- Zapłacę ci dwa tysiące jeżeli zatańczysz dla mnie...
Wciągam powietrze tak gwałtownie, że aż zaczynam się nim dusić. Kręcę głową, nie umiejąc wydobyć z siebie słów.
- Mayer, potrzebujesz pieniędzy, oferuję ci pomoc.
Prosisz mnie o prywatny taniec ! "Cholernie drogi prywatny taniec".
- Czemu pan chce mi pomóc ?
- A czemu ty nie chcesz przyjąć pomocy ?
- J..ja nie mogę dla pana zatańczyć..
- Dlaczego? Pracujesz tańcząc, w czym tkwi twój problem ?
W tobie. Inaczej zdobędę te pieniądze. Przez napiwki. "A zdajesz sobie sprawę, że środa jest jutro?" Kręcę do niego głową, nie zatańczę.
- Możemy ustalić zasady.
- J.jakie zasady ?
- Nie chcesz brać udziału w prywatnych tańcach, bo się czegoś wyraźnie boisz. Ustalmy co to takiego, a do tych czynów nie dojdzie.
Kurwa. Boje się płci przeciwnej i co teraz ? Nie odzywam się dłuższą chwilę, a on wyraźnie zaczyna tracić cierpliwość. Jego żuchwa jest wyraźniejsza niż chwilę temu.
- Inaczej... jeżeli dam ci słowo, że podczas twojego przedstawienia nie zbliżę się do ciebie, przyjmiesz moją propozycję ?
Zamierzam zaprzeczyć, ale moje drugie ja, to rozsądne i silne, nie pozwala mi. Wiem, że ma racje. Potrzebuję pieniędzy, a przecież tańczę codziennie, tym razem będzie tak samo, z tymże dla jednej osoby. Powiedział, że mnie nie dotknie. Nie powinien kłamać prawda? Jest moim szefem, nie wypada mu... Nim zdążę podjąć decyzje, moje nerwy mają już własną odpowiedź. Kiwam głową w zgodzie, a na twarzy pana Malika pojawia się cwany uśmiech. Zła decyzja.
- Bardzo się cieszę. Zawiadomię inną tancerkę, żeby cię dzisiaj zastąpiła, a ty się przygotuj. 20 minut panno Mayer.
O kurwa, na co ja się zgodziłam ! Wychodzę z jego gabinetu bez słowa i jestem przerażona jak jasny chuj. To nie ma prawa się udać. Wchodzę do swojej garderoby obok, zakluczając za sobą drzwi. Moje ręce drżą, co sprawia mi trudności z przebraniem się. Zużyte jeansy zastępuję czarnymi, mocno wyciętymi majtkami. Do kompletu jest stanik tego samego koloru, zdobiony u dołu koronką, który od razu zakrywam skąpą, prześwitującą halką. W gardle utworzyła mi się gula i zdaje sobie sprawę, że przez dłuższy czas nie przełykałam śliny. Przysiadam na kanapie, sięgając po skórzane kozaki.
- Wolałbym gdybyś założyła zwykłe szpilki.
Podskakuję na męski głos. Spoglądam w kierunku, z którego dochodzi i widzę przed drzwiami pana Malika. Jakim cudem ? Odrzucam buty i sięgam po zwykłe szpilki z centymetrową platformą. Wsuwam je na nogi i podnoszę się gotowa. Moje kolana uginają się pode mną, ale próbuję to ukryć. Szef przechodzi obok mnie i rozsiada się na sofie. "Zapytaj czy podać mu popcorn.". Moja podświadomość robi sobie żarty, kiedy mi naprawdę nie jest do śmiechu. Stoję twarzą w twarz z koszmarem, który mnie niszczy, mam przed sobą drogę do przeszłości, która w jednej chwili może stać się teraźniejszością i mnie zabić.
- Możesz zacząć.
Dostaje gęsiej skórki pod jego bacznym spojrzeniem. Zamykam oczy próbując się wczuć, ale towarzyszy mi strach, że podczas mojej nie uwagi on zdoła się do mnie zbliżyć. Próbuję seksownie przeczesać dłonią włosy, których nie zdążyłam związać i zjeżdżam nią niżej po szyi na dekolt. Poruszam biodrami i trafiam na blokadę, którą tworzy moje ciało. Staram się opanować emocje, ale nie potrafię. Potykam się o własne nogi i mało co nie padam przed nim na kolana.
- Rozluźnij się kochanie.
Ignoruję drżenie ciała i zaczynam od nowa. Zapłaci mi za to... spokojnie, dostanę pieniądze, zapłacę i będzie jak dawniej. Oczy zaczynają mnie piec i wiem, że jeżeli uniosę powieki do góry, polecą z nich łzy. Nie chodzi tu o strach czy pana Malika. Chodzi o to co właśnie robię, jak ciężką walkę prowadzę. Chodzi o to gdzie jestem i do czego się zmuszam. Chodzi o to, że działam, sama sobie zadając ciosy skutkujące bólem. Zmierzam drogą mojej matki, chociaż nigdy tego nie chciałam. Była piękną kobietą... Zaciskam usta, kiedy czuję jak drżą. Boli mnie szczęka, którą nie świadomie mocno zaciskam. Słyszę syk i muszę otworzyć oczy, by mieć pewność, że nadal mam swoją przestrzeń. Obraz jest nie wyraźny, lekko poszarzały, zamglony. Pan Malik nadal siedzi, ale wyraz jego twarzy zmienił się. Zagryza dolną wargę, a jego policzki są lekko poczerwieniałe. Nie mogę dostrzec co kryją jego tęczówki, ale oczy wydają się być otwarte szerzej niż zwykle. Palce obu rąk wbił w skórzane obicie sofy, zaciskając mocno. Z powrotem zamykam oczy, kiedy nie mogę już nic dostrzec przez łzy. Nabieram w płuca powietrze, które i tak przytrzymam dłużej niż powinnam. Zapominam o oddychaniu. Za jego prośbą zdejmuję halkę, odrzucając ją gdzieś na bok. Kręci mi się przy tym w głowie, ale nie pokazuję tego. Skupiam się na odliczeniu czasu do końca, na przetrwaniu tego.
- Mogę stąd policzyć każdą twoją kość.
Cisza.
- Na co potrzebne ci te pieniądze May ?
Cisza.
Cisza.
Cisza.
- May ?
- Potrzebuję.
Pierwszy raz usłyszałam dzisiaj z jego ust swoje imię i brzmi dosyć dziwnie.
- Nie każ mi użyć siły, by to z ciebie wyciągnąć.
- Na czy..czynsz.
Ponownie zapada cisza i tak mija dwadzieścia minut. W kompletnym milczeniu i chyba wolałam jak mówił. Próbuję wytrzymać do chwili, w której minie pół godziny, ale nie daję rady. Nie mam w sobie siły, by tańczyć, a od kilku minut napływające łzy się nasilają. Spoglądam na zegarek na ścianie i po kilku chwilach walki ze ostrością, widzę pięć minut do końca. Robię co mogę, ale kiedy kucam i upadam na kolana, nie jestem już wstanie się podnieść. Moje mięśnie nie reaguję na polecenia.
- N..nie mogę.
Kwilę cicho, a pierwsze łzy ukazują się na policzkach. Czuję się jak podczas ciężkiej choroby, kiedy to człowiek nie może nic zrobić, wycieńczony do granic możliwości.
- Przepraszam pana.
Szeptam i wycieram łzy.
- W porządku kochanie...
Jego czarne trapery pojawiają się w zasięgu mojego wzroku, po czym wyciąga do mnie dłoń.
- To co ci obiecałem.
Rulonik z pieniędzmi opada na ziemię przede mną i zostaję sama. Biorę je i zaciskam mocno w pięści. Do chodzę do sofy i opadam na nią przymykając powieki. Zwijam się w kłębek izolując od wszystkiego, po czym na moment tracę świadomość... Z zamglonego świata próbują wyciągnąć mnie czyjeś dłonie i wiem do kogo należą, ponieważ rozpoznaję ciemną postać....
CZYTASZ
Niewierny
FanfictionOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...