Rozdział 24

54 13 6
                                    

Licznik, w który wpatrywał się Jarosław Gowin, informował, że do rozpoczęcia Igrzysk pozostały cztery minuty i czterdzieści trzy sekundy. Cztery minuty i czterdzieści dwie sekundy. Cztery minuty i czterdzieści jeden sekund. Wtem na ekranie pojawiła się twarz Józefa Śnieżki. 

- Mam dla was smutne wieści - powiedział przejęty. - Niestety Igrzyska Śmierci się nie odbędą.

Polityk poczuł, że serce zaczęło mu bić szybciej. Nie mógł w to uwierzyć.

- Za chwilę przyjdą strażnicy i wyprowadzą was na powierzchnie. Bez odbioru. - Telewizor się wyłączył. 

Rozległy się radosne wołania. Cejrowski dziękował bogom Afryki, Ziobro jednemu, jedynemu bogu - Tadeuszowi Rydzykowi. Gowin po prostu poczuł ulgę. Ogromną ulgę. 

Przeżyję - pomyślał. O Jezusie, naprawdę przeżyję. 

Koniec z polityką - myślał dalej. Tu są sami fałszywi ludzie.

Koniec z nieustannym stresem i pracą. 

Założę rodzinę.

Znajdę przyjaciół. 

Zmienię się.

Poczuł, że łzy szczęścia spływają mu policzkach.

Wtedy twarz Śnieżki powróciła na ekran.

- Pryma aprylis, skurwysyny! - zakrzyknął. - Igrzyska Śmierci uważam za otwarte!

Zazgrzytały koła zębate, a boksy zaczęły się podnosić. 

OPOWIEŚCI Z SEJMU - TOM 2: IGRZYSKA ŚMIERCI, KOD KACZYŃSKICH I ILLUMINATIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz