Zamykam za sobą drzwi i zmęczona przecieram oczy. Ledwo co stoję, a moje kroki są chwiejne kiedy idę do sypialni. Deski skrzypią mi pod nogami wywołując pulsujący ból głowy, ale ignoruję go. Pragnę tylko zanurzyć swoje ciało w pościeli i zamknąć oczy, dając sobie chwilę odpoczynku. Zamykam za sobą kolejne drzwi, tym razem sypialni i w ciemnościach zdejmuję obcasy. Podkurczam i prostuję palce, czując ból na całej powierzchni stóp. Zsuwam gumkę z włosów, które musiałam ujarzmić w czasie pracy i rozmasowuję skórę u ich nasady.
- Kochanie.
Piszczę i cofam się w ciemnościach, na ślepo szukając włącznika światła. Pomieszczenie rozjaśnia się i wydaję jeszcze jeden pisk na widok Marcela.
- Czekałem na ciebie.
Wolnym krokiem zmierza ku mnie, a wzrok utrzymuje w ziemi.
- To dla ciebie.
Zza pleców wysuwa skromną wiązankę margaretek i mi ją wręcza. Ignoruję chęć odrzucenia ich i przygarniam je do piersi.
- Lubisz je prawda ? Pamiętałem.
Nie przepadam. Nie lubię ich. Milczę, a po chwili i ja spuszczam głowę.
- Chciałem cię przeprosić i ja.. ja chyba poszukam pracy.
Prycham w myślach na jego słowa i kiwam mu w zrozumieniu.
- Szybciej dzisiaj wróciłaś.
- Mam nową pracę. Nie jestem już dziwką.
- To dobrze. Gdzie pracujesz ?
- W barze, stoję za ladą i obsługuję klientów.
Nakładam nacisk na słowo "za ladą", ale on i tak prycha, a jego mina dokładnie zdradza jego myśli. W głowie niemal słyszę jego głos wrzeszczący na mnie.
- Pójdę spać, jestem zmęczona.
Widzę jak gryzie się w język kiedy gaszę światło. Mijam go i odkładam kwiaty na komodę, mało mnie obchodzi czy zwiędną. Układam się na łóżku i szczelnie oplatam kołdrą. Zamykam oczy, ale mimo tego nadal czuwam. Mija kilka chwil, jak miejsce za mną zostaje zajęte, a męska dłoń oplata mnie w pasie. Pościel jest moją jedyną ochroną, dlatego naciągam ją jeszcze bardziej i ściskam mocno w swoich pięściach.
- Kochasz mnie jeszcze May ?
Zaciskam szczękę i wypuszczam cicho nosem powietrze. Czuję jak się pochyla nad moim ciałem, co sprawia, że cała drętwieje. Jego usta dotykają moich, w krótkim pocałunku, wywołując falę obrzydzenie i niepokoju.
- Śpisz.
Jego ramie zacieśnia uścisk w moim pasie i przyciąga mnie do swojej piersi.
- Musisz mnie kochać.
W sen odpływam dopiero wtedy, kiedy upewniam się, że Marcel śpi.***
Przestraszona uchylam ciężkie powieki, rozglądając się po pokoju. Jest wcześnie, widzę w brudnych oknach dopiero wschodzące słońce. Znowu to czuję, szlocham cicho i próbuję wymazać z pamięci obraz brudnych dłoni błądzących po moim ciele.
- Kochanie coś nie tak?
Czuję jak gumka moich majtek odchyla się pod pościelą na co zaczynam piszczeć. Wyskakuję z łóżka, a po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, kiedy widzę nagiego Marcela. Zakrywam ręką usta, próbując uciszyć swój rosnący w sile płacz i mocniej przyciskam kołdrę do swojej piersi. To nie była moja wyobraźnia tylko rzeczywistość. Próbował mnie zgwałcić, kiedy spałam.
- May co się dzieje ?
Co się dzieje ? Wypuszczam z rąk kołdrę i obciągam swoją podciągniętą spódniczkę.
- Ty... chciałeś mnie zgwałcić.
Kwilę.
- Do cholery, nie maż się.
Wybiegam z sypialni nim Marcel zdąża wstać i opuszczam mieszkanie. Wchodzę na ostatnie piętro budynku i przysiadam na schodku, owijając się rękoma, by zapewnić sobie odrobinę ciepła. Muszę się uspokoić i na nowo poskładać w całość. Potrzebuję pomocy psychologów, wiem o tym, czuję to, ale zbyt bardzo zrazili mnie do siebie pierwszym razem, bym była wstania udać się do nich po pomoc jeszcze raz. Kiedy dopadają mnie myśli samobójcze, opieram głowę o ścianę obok i robię co mogę, by je powstrzymać. Tak długo jak będę wstanie powstrzymać się od skończenia z sobą, tak wiem, że będę wstanie próbować żyć z tym co się wydarzyło. Muszę tylko stąd uciec... uciec z tego miasta.***
Moja zmiana kończy się dzisiaj kilka minut po dwudziestej pierwszej i kiedy wychodzę z budynku nie jest jeszcze tak całkiem ciemno. Równym krokiem przemierzam chodnik, zastanawiając się czy powinnam wracać do mieszkania. Gdy po kilku godzinach zdecydowałam się zejść na swoje piętro, po Marcelu nie było śladu. Jednak to, że nie było go wtedy nie znaczy, że teraz tam na mnie nie czeka.
Błądzę jak ofiara po mieście, nie mogąc odważyć się wrócić do lokum. Zatrzymuję się przed jedną z ławek i przysiadam na niej, kiedy słup z ogłoszeniami przede mną jest tym, który mijam już trzeci raz. Wplątuje palce w swoje włosy i spuszczam głowę, ale ta chwila spokoju nie trwa nawet minutę. Po drugiej stronie rozpoczyna się bójka między dwoma mężczyznami, więc po prostu uciekam, nie chcąc być jej ofiarą. Mijam masę budynków, aż trafiam na spokojną okolicę i w skupieniu przemierzam długi parking. Czy chcę czy nie muszę tam wrócić. Odgłos zatrzaskiwanych drzwi, każe mi podnieść głowę, bo zdaje się, że nie jestem tu sama. Moje serce bije mocniej w strach przed kolejnym skrzywdzeniem. Uspokajam się odrobinę, kiedy rozpoznaję mężczyznę. Zanurzam dłoń w kieszeni upewniając się czy nadal znajdują się w niej pieniądze. Dzisiaj wypada koniec tygodnia, czyli każdy otrzymuje tygodniową wypłatę. Nawet ja ją dostałam, co prawda tylko jej połowę, ale jest to sprawiedliwe, bo nie mam za sobą całego tygodnia pracy. Przyśpieszam krok i zatrzymuję się za Zaynem. Nie wiem jak zacząć, więc zaczepiam dłonią jego rękę, gdy otwiera drzwi kierowcy. Natychmiast się od wraca, a jego surowa mina sprawia, że cofam się kilka kroków.
- May.
Jego rysy łagodnieją i uśmiecha się delikatnie.
- Ja.. ja nie...nie chciałam panu..
Gryzę się w język i nabieram powietrza.
- Uspokój się Mayer. Stało się coś ?
- Nie.
Kręcę głową i wyciągam z kieszeni kopertę.
- To dla pana.
Odbiera ją ode mnie i od razu otwiera.
- Pieniądze ?
Unosi brew i nie ukrywa zaskoczenia.
- Nie mam na razie więcej, ale oddam panu wszystko za prawnika i jedzenie, w najbliższym czasie.
- May, mówiłem ci, że żadnych pieniędzy nie przyjmę. To jest twoja wypłata, więc tym bardziej.
Pokazuje nadruk z nazwą baru i próbuje wręczyć mi papier z powrotem.
Odsuwam się na co on wzdycha groźnie.
- Tak bardzo ci zależy na tym, by mi się odwdzięczyć ?
Zastanawiam się nad tym chwilę, ale przytakuję.
- W takim razie wsiadaj.
Obchodzi samochód i otwiera mi drzwi pasażera.
- Dalej May, zaufaj mi.
Stoję dalej w miejscu, jednak po zapewnieniu, że nic mi się nie stanie, wsiadam.
Wszystko jest lepsze od wracania do Marcela...
CZYTASZ
Niewierny
FanfictionOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...