Wtorkowy dzień jest identyczny jak poniedziałkowy.. cóż z małą różnicą, zamieniam z Zaynem dokładnie trzy słowa. Dzień dobry i Dobranoc. A większą część dnia spędzam na jego siłowni, trenując proste rzeczy i widzę się z Caty, gdy przychodzi z zakupami. Gdy Zayn wraca nie rozmawiamy, właściwie to ignorujemy się nawzajem. Nie tylko ja, ale on też. Środowy ranek jest właściwie taki sam, czekam, aż wyjdzie do pracy i dopiero wstaję. Myję zęby, twarz, włosy zaplatam w warkocz i ubieram kolejną ze sukienek. Wsuwam przez głowę kreację w kolorze pastelowej żółci i zapinam zamek pod pachą. Wygładzam i obciągam rozkloszowany dół, a na nogi wciągam kolejną parę pończoch. Schodzę na dół, zaparzam kawę i robię śniadanie. Tuż przed trzynastą wracam do garderoby po parę skórzanych, czarnych czółenek na płaskim obcasie i wiosenny płaszczyk. Nigdy nie podziękowałam właściwie Zaynowi za ubrania i wygodę jaką mi zapewnił. Jestem wdzięczna, dał mi wszystko, a ja powinnam się jakoś odpłacić. Tylko jak i kiedy, skoro znajdujemy się w kruchym momencie naszego związku. Odłączam telefon od ładowarki i wystukuję wiadomość do Zayna.
"Wychodzę na lunch z Caty i jej córką. Wrócę do twojego powrotu."
Nie zdążam zablokować urządzenia, jak przychodzi odpowiedź.
"Nazwa restauracji ?"
Wzdycham i przepisuję z karteczki nazwę restauracji ze wszystkimi wskazówkami. Mogłabym rozpocząć kolejną kłótnie, bo zachowuje się jak wariata, ale nie mam na to ochoty, cóż może bardziej siły. Nie chcę z nim walczyć, nienawidzę tego dystansu między nami. Brakuje mi go.
***
Córka Caty jest wspaniała, samotnie wychowuje dwójkę dzieci, ale jest szczęśliwa. Ma pogodny uśmiech, chodź bardzo osobliwe poczucie humoru. Ma ostry język i jest chłodna dla wszystkich, prócz Caty i dzieci. To dowodzi jej miłości i temu, że wcale nie jest rasową suką. Może ma po prostu powody, by być niemiłą dla innych. Ludzie mogli ją skrzywdzić. W końcu na pewno ma przeszłość, Caty mówiła, że ją adoptowała. Jej mąż był totalnym padalcem, jak to nazwała go, dodając, że to delikatne określenie, ale nie będzie marnowała na niego słów. Każdy ma swoją historię.Wracam do domu z uśmiechem, ale gaśnie wraz z przekroczeniem progu mieszkania; wieje pustką i smutkiem ze wszystkich stron. Na wejściu zdejmuję płaszcz i buty, biorąc klamoty pod pachę. Odkładam je na schody i w ciszy przechodzę do kuchni, gdzie przy stole siedzi Zayn. Przełykam cicho ślinę, ale i tak przyciągam jego uwagę. Przelatuje obojętnie wzrokiem po mojej sylwetce, marszczy gniewnie brwi i spuszcza wzrok ze świstem wypuszczając powietrze. Mam wrażenie, że przyłączył się do tej gry i próbuje mnie złamać. Cóż wychodzi mu to naprawdę świetnie. Bo ostatnią rzeczą jakiej chciałam to obojętność, którą serwuje mi właśnie na tacy. Jakbym nie istniała, albo istniała, ale nie stanowiła nic ważnego. Jestem mu obojętna i w tym momencie nawet powątpiewam w to czy to tylko gra. Wpatruję się w jego plecy, a oczy zachodzą mi łzami. Dlaczego do cholery miałby mnie kochać, skoro nic nie mogę mu dać. Nie mam nic. Tylko siebie. Gdyby kazał mi teraz odejść, prawdopodobnie zabrałabym tylko swój portfel z ostatnimi dwudziestoma dolarami i parę zniszczonych dżinsów z koszulką oraz sukienkę, którą kupiłam. Tylko to należy do mnie. Ciuchy kupił mi on, buty kupił mi on, kurtkę kupił mi on, telefon kupił mi on, mieszkam u niego. Nie mam już nawet swoich starych trampek, zostały wyrzucone po tym jak zakupił mi nową parę. Co mogę mu zaoferować ja ? Mrugam odpędzając łzy i obracam się na pięcie wychodząc. Bezszelestnie przechodzę przez salon, a później idę na schody skąd zabieram odłożone wcześniej rzeczy. Starannie zawieszam płaszcz na wieszaku i odwieszam go. Klękam i odkładam na wyznaczone miejsce w szafie buty. Podnoszę się z podłogi, a moje serce uderza mocniej, gdy widzę Zayna na progu garderoby. Wchodzi głębiej i ściąga marynarkę, unikając mojego wzroku. Bez słów obchodzę go i zmierzam do wyjścia. Silny uścisk palców na przegubie zatrzymuje mnie, a później obraca w stronę mężczyzny. Przełykam ślinę, spotykając chłodne spojrzenie i zacięty wyraz twarzy.
- Mam dość tej gry, May. Nie zniosę dłużej twojego beznadziejnego zachowania. Przestań grać twardą i niezależną, bo dobrze wiesz, że taka nie jesteś.
Ściska mi się gardło i mija chyba cała wieczność, jak odzyskuję głos.
- Nikogo nie gram.
Nie mogę wytrzymać jego miny, po części zdegustowanej, a po części gniewnej. Jakby nie mógł znieść mojego widoku.
- Kłamiesz. Co do cholery chcesz wymusić obrażaniem się i pokazywaniem swojej niezależności ? Nie jesteś niezależna. Jesteś dziewczyną, która przez całe życie wymaga pomocy. Jezu, May, jesteś całkowicie bezradna. Dobrze to wiesz. Nie umiesz sobie radzić.
Cofam się kilka kroków i mam wrażenie, że pęka mi serce. Zamykam oczy. Próbuję odgonić od siebie ohyde jego słów. Łzy dławią mnie w gardle. Czuję się jakby uderzył mnie w policzek, chociaż tego nie zrobił. To nie on to powiedział. Każdy mógłby, ale nie on. Nie on, bo to on sprawił, że zaczęłam sobie ze sobą radzić. Nie poznaję go i jest to pierwszy raz, kiedy nie wiem kim jest człowiek stojący przede mną. Spoglądam w jego oczy, po czym zawracam na pięcie i wychodzę z pomieszczenia.
- Cholera. May, zaczekaj.. !
Gorąca łza spływa mi po policzku, gdy pokonuje schody. Dotykam klamkę frontowych drzwi i otwieram je, ale zostają zatrzaśnięte przez wielką męską dłoń.
- Gdzie chcesz iść ?
Łapie mnie za ramię i obraca do siebie.
- Nie dotykaj mnie.
Odsuwam się od jego dotyku i przecieram oczy.
- Zostań, nie masz gdzie iść. Nie wytrzymam ze strachu, jeżeli teraz wyjdziesz. Nie chciałem tego powiedzieć. Wytłumaczę się.
- Nie dotykaj.
Kolejny raz uchylam się przed jego dłonią.
- May, zostań. Zostawię cię w spokoju, obiecuję. Przynajmniej na razie.
Zagryzam policzek i kiwam głową. W uszach wciąż huczą mi jego słowa o odrażającej brzydocie. Nabieram uspokajający oddech i opanowuje łzy, chociaż na chwilę.
- Możesz wrócić do sypialni, zostanę tutaj.
Nie wiem czy chcę tam wracać, ale mimo to kiwam głową i przechodzę obok niego. Wracam na górę, gdzie opadam na łóżko i chowam twarz w poduszce, zanosząc się płaczem. Nie mogę wypędzić jego słów z głowy. Nie chcę go widzieć. Myślałam, że znam Zayna, ale dzisiaj pokazał jaki potrafi być i poddaję wątpliwością wszystko co o nim myślałam. Nie płaczę długo. Zasypiam w ciuchach mimo młodej godziny i budzę się dopiero rano. Jestem przykryta, ale wciąż w sukience. Mam sucho w gardle. Odgarniam pościel i wstaję, wchodząc szybko do łazienki. Sprawdzam swój stan w lustrze, na policzku mam odbity szef poduszki, a pod dolnymi powiekami pozostałości po tuszu. Przemywam twarz i rozmasowuję ślad, mając nadzieję, że zniknie jak najszybciej. Nie wchodzę do garderoby i omijam ją wzrokiem, dobrze pamiętając co tam zaszło. To nie jest tak, że będę jej unikać, ale nie chcę tam teraz wchodzić. Na zegarku jest godzina dziesiąta, co oznacza, że jestem już sama i dobrze. Muszę pomyśleć. Rozczesuje palcami włosy w drodze na dół, a w drodze do kuchni związuję je w kucyk. Zatrzymuję się kilka kroków później i zaczynam wycofywać.
- Zostań. Daj mi szansę się wytłumaczyć.
Chrząkam i decyduję się podejść do wyspy kuchennej oraz usiąść na stołku.______________________________________________________
(Zayn)Ściska mnie w klatce, gdy May podchodzi i siada przede mną. Nie mogę wyrzucić jej wczorajszego widoku z głowy. Każde błagające spojrzenie szeroko otwartych oczu, które prosiły bym cofnął słowa i jej gorące łzy zapadły tak głęboko w moje serce, że nieustannie towarzyszył mi w nocy. Jestem draniem.
- Dlaczego nie ma cię w pracy ?
- Wziąłem dzień wolny. Bałem się, że uciekniesz....
Mam odwagę spojrzeć jej w oczy, ale widniejące w nich rozczarowanie i strach... pozbawia moje płuca powietrza. Odwracam wzrok, przeczesuję włosy i podaję jej talerz pełen gofrów, które zrobiłem specjalnie dla niej. Z lodówki wyciągam bitą śmietanę w sprayu i półmisek owoców. Nie wiem jak się zabrać za wyjaśnienia i chyba fatalnie mi idzie. Nie uważam jej za słabą. Moją pierś rozpiera duma ilekroć ją widzę. Byłem wczoraj pod restauracją, chciałem się upewnić jej bezpieczeństwa. Widziałem jak z podniesioną głową i pewnością łapie taksówkę, jak przechodzi między ludźmi nie będąc ani trochę zagubiona. Jest samodzielna, a już na pewno jest zaradna.
Weź się w garść, nim ci zwieje.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miałam rozdział gotowy na wczoraj, był długi, ale w ostatniej chwili usunęłam go i zaczęłam pisać na nowo. Stąd to spóźnienie. Nie pasował mi. Ten chodź jest krótki, ma jakąś akcje i lepiej zgra się z tym co planuje w przyszłym rozdziale.
Dobrej nocy xx
CZYTASZ
Niewierny
FanfictionOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...