Jego klatka szybko faluje z każdym oddechem, a szczękę zaciśniętą ma mocno. Rozgrzany i rozgniewany. Kulę się na siedzeniu i wbijam paznokcie w swoje uda. Niemal zaczynam płakać ze zdenerwowania. Muszę nauczyć się panować nad strachem i łzami. Zaciska dłonie w pięści i unosi je do góry, szybko zbliżając się do mnie. Spuszczam głowę i zaciskam mocno oczy. Uderzy mnie. Czuję powiew powietrza na policzkach.
- May.. ja..
Jego głos jest cichy. Spanikowany. Nie czuję bólu.
- Ona jest dla mnie kimś bardzo ważnym, ale nie mogę ci powiedzieć kim jest. Zrobię to nie długo.
Kiwam głową, ale nadal nie otwieram oczu. Nie uderzył mnie.
- Spójrz na mnie.
Wypuszczam przerywany oddech i rozluźniam uścisk dłoni. Wdech, wydech. Kontrola.
- May, popatrz na mnie.
Podnosi głos o pół tonu. Unoszę głowę i patrzę prosto w jego ciemne oczy, jedyne co w nich widzę to kolor. Nie umiem w nich czytać. Nie umiem robić tego tak, jak robią to w większości książek. Nie umiem czytać z oczu. Z jego oczu, z żadnych oczu.
- Czego się przestraszyłaś ?
- P-pana. J-ja..
Gardło ściska mi się boleśnie. Przez sekundę przez jego twarz przebiega jakaś emocja, ale szybko zanika. Chwyta mnie za biodra i obraca całe moje ciało na stołku barowym w swoją stronę. Czuję jak drżę.
- Nie skrzywdzę cię.
Staje między moimi nogami i zamyka przestrzeń między nami. Mocno przyciska mnie do swojego ciała, oplatając rękoma, jakby próbował przed czymś schować.
- Nigdy nie podniosę na ciebie ręki, nie będę krzyczał i upokarzał. Zaufaj mi. Proszę. Ufaj mi na tyle mocno, ile jesteś wstanie. Ale mi ufaj.
Czuję jego usta na swoim czole i delikatny pocałunek jaki składają.
____________________________________________________________________________
(Zayn)
Nie czuję nic, ale jeżeli bym chciał, mogę czuć. Czuję, ale jeżeli bym nie chciał, mogę nie czuć nic. Jestem pomiędzy niczym, a czymś. Spoglądam na May, która w ciszy spożywa posiłek, robiąc to tak cicho, jakby bała się, że to wzbudzi moją złość. Nie krzyczałbym na nią. Nie umiem na nią krzyczeć. Boje się, że jeżeli bym podniósł głos, ona by się rozpadła. Jest zbyt delikatna. Filigranowa dziewczyna. Atmosfera między nami zmieniła się, ta z rana ulotniła się gdzieś w powietrzu, ta dobra zniknęła. Teraz wieje chłodem, a między nami panuję niewidzialny dystans. Ufaj mi May.
- J-ja już pójdę. W-wrócę do swojego m-mieszkania.
Głos jej nadal drży. Zamierzam powiedzieć jej by została, ale kiedy spotykam jej wzrok, nie jestem wstanie zmusić się do zatrzymania jej. Patrzy wszędzie tylko nie na mnie, a mimo to doskonale dostrzegam jej panikę i przerażenie. Nie planowałem jej uderzyć, nie miałem nawet tego w zamiarach. Nie umiem zrozumieć czemu to tak odebrała.
- Odwiozę cię.
Każde słowo dokładnie wyróżniam, by zrozumiała, że nie przyjmę sprzeciwu. Wszystko co zbudowaliśmy do tej pory, wydaje się już nie istnieć. Rozproszyło się po kątach, siejąc strach, lęk i panikę. Obawiam się, że nie mam wystraczająco czasu, by na nowo to zbudować. Zabieram pusty talerz May i odkładam go obok zlewu, dołączając do niego swój. Nosi mną poczucie winy. Przeczesuję nerwowo włosy i idę do wejścia. Dziewczyna stoi już ubrana, zapięta po szyję. Nie umyka mojej uwadze jej zagryziona warga i jest to bolesne. Boleśnie podniecające. Jej niewinna postura, charakter i ten mały przejaw grzeszności.
- May.
Obserwuję jej usta i nie mogę się powstrzymać. Chcę posiadać każdy ich minimetr i cieszyć się z tego przywileju. Uwielbiam ich miękkość i kształt. Odpowiednio ciepłe i pulchne. Uwielbiam czuć jej słodki smak na języku. Uwielbiam go czuć i wiedzieć, że jest nie zmienny, nie ważne co by jadła i robiła. Zawsze będzie słodki. Przypieram ją do ściany, dbając o jej bezpieczeństwo. Nie chcę jej skrzywdzić. Kim bym był gdybym tego chciał ? Jęczy zaskoczona, ale w pełni się mi poddaje. Przypadkiem muskam językiem jej górną wargę, ale zaraz potem ponawiam gest. Całuję ją głęboko, zupełnie jakby był to pierwszy, bądź ostatni raz. Pocałunek jest na tyle intensywny, że czuję jak nogi May odmawiają jej posłuszeństwa, a ona sama zaczyna się osuwać po ścianie. Przyciskam swoje czoło do jej, pozwalając zaczerpnąć nam powietrza. Swoje palce zaczepiam o wąskie biodra dziewczyny i przyciskam ją do siebie. Nie pozwolę jej upaść. Nasze ciężkie oddechy wyróżniają się w panującej ciszy. Zbieram w sobie siłę woli, by pozwolić jej odejść, ale kiedy mam to zrobić jej usta przywierają do moich. Kolejne doznanie. Nie ja je zainaugurowałem. Czuję, jak opiera swoje małe dłonie na mojej klatce, a zaraz potem zaciska w pięść materiał mojej koszuli. Jej niewinność jest przeszkadzająca, ale i uzależniająca.
__________________________________________________________________________
- Leć aniołku, leć, i nie kradnij już niczyich serc.
Zayn słodkim głosem cytuje słowa, śpiewane przez dziecięcy chór w radiu. Próbuję się nie roześmiać, jednak kończę cichym chichotem, nie mogąc nic poradzić na tą potrzebę.
Dojeżdżamy pod mój budynek mieszkalny i zalewa mnie fala niepokoju. To właśnie teraz przyjdzie czas na konfrontacje z Marcelem. Mogę wyjść z tego cało, bądź w kawałkach, z rozsypaną duszą na dłoni.
- Nie zobaczymy się przez kilka dni, nie będę miał czasu.
Kiwam głową nieśmiało i otwieram drzwi.
- Do widzenia.
Wysiadam, a później je za sobą zamykam, widząc przez okno uśmiech Zayna i jego ciepłe spojrzenie.
Upycham strach głęboko w sobie i ruszam prosto w przepaść.
CZYTASZ
Niewierny
FanfictionOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...