Zakrywam twarz dłońmi.
- Co teraz ?
- Nic, May. Ja się nie wycofuję. Mam wiedzę o twojej przeszłości i kocham cię, to mi wystarcza do tego, by nie dbać o zdanie innych.
Wzdycham głęboko i zaczesuję włosy do tyłu. Zbliżam się do niego jednym krokiem i obejmuję w pasie z całej siły.
- Ja też się nie wycofam. Jesteś mój, ale nie wiem jak poradzę sobie ze złym zdaniem wszystkich o mnie.
- Nie zważasz na to, co ja uważam.
- Zważam. Kocham cię, Zayn, ale nie chcę chodzić ulicami i być wytykana. Właśnie stałam się znana jako prostytutka. Wkrótce będę musiała znaleźć pracę. Nie mam wykształcenia co jest niekorzystne, a zła opinia stawia mnie w jeszcze gorszej sytuacji.
- Nie potrzebujesz pracy. Zarabiam na naszą dwójkę. Daję słowo, że wkrótce zrozumieją co jest prawdą, a co kłamstwem.
- Jak ?
- Tak zwyczajnie, jak tylko się da. Uważają, że jestem z tobą tylko na chwilę, rozczarują się. Poznają się na tobie. Trzeba czasu.
- Okay. Skąd znasz Miahe ? I wiem o przygotowanym pozwie na "Forbes". Spadł mi na ziemie, gdy byłam u ciebie w biurze.
Opieram brodę o jego twardą pierś, lekko się rumienię i spoglądam w górę na piękną, męską twarz.
- Jest główną redaktorkę "Forbes". To dla niej był ten pozew. Ustaliliśmy ugodę, ona wycofuje nakłady gazet, a ja nie zgłaszam sprawy do sądu. Gdyby nie przystała, byłbym gotów sprawić, by reputacji wydawnictwa bardzo ucierpiała. Zrobiłbym co tylko mogę, by spadło tak nisko, jak tylko możne.
Moje serce rośnie na ilość troski, jaką okazuje mi ten mężczyzna. Mam wrażenie, że jestem głównym tematem jego myśli, a każdą rzeczy robi z myślą o mnie. Jeżeli rzeczywiście byłoby tak, to czy mogę być większą szczęściarą? Trafił mi się cholerny los na loterii, łut szczęścia. Całuję go w nagi mostek, a później zasysam skórę. Jestem od niego zależna psychicznie i przywiązana tak bardzo, że nie poradziłabym sobie bez niego. Językiem głaszczę czerwone, a później sine miejsce i jeszcze raz składam pocałunek. Szczerze do niego zęby, gdy ogląda moje arcydzieło.
- Czy to nie ja powinienem oznaczyć ciebie ?
- Nie. To za tobą latają kobiety.
- Może chcesz na mnie nasikać albo coś ? Zaznaczysz swoje terytorium, jak pies.
Jestem zaskoczona na jego mało profesjonalny język, ale przyjmuję poważną minę.
- Innym razem.
- May.
- To ty zacząłeś gadać...
Przerywa mi agresywnym klapsem w pupę.
- Nie musisz mnie w żaden sposób oznaczać. Należę do ciebie tak bardzo, jak tylko można należeć do drugiej osoby. Rety.. szaleję za tobą kochanie.
Wplata dłonie w moje włosy i całuje mnie zachłannie. Moje usta płoną pod gorącymi pocałunkami. Skomlę i przyciskam się jeszcze bardziej do niego. Muszę, chcę czuć go całego. Każdą jego część, każdy kawałek rozgrzanej skóry. Ten mężczyzna jest gorący, jak lawa. Chcę czuć jak bije jego serce, by wiedzieć, że jest prawdziwy. Gdybym mogła, zawiesiłabym mu na szyi tabliczkę "Własność May" i dodała znak zakazu dotykania. Marzę o tym. Szczypie mnie lekko w bok i rozpina zamek sukienki, kryjący się pod moją lewą pachą. Zsuwa materiał do moich kostek i nakazuje mi z niego wyjść, a później przytula mnie do siebie tak mocno, że brak mi tchu. Ponawia pocałunek, a nasze ciała okryte jedynie bielizną, przywierają do siebie, jakby sklejone na zawsze. To jest jedna z tych chwil, którą chciałabym zatrzymać. Nie wiele takich mam. Puls mi przyśpiesza i czuję jak pulsuje na szyi.
- Zayn ?
- Słucham.
Obejmuję dłonią jego policzek i głaszczę szorstką od zarostu skórę.
- Tak długo, jak będziesz mi wierny, ja wytrzymam wszystko.
W jego oczach i grymasie pojawia się ból, ale za wszelką cenę próbuje ukryć to za fałszywym uśmiechem. Zamyka oczy i wzdycha, po czym ściąga ze swojej twarzy moją dłoń i całuje jej wnętrze.
- Jestem ci wierny. Muszę sprawdzić maile, weź kąpiel. Skończę szybko i wrócę do ciebie.
- Jedziesz do pracy ?
- Jest późno. Będę na dole w gabinecie.***
Czekam w wannie na Zayna bardzo długo, ale gdy mija godzina, a on nie przychodzi, wychodzę. Osuszam się ręcznikiem, zakładam krótką, jedwabną, czarną koszulę nocną bez żadnych zdobień i rozpuszczam związane w kok włosy. Pamiętałam, by nie zakładać żadnej bielizny wedle życzenia mężczyzny. Myję zęby i zarzucając na siebie szlafrok, wiszący na wieszaczku przy drzwiach, opuszczam łazienkę. W sypialni jest pusto i głucho, zagryzam wargę i idę po schodach na dolny parter. Światła są wszędzie zgaszone i tylko blask księżyca sprawia, że nie wpadam na każdą rzecz.
Zatrzymuję się przed gabinetem Zayna i pukam lekko w drzwi, wchodząc do środka, ale nikogo tam nie ma. W pomieszczeniu jest równie ciemno co wszędzie i równie cicho. Słychać tykanie zegarka naściennego i ledwo docierające odgłosy miasta.
- Zayn.
Wołam, ale nikt mi nie odpowiada. Miał nie wychodzić. Dlaczego mnie nie uprzedził ?
Wycofuję się i wracam do głównego holu. Nie wiem gdzie mógłby być o północy. Idę z powrotem na schody, ale zatrzymuję się, gdy słyszę za sobą kroki. Mężczyzna zmierza ku mnie, wycierając ręcznikiem spocone ciało.
- Nigdzie nie poszedłem.
Uśmiecha się i obraca mnie, popychając w kierunku sypialni.
- Muszę wziąć jeszcze raz prysznic.
Zabiera z garderoby swoje spodnie od piżamy i bez żadnych ceregieli znika za drzwiami. Ściągam szlafrok i wchodzę pod kołdrę, zostawiając zapaloną tylko lampkę nocną z jego strony. Muszę porozmawiać z nim o Carmen, teraz. Przewracam się na brzuch i wkładam ręce pod poduszkę, zamykając oczy. Jestem pewna, że zezłości się. Wdycham przyjemny zapach czystej pościeli. Dla jasności przebrał ją Zayn po ostatnim naszym stosunku, gdy wszystko uświnił. Słyszę jak wychodzi z łazienki, a później czuję jak kładzie się na swojej połowie. Otwieram oczy, akurat gdy sięga do lampki, więc szybko łapię jego dłoń.
- Musimy porozmawiać.
Mówię i głaskam opuszki jego palców, gdy kładzie się na plecach.
- O czym ?
Zwraca się twarzą w moją stronę. Od ostatniej rozmowy zbudował się między nami mały dystans, który zaraz się pogłębi. Nie ja go zbudowałam, to Zayn się ode mnie oddalił.
- Naprawdę chcesz zatrudnić Carmen do wykonania tych ogrodów ?
Odwraca ode mnie wzrok, patrząc w sufit i wzdycha głęboko.
- Tak. Jest jednym z najlepszych architektów ogrodów, jakich znam. Wiem, że nie zawiodę się na jej pracy.
- Nie możesz znaleźć kogoś innego ?
- Nie, May. Nie możesz być o nią zazdrosna, bo zatrudniam ją tylko po to, by wykonała swoją pracę.
- Będziesz musiał się z nią spotykać, nie chcę tego. W Nowym Jorku i wszędzie indziej jest masa architek...
- Przykro mi. Niezależnie czego pragniesz, nie zmienię dla ciebie swoich decyzji w tej sprawie. Carmen otrzyma zlecenie i będzie dla mnie pracowała. Nic mnie z nią już nie łączy po za sprawami zawodowymi.
- A..
- Nie. Ten temat jest już skończony.
Patrzy na mnie ze złością.
- Powiedziałem, jestem ci wierny.
Kiwam tylko głową i zabieram swoją dłoń z jego. Przykrywam się kołdrą i obracam głowę w stronę okna. Przegrałam. Niech więc będzie jak on chce. Zamykam oczy, gdy pochłania mnie smutek. Nie rozumiem jego zachowania. Gasi światło i całuje mnie w skroń.
- Nie zapominaj o mojej miłości.
Zaciskam mocniej oczy, gdy wypowiada te słowa. Mój oddech drży, gdy wypuszczam powietrze.
- Dobranoc, Zayn.***
Poranek jest inny od wszystkich wcześniejszych, nie obudziłam się gdy Zayn wychodził do pracy, nie słyszałam nawet krzątającej się po dolnym piętrze Caty. Usłyszałam tylko jak trzaskają drzwi. Za to obudził mnie ból nie do zniesienia. Z cholerną trudnością idę do garderoby po bieliznę, a później do łazienki, by założyć podpaskę. Żałuję w tej chwili, że nie mam przy sobie tabletek, które przepisał mi kiedyś lekarz. Od zawsze miesiączki są dla mnie nie do zniesienia. Naprawdę nie do zniesienia. Wracam do sypialni i zakładam szlafrok, ściągając brudną od krwi pościel. Nie widziałam nigdzie w tym apartamencie pralki, więc schodzę na dół mając nadzieję, że zastanę jeszcze Caty, która powie mi co z tym zrobić. Pech chce tak, że chodzę po mieszkaniu szukając urządzenia, a nikogo nie ma. Znajduję pralnie, do której wejść można tylko przez siłownię i wstawiam pranie. Szukam tabletek przeciwbólowych w całym mieszkaniu, ale nigdzie ich nie ma. Nie ma żadnych leków. Próbuję znieść ból przez kolejną godzinę, ale gdy nie przechodzi, a wręcz się nasila, ubieram się i wychodzę z apartamentu. Dzwonię do Zayna dwa razy, ale nie odbiera. Nie wiem gdzie mam szukać apteki. Nie wiem nawet gdzie iść. Próbuję zadzwonić do mężczyzny jeszcze raz, ale włącza się poczta. Mija dobrych kilka minut, a żadna taksówka się nie zatrzymuje. Próbuję machać, gwizdać, cokolwiek. Ogarnia mnie złość. Od kiedy złapanie taksówki jest takie trudne ? Mija cholerne kolejne kilka minut, jak żółty pojazd się zatrzymuje i wiezie mnie do najbliższej apteki jak proszę. Kupuję najsilniejszy lek przeciwbólowy jaki mają bez recepty i znowu staję przed ogromnym wyzwaniem złapania taksówki. Gdy wracam do mieszkania od razu zażywam dwie tabletki i napuszczam wrzątek do wanny, muszę się umyć. Mój telefon dzwoni, więc biegnę do pokoju i odbieram.
- May, co się dzieje ?
- Dlaczego nie odbierałeś ?
- Jestem na spotkaniu. Powiedz mi co się stało ?
- Nic, chciałam tylko żebyś powiedział mi, gdzie jest apteka.
- Coś ci dolega ?
- Nie, tylko..
Chcę dokończyć, ale w tle słyszę damski, znany mi głos, mówiący, że nie ma czasu i Zayn powinien kończyć.
- Tylko..
Ponagla mnie.
- Bolał mnie brzuch. Wszystko gra.
- W porządku, będę wieczorem.
- Do wieczora.
Rozłączam się, nie oczekując już od niego żadnej odpowiedzi, nawet jeżeli chciał coś jeszcze powiedzieć. Odrzucam telefon na łóżko, czując kolejny skurcz, który sprawia, że w moich oczach stają łzy. Czuję się fatalnie, a tabletki chociaż powinny nie zaczęły jeszcze działać. Wracam do łazienki i rozbieram się do naga. Moja skóra przy spotkaniu z gorącą wodą od razu robi się czerwona. Wiem, że nie powinno się brać tak gorącej kąpieli w czasie miesiączki, ale muszę się jakoś uwolnić od bólu. Nie zniosę go dłużej. Opieram głowę o miękki zagłówek i podkulam nogi. Będę tu siedzieć puki mi nie przejdzie, a woda nie zrobi się zimna.***
- May.
Podskakuję lekko wystraszona czyimś dotykiem i otwieram oczy. Zayn, pochyla się nade mną ze zmartwioną miną.
- Co tu robisz ?
- Przyjechałem sprawdzić co się z tobą dzieje. Dlaczego siedzisz w wannie ?
- Odpoczywam.
Mówię sarkastycznie i podciągam nogi bliżej klatki. Ból zelżał.
- Jak twoje spotkanie ?
- Jesteś najbardziej zazdrosną kobietą, jaką widziałem. Wyłaź.
Nie byłabym zazdrosna, gdyby więcej mi mówił. To była Nessie.
- Nie. Zostaję tutaj. Możesz wracać do pracy.
- Wyłaź, May. Natychmiast.
Wyciąga korek, wypuszczając wodę i rozkłada ręcznik. Odpuszczam i wstaję z miejsca, stając przed nim. Owija mnie ciasno miękkim materiałem i przytula do siebie. Wciąż nie jest w porządku między nami.
- Nie oddalaj się ode mnie.
- To ty to robisz, Zayn.
Wypuszcza głośno powietrze i prowadzi mnie do sypialni. Nakazuje mi usiąść na łóżku, podczas gdy ściąga swoją marynarkę i buty.
- Dlaczego mamy inną pościel ?
Wzruszam ramionami. Zbyt wstydliwe bym mu powiedziała. Kładzie się na łóżku i ciągnie mnie do siebie, obejmując w stalowym uścisku. Chowam twarz w jego szyi, niemal okrywa mnie całym swoim ciałem.
- Nadal cię boli ?
- Tylko trochę.
- Potrzebujesz czegoś ? Podpaski, tabletki ?
Odchylam głowę i spoglądam na jego zatroskaną twarz.
- Nie. Skąd wiesz ?
- Połączyłem fakty. Spróbuj się przespać, gdybym nie przyszedł zasnęłabyś w wannie. Mogłaś zrobić sobie krzywdę.
- Przesadzasz.
- Ani trochę. Śpij, tabletki, które wzięłaś mają działanie nasenne.
Składa pocałunek na moim policzku i czole.
- Skąd to wiesz ?
- Leżały w kuchni, przeczytałem ulotkę. Teraz naprawdę śpij. Zostanę z tobą.
- Okay.
Ponownie chowam się w jego ramionach, rzeczywiście chce mi się spać. Zayna wciąż utrzymuje dystans, ale jakby na chwilę go zmniejszył.
CZYTASZ
Niewierny
FanfictionOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...