.

- Powinienem był cię zabić.

- To prawda.

- Jeśli poznasz prawdę, umrzesz szybciej, niż zdążysz pomyśleć o tym, że umierasz. 

- Zaryzykuję. 

Znów cisza.

- Dobrze - odezwał się w końcu Robert. - Wyznam ci wszystko co będziesz chciał. 

Wtedy wszystko rozegrało się błyskawicznie. Lewandowski odskoczył na bok. Wojewódzki pod wpływem impulsu pociągnął za spust. Nabój wbił się w czaszkę stojącego dalej Szymona Hołowni. 

W powietrzu długo unosił się proch i szum wystrzału.

Do Kuby powoli docierało, że zabił człowieka. Dłonie mu drżały. 

Nie wiedział, jak długo stał w bezruchu, ale kiedy się ocknął, piłkarza już nie było. Teraz Lewy na pewno ucieknie - pomyślał. Straciłem wszystkie szanse, żeby odkryć prawdę. Chyba że... Przypomniał sobie, co odnalazł w domu Tomasza Hajto. Dokumenty. Mnóstwo dokumentów. Dokumenty powinny być również w domu kapitana reprezentacji, czyli..

- Tak! Tam znajdę wszystkie odpowiedzi.

Zbiegł na dół (po drodze robiąc dwie przerwy, na złapanie oddechu) i wsiadł do samochodu. Wbił gaz do dechy. Pod domem Lewandowskiego znalazł się po niecałym kwadransie. O ile można było jeszcze nazwać to domem. Wszędzie było pełno ognia. Płomienie tańczyły wokół i we wnętrzu budynku, a nad nim unosił się siwy dym. 

Na czole Wojewódzkiego pojawił się pot.

- To dla ciebie, Tomek - wyszeptał i rzucił się w pożar. 

Wszedł do domu bez problemu. Od razu zaczął kaszleć i krztusić się. Było gorąco, jak zimą w Polsce. Płomienie parzyły jego ciało. W końcu dotarł do pomieszczenia, służącego za gabinet. Ogień już wdzierał się do środka. Dymu było coraz więcej. Otworzył jedną z szuflad. Wysypał zawartość. Same kontrakty reklamowe. Druga szuflada. To samo. Trzecia. Czwarta. 

Tu nic nie ma - pomyślał. Chciało mu się płakać. Zostanę tu - rozmyślał - i niedługo znów się spotkamy, przyjacielu. 

Wtem ujrzał, że spod dywanu wystaje jakaś teczka. 

Płomienie otoczyły go. Dach powoli się walił. 

Otworzył teczkę. Podekscytowany zaczerpnął głęboko powietrza. To był błąd. Zaczął się dusić. Czuł, że traci przytomność. Ostatnim, co zauważył, nim jego oczy się zamknęły, było zdjęcie, będące na wierzchu w teczce.

Na nim widniał Lech Wałęsa.

Już wiedział, kto zabił Tomasza Hajto. 

OPOWIEŚCI Z SEJMU - TOM 2: IGRZYSKA ŚMIERCI, KOD KACZYŃSKICH I ILLUMINATIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz