5. Rysa na rzeczywistości

155 23 9
                                    

Dzień wstał dzisiaj zdecydowanie wcześniej, niż powinien. Maks był prawie pewien, że ktoś na górze namieszał i zbyt wcześnie wciągnął słońce na nieboskłon, ale nie wiedział, komu powinien złożyć zażalenie, więc postanowił dać sobie spokój. 

Jego babci nie było w domu. Pewnie "wyszła na zakupy". Zawsze to robiła, kiedy miała przyjść jego terapeutka, a on po części doceniał tę nową prywatność. Dzięki temu nie musiał udawać, że je śniadanie. Zamiast tego po prostu umył zęby i przygotował sobie kubek melisy, mając nadzieję, że ta uspokoi nieco jego rozdygotane ciało. 

Niestety, kiedy w mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi, Maks niemalże spadł z krzesła. Jego żołądek skurczył się o połowę, próbując ukryć się przed nieuniknionym, a on sam zwymiotował do zlewu. 

To jednak nie powstrzymało dzwonka, który z każdą sekundą stawał się coraz bardziej natarczywy. 

"Jak mnie nie wpuścisz, to będziesz miał kłopoty."

Maks niemalże mógł usłyszeć ten jej słodki, cukierkowy głos.  Obmył zlew i pośpiesznie rzucił się do drzwi. 

Kobieta stała w drzwiach dokładnie tak, jak zwykle. Z notesem u boku i niewielką teczką, wyglądała, jak typowy biznesmen idący do biura. Bujne brązowe loki opadały jej na plecy, okalając dość drobną, ale nadal zmysłową figurę, której można było pozazdrościć. Nawet zielone, jak liście rododendronu oczy pobłyskiwały zdrowiem i nieukrywaną siłą charakteru. Zresztą otaczająca ją muzyka była bardzo podobna. Ostra, pełna dzikich namiętności i czegoś, co dla Maksa brzmiało, jak podkład z piły mechanicznej. 

Była przerażająca. 

- Dzień dobry pani... - Maks spróbował się uśmiechnąć, ale jego usta nie chciały go słuchać. 

- Hej. - Kobieta z kolei wyszczerzyła zęby, jakby zaraz zamierzała go pożreć. - Jak się czujesz?

- Ostatnio lepiej. - Maks wpuścił ją do środka i ostrożnie zamknął drzwi. Nie na klucz. Tak, żeby w razie czego mógł uciec. 

- Słyszałam, że rozmawiałeś wczoraj z jakimś chłopakiem. 

- Tak...

- To nie jest dla ciebie dobre towarzystwo. Ten Seweryn - wypluła jego imię, jakby było zepsutym winogronem, które zaplątało się gdzieś pośród zdrowej kiści. - Dzieciak z problemami. Ponoć zamieszany w handel narkotykami. Długi. Bójki. 

- Skąd...? - Maks pobladł i wbił paznokcie w jeden z nadgarstków.  

- Rozmawiałam z twoją nauczycielką, głuptasie. Siadaj - rozkazała, a słodki ton momentalnie ustąpił zimnej determinacji. Ciało Maksa zareagowało samo z siebie i wypełniło polecenie. On sam miał bowiem wrażenie, że zmienił się w lodowy proporzec. Wyprostowany, ale mimo wszystko zupełnie martwy. - Jak głosy? 

- To nie są... - Maks spuścił wzrok, nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia. - Dobrze. 

- Dalej je słyszysz? 

- Tak. 

- A bierzesz leki? 

- Tak. Dwa razy dziennie, codziennie. 

- Hmmm. Nadal żadnej poprawy? 

- Żadnej. 

- Może powinieneś zmienić psychiatrę.

Pomiędzy nimi zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie nieprzyjemnym skrobaniem długopisu po papierze. 

- Chyba czas, żebyśmy nieco dostosowali twoją terapię. Powiedz mi coś więcej o tych dźwiękach. 

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz