Zaczynam odchodzić do następnego klienta, ale jego dłoń zaciska moje ramię, zatrzymując w miejscu.
- Poczekaj May..
Sięga dłonią do swojej marynarki, macając materiał. W widoczny sposób czegoś szuka.
- Za brandy.
Podaje mi banknot, na którym nominał jest wyższy niż powinien.
- Za dużo pan...
- Dla ciebie. Wiem, że potrzebujesz... jestem człowiekiem May.
Jednym przechyleniem wypija wszystko nawet się nie krzywiąc i schodzi ze stołka.
- Widzimy się wkrótce panno Mayer.
Uśmiecha się lekko, zaciskając dłoń na rączce skórzanej teczki, po czym niknie w przyciemnionym świetle klubu. Łapię się za miejsce, w którym jego dłoń zetknęła się z moją skórą, czując ciepło. Nieprzyjemne ciepło. Wzdycham we frustracji, nawet na tak drobny gest nie mogę zareagować normalnie. Zaczesuję włosy do tyłu i podchodzę do kelnerki w celu pomocy jej przy wyjątkowo dużym zamówieniu. Atmosfera panująca w lokalu jest spokojna. Właściwie miejsce wiele wyglądem przypomina klub do którego zabrał mnie były szef. Głownie klientami są mężczyźni w idealnie dobranych garniturach, rozsiadający się w fotelach i chowający w mroku. Ich stoliki zapełnione są plikami białych kartek, a w dłoniach mocno ściskają szkło z klasyczną whisky. Zdarza się, że niektórzy odbywają tu rozmowy ze swoimi kontrahentami, nie ciężko jest usłyszeć formalne słowa wypadające z ich ust, albo dostrzec podpisywane arkusze. Nawet teraz stojąc tu słyszę jak panowie na lewo zbyt głośno rozważają kosztorys innej firmy. Widać wcześniej zbyt słabo przyjrzałam się temu miejscu. Teraz potrafię dostrzec zbyt duży przepych. Co ja robię w takim miejscu ? W miejscu dla ludzi wysokiej klasy ?
- Ej panienko butelkę 0,7 Chase poproszę !
Ale nawet w takich miejsca trafiają się uliczni pijacy.
- Mam powtórzyć ?
Prawie krzyczy pochylając się nad blatem. Przerażenie zalewa moje ciało, ale kręcę natychmiastowo głową.
- To rusz się.
Odpycha się od lady i niemal przewraca, tracąc równowagę.
- Ja się nim zajmę. Nie bój się, mamy tutaj ochronę.
Kelnerka której pomagałam, szepcze do mnie cicho i wymija, obsługując pijanego mężczyznę za mnie. Próbuję odejść i zająć się czymś innym, ale słyszę jego zbyt głośne słowa. Serce mi się ściska, kiedy nazywa mnie dziwką i domaga się mojej obsługi. Narządy zawiązują mi się w jeden supełek, czekając co będzie dalej. Jak się okazuje, jego następne słowa są wykrzykiwane, a uwaga wszystkich jest skupiona na nim. Ochrona zmuszona jest go wyprowadzić, przepraszając wszystkich za zamieszanie, a podświadomość podpowiada mi, że to jeszcze nie koniec....*** (3 dni później, dzień rozprawy)
Przeczesuję swoje włosy w nerwowym geście, stając przed zachlapanym lustrem. Wyjmuję i od nowa wkładam białą koszulę w ołówkową spódniczkę, próbując sprawić bym wyglądała mniej żałośnie jak wciągu kilku ostatnich godzin. Podążam do swojej sypialni szukając jakiejś biżuterii, ale jedyne co posiadam to tandetne bransoletki i z czarniały srebrny pierścionek mamy. Wszystko wylatuje mi z rąk, kiedy po mieszkaniu rozchodzi się pukanie do drzwi. Serce staje, a płuca nie przyjmują powietrza. W krótkiej chwili, jaką jest podejście do drzwi, próbuję wymyślić kim ten ktoś może być, ale nie potrafię. Dłoń mi się trzęsie kiedy naciskam klamkę, otwierając prostokąt, który nawet nie posiada zamka. Czuję jak odpływają z mojej twarzy kolory, kiedy widzę wysoką posturę mężczyzny.
- Dzień dobry Mayer.
Otwieram usta by odpowiedzieć, ale żadne dźwięki ich nie opuszczają, więc kiwam głową.
- Jesteś gotowa ?
- J.jak mnie pan znalazł ?
- Domofon nie działa, ale znalazłem na nim twoje nazwisko i numer mieszkania. Nie posiadam twojego numer, więc nie miałem jak zawiadomić cię o przyjeździe.
Próbuję się zebrać i ruszyć z miejsca, zrobić cokolwiek, ale nie mogę, kiedy w drzwiach stoi były szef.
- May mamy mało czasu.
Kiwam głową i z komody obok biorę płaszcz. Moje ruchy są mechaniczne. Zakładam odzienie na siebie, dostrzegając dziurę na łokciu, którą powinnam zaszyć. Spoglądam na niego będąc dalej w osłupieniu, a on odsuwa się robiąc mi przejście. Sprawdzam zawartość kieszeni, upewniając się, że mam dowód i zatrzaskuję za sobą drzwi.
- Nie zamykasz ?
Kręcę głową, kiedy z nie wiadomych powodów do oczu napływają mi łzy.
- Zamek.. on jest wyłamany.
Zaczynam szybko schodzić po schodach , pragnąc znaleźć się na zewnątrz.
Zayn kieruje mnie do jego samochodu, zaparkowanego tuż pod wejściem. Od razu zapinam pasy, po tym jak wsiadam i wzrok wbijam w boczną szybę. Nie rozumiem swoje reakcji na to wszystko. Silnik wydaje warknięcie i milknie, ruszając z miejsca.
Jestem wdzięczna mężczyźnie, że nie próbuję nawiązywać żadnej rozmowy, aż po same drzwi sądu...***
Uczucie radości rozlewa się po moim ciele w momencie, w którym padają słowa sędziego uznając oskarżonego za winnego. Odruchowo spoglądam na Zayna i widzę, że jego twarz rozpromienia uśmiech. Jakiś dziwny spokój zalewa moje ciało, kojąc częściowo dotychczasowe nerwy i lęki. Można powiedzieć, że czuję jakby ktoś zabrał połowę ciężaru z moich rąk i teraz pomaga go nieść...***
- Dziękuję.
Kieruję wzrok na pana Malika, uważając by nie potknąć się przy przemierzaniu drogi do samochodu. Widzę jego zdezorientowane spojrzenie, więc kontynuuję
- Za to wszystko, za sąd.. gdyby nie pan.. on mógłby znowu..
Dochodzimy do samochodu, a łzy zaczynają spływać po moich policzkach, kiedy uświadamiam sobie jak wiele zawdzięczam panu Malikowi i co mogłoby się stać. Właściwie to on był tym, który uwolnił mnie od części ciężaru. Dzięki niemu mój podwójny gwałciciel został skazany.
- Oddam panu wszystkie pieniądze za...
Szloch wyrywa się z moich ust, przerywając mi mówienie.
- Mayer nie płacz.
Szybko zbliża się do mnie, na co ja się cofam.
- Nie przyjmę żadnych twoich pieniędzy, pomogłem, bo uważałem to za słuszne. Jest to już za tobą, więc spróbuj o tym zapomnieć.
Kiwam głową w zgodzie i nie wiem co odpowiedzieć, więc obracam się plecami do niego. Jego wzrok jest zbyt onieśmielający. Próbuję otworzyć sobie drzwi pasażera, jednak mężczyzna ciągnie mnie za ramię i odwraca do siebie. Jego wargi boleśnie wbijają się w moje, zaczynając zacięcie całować. Piszczę w szoku i próbuję go odepchnąć. Czuję jak wszystkie złe rzeczy uśpione we mnie zaczynają się pobudzać. Łzy boleśnie kują mnie w oczy, a ciało zaczyna się trząść. Popadam w histerię, z całych sił bijąc go w pierś.
- May.. May nie walcz ze mną.
Przytrzymuję mnie, bardziej przyciskając do siebie. Jest zbyt silny.
- Nie zrobię ci krzywdy. Uspokój się.
Na nowo złącza nasze wargi w bolesnym pocałunku. Moja talia w całości opleciona jest jego ręką, a ciało przyciśnięte do niego. Pcha nas do przodu, przez co moje plecy spotykają się z karoserią samochodu. Szlocham w jego usta, prosząc aby przestał. Przestaję się wyrywać, kiedy na mnie warczy. Jego ruchy stopniowo łagodnieją. Pocałunek przeradza się w delikatne muskanie, a moje usta przyjmują to.
Moje ciało jak i psychika przyjmuj jego ruchy...
CZYTASZ
Niewierny
FanficOn- konsekwentny, poważny, ustatkowany, 26-letni biznesmen. Nazywają go rekinem Nowego Jorku. Ona- dziewczyna, której życie zafundowało prawdziwe piekło. Wcale nie chciała stanąć na jego drodze, nie chciała stanąć na drodze żadnego mężczyzny. Zwycz...