Rozdział 37

57 8 10
                                    

Hubert Urbański był niegdyś zaufanym człowiekiem Kaczyńskiego. Piął się po szczeblach kariery w zatrważającym tempie, w końcu został dowódcą jednego z oddziałów formowanej Armii Prawa i Sprawiedliwości. Ale wszystko się skończyło wraz z pojawieniem się Ziobry. 

Zbigniew nakłonił Jarosława do pozbycia się większości pracowników. Urbański pamiętał moment, w którym został wezwany do gabinetu prezesa. Ten, bez zbędnych słów, podziękował mu za dotychczasową współpracę, podał dokumenty do podpisania, po czym nakazał opuścić budynek. Ziobro stał oparty o ścianę z uśmiechem satysfakcji na twarzy.

Teraz Hubert gonił go z kamieniem w ręce.

- Nie uciekniesz przede mną - krzyczał.

- Zostaw mnie, zapłacę ci - odpowiedział zdyszany Zbigniew.

Wtem polityk potchnął się o wystający z ziemi korzeń i począł się staczać w dół zbocza.

Tymczasem Gowin odzyskał przytomność. Znajdował się w jakiejś dolinie, dłoń miał przywiązaną do drzwa. Ujrzał przed sobą pal. Do niego łańcuchami przypięty był Bohdan. Nie mógł krzyczeć, bo buzię miał wypełnioną mchem.

- W końcu się obudziłeś - usłyszał głos Cejrowskiego.

Podróżnik stał kawałek dalej. U jego boku znajdował się Jabłonowski.

- Chwała wielkiej Polsce! - przywitał się ten drugi.

- Co się tu dzieje? Wypuście mnie.

Wojciech zbliżył się do niego.

- Za chwilę cię rozwiążemy. Nie masz się czego obawiać.

- O co wam chodzi?

- Możemy przeżyć. Wszyscy.

- Ale... ale jak?

- Usłyszałem rozmowę dwóch strażników - wtrącił się Aleksander. - Wśród dwudziestu zawodników jest jeden pracownik Beaty Szydło. Ma pilnować, by wszystko przebiegało zgodnie z planem. Przeżyć miał tylko on. Żaden z nas. Taki był plan. Teraz pilnuje, by Igrzyska były jak najciekasze. Aby oglądało je jak najwięcej osób.

- Kto jest tym człowiekiem? - zapytał się Gowin.

Obydwoje mężczyźni spojrzeli na Bohdana.

- Wiesz kim on jest? - odezwał się Cejrowski.

- Wiem tylko jak ma na imię...

- To rzekomo zaginiony wojewoda Podlasia. On jest zdrajcą.

- Macie na to jakieś dowody? - Jarosław starał się myśleć racjonalnie.

- To wszystko było częścią spisku - kontynuował Wojciech. - Bohdan cały czas tracił poparcie. Prędzej czy później Podlasianie ukrzyżowali by go (tak się postępuje na Podlasiu, gdy ma się dosyć rządzącym). Postanowił więc upozorować swoje porwanie i przekazać stanowisko Beacie. Ta miała sprawiać wrażenie, że zamyka tu swoich politycznych przeciwników. Kiedy wygrałby Bohdan, ludzie na powrót by go pokochali i znów mógłby bezpiecznie objąć stanowisko. Prawda, Boguś?

Mężczyzna przytwierdzony do pala próbował coś powiedzieć.

- Bohdanie - rzekł Jabłonowski - za swoje czyny zostajesz skazany na śmierć.

Chwycił w nóż i zbliżył się do byłego wojewody. Ten szarpał się, błagał o litość, ale mech zagłuszał jego słowa.

Wtem mężczyźni ujrzeli pędząca beczkę. Staczała się z bliskiego wzniesienia. Z czasem zobaczyli, że to nie beczka.

To toczący się Ziobro!

Wpadł na Jabłonowskiego, ten przewrócił się. Zaraz potem wleciał na pal. Drewno pękło, uwalniając Bohdana. Mężczyzna czym prędzej rzucił się biegiem.

Widząc to wszystko ze wzniesienia, Hubert oddalił się. Nagle usłyszał czyiś głos:

- Stanowski? - Zza drzewa wyłonił się Marcin Najman.

A to wszystko oglądali Józef Śnieżka i Beata Szydło. Tegoroczne Igrzyska są niezwykle ciekawe - pomyślała.

OPOWIEŚCI Z SEJMU - TOM 2: IGRZYSKA ŚMIERCI, KOD KACZYŃSKICH I ILLUMINATIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz