- A ja się dowiem co to takiego...
Panika, lęk, przerażenie, utrata panowania, zaćmienie myśli, kierowanie się emocjami. Każda z tych rzeczy powiązana jest ze sobą grubą liną. Tworzą gruby mur, pośród, którego przyszło mi utknąć. Otwieram usta, by zacząć krzyczeć, zamierzam powiedzieć mu jaką psychiczną krzywdę mi wyrządził, ale on po prostu wychodzi. Robi to tak szybko, że nawet nie zdążam zaczerpnąć oddechu. Ogarnia mnie tak silny strach, że czuję ból rozprzestrzeniający się wewnątrz. Palce wplątuję we włosy i ciągnę za nie mocno, próbuję odwrócić swoje myśli, ale wszystkie krążą wokół jednego. Bieg wśród gwiazd... mój błąd... nadal czuję brudną wodę kałuży na policzku i słyszę swój krzyk. Krzyk małej, przerażonej dziewczynki, wołającej o pomoc. Płaczącej głośno, wijącej się z bólu. Krzyk dziewczynki, porzuconej, pozostawionej bez pomocy w czarną noc. On też to robił, brutalnie atakował moje usta. Teraz już nie umiem sobie z tym radzić. Ten uraz w mojej głowie jest nieuleczalny i każdego dnia pracy tutaj, czuję, że jest gorzej. Zaczynam krążyć po pokoju w te i z powrotem, aż wypuszczam z ust wszystko co we mnie siedzi. Krzyczę histerycznie do momentu, w którym mój głos słabnie i staje się zachrypnięty... Nienawidzę go... pana Malika.. nienawidzę wszystkich mężczyzn świata.
***
Wchodzę na scenę spóźniona o pełną godzinę. Czuję się niewiarygodnie słaba i bezbronna. Zdołałam wmówić sobie, że za parę dni wszystko minie, on wyjedzie tak, jak mówił, a ja będę żyła w dwie osoby jak przedtem. Wszystko minie. Mężczyźni z widowni, wydają z siebie burknięcie nie zadowolenia, a w moich oczach stoją łzy. Nie mam siły, by tańczyć. Nie mam nawet siły, by panować nad swoimi emocjami. Okręcam się na rurze, kiedy jakiś napalony facet wkracza na podest. Biegnie w moim kierunku i wbija kościste palce w moje biodra, krzycząc coś, czego nie rozumiem. Ciągnie mnie za sobą, ale ochroniarze reagują na tyle szybko, że jestem uwolniona. Coś miażdży moje płuca, sprawiając, że nie mogę oddychać.
- Zastąpię cię.
Kiwam głową na znak zrozumienia do tancerki, która zjawiła się przy mnie i zbiegając po schodkach, biegnę wprost na czarny korytarz. Zatrzaskuję, za sobą drzwi nowej garderoby i osuwam się po nich. Bawi cię to tam na górze prawda ? Wycieram mokry nos rękawem skąpego stroju, po czym dłonią przykrywam usta tłumiąc w nich szloch. Nie mam już siły podnosić się i wyłazić z czarnej dziury, w którą los mnie ciągle spycha, łatwiej jest w niej zostać.
- Mayer !
Słyszę głos Vancsa za drewnianą powłoką, więc szybko przekręcam zamek w drzwiach ciesząc się, że nie wydał żadnego dźwięku. Doczłapując się pod sofę zakładam na siebie płaszcz, którego szef puszcza na jednym z rękawów podczas mojej szarpaniny z założeniem go. Zapinam wszystkie guziki i na gołe nogi wciągam swoje trampki. Wszystko robię machinalnie, zostałam wyprana ze wszystkich uczuć, pozostawiona tylko ze strachem. Otwieram drzwi mierząc się z kiedyś szefem.
- Pan Malik zajął się już tym wtargnięciem, nie będzie miał on tu wstępu.
Zaczyna mówić od razu, ciskając kolejne słowa jak pioruny. Nie mam pojęcia czemu mi to mówi, może ma taki obowiązek... Kiwam głową, wymijając go grzecznie. Słyszę jak wzdycha i mówi, że zobaczymy się jutro. Wychodzę z klubu i ocieram łzy, które stale zamazują mi widoczność. Cieszę się, że moje nogi są wstanie wykonywać swoją prace, kiedy wszystko inne przestało prawidłowo funkcjonować....
***
Minęły 3 dni od tamtego... tamtych incydentów. Skłamałabym mówiąc, że jest już normalnie, bo wcale nie jest. Moje myśli nie mogą uwolnić się od tych rzeczy, a świadomość, że to wszystko może się powtórzyć przytłacza mnie swoim ciężarem. Zmierzam w kierunku drzwi, wiedząc, że nieproszony gość nie zamierza się poddać. Kiedy naciskam klamkę, jedna śrubka odpada, ale ignoruję to. Zdarza się. "W tym mieszkaniu wszystko się zdarza". Przybieram sztuczny uśmiech, nie wiedząc jeszcze, kogo przyszło mi witać.
- Dzień dobry.
Szlak jasny !
- Dzień dobry.
Czuję jak kolory odpływają mi z twarzy, a moje powitanie bardziej brzmi jak pytanie.
- Nigdy nie mogę żadnego z was zastać.
Kiwam mu głową w potwierdzeniu.
- Wczoraj minął termin zapłaty czynszu... Wiem, że płacicie mi trochę później, kiedy dostajecie pensje, ale to był trzeci czynsz, który nie został opłacony.
Co ?
- Jeżeli nie spłacicie mi zaległości tym razem, proszę abyście opuścili mieszkanie.
- Ale... jest pan pewny, że nie zapłaciliśmy ? Marcel, on miał panu zapłacić.
Widzę, jak wykrzywi usta w kpiącym uśmiech i kręci głową.
- Nie próbuj dzieciaku na mnie takich sztuczek.
Chciałabym, żeby tak było.
- Przyjdę w środę. Dwa tysiące funtów panno Mayer.
Kiwam głową, a on odchodzi. Kiedy jego siwe włosy nikną za rogiem zamykam drzwi. Co kurwa Marcel zrobił z pieniędzmi, które rzekomo przeznaczał na czynsz ? "Idź spytaj w monopolowym". Opadam na kanapę w salonie i zakrywam dłońmi oczy. Dwa tysiące funtów to moja cała wypłata, którą dostaje w piątek. Skąd mam wziąć pieniądze na środę ?
Nie wiem ile czasu mija, ale kiedy wracam na ziemię, za oknem zaczyna się ściemniać. Rozważyłam wszystkie opcje, nawet tą z umową i wszystko odrzuciłam. Nie jestem gotowa na tego typu rzeczy. Nie jestem moją matką..... chcę cofnąć to o czym pomyślałam, ale jest za późno....
***
Kiedy wchodzę do budynku mam nadzieję, że nie spotkam pana Malika, jak udawało mi się przez te kilka dni. Idę pod biuro Vancsa, zamierzam poprosić go o wcześniejsze wydanie wypłaty. Pukam delikatni w drzwi i słyszę pozwolenie na wejście. Przełykam ślinę i ze wzrokiem wbitym w ziemię, wchodzę do środka.
- Och panna Mayer !
Unoszę na niego głowę i widzę, że nie jesteśmy sami. Kulę się pod groźnym spojrzeniem pana Malika, przeszywającym każdy minimetr mojego ciała.
- Co cię sprowadza ?
Vancs wychodzi zza biurka i przysiada na jego skraju.
- Ja..j..ja przyjdę później.
Obaj bacznie mnie obserwują i jest to bardziej niż krępujące.
- Proszę mówić teraz.
Głos kierownika, chyba tak mogę go nazywać, jest twardy, nie znoszący sprzeciwu. Spoglądam na czarnowłosego, siedzi na fotelu przy meblu i dalej nie wzruszenie wywierca we mnie dziurę.
- Ja..chcia..łam spytać czy mogłab.bym dostać wcześniej wypłatę ? Potrzebuję... pieniędzy.
Głos drży mi bardzo.
- Przykro mi, nie jest to możliwe.
Kiwam w zrozumieniu głową i kieruję się do drzwi. Bo co niby mam zrobić ?
- Do widzenia.
Nabieram powietrza w płuca, kiedy drzwi się za mną zamykają. Czemu do cholery na niego trafiłam ? Idę przebrać się w krótką szmatkę do garderoby. Po 20 minutach wychodzę gotowa i wstrzymuję powietrze, kiedy przechodzę obok jego biura.
- Mayer !
On mnie kurwa obserwuje przez te kamery !
- Mam dla ciebie propozycję, zapraszam.
Uchyla mi drzwi, dając znak bym weszła... Oby nie była to kolejna umowa, proszę. Zasiada za swoim biurkiem, odchylając się na krześle do tyłu i luzując siwy krawat.
- Zapłacę ci dwa tysiące... za prywatny taniec dla mnie...
___________________________________________________________________________________________________
CZYTASZ
Niewierny
FanfictionOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...