55. Szukajcie a znajdziecie

78 8 1
                                    

Powrót do domu Seweryna był dla Maksa znacznie trudniejszy, niż powinien. Albo przynajmniej tak mu się zdawało. Drżał, łzy spływały mu po policzkach, a każdy krok powstrzymywany był przez siłę, która najwyraźniej chciała, by uciekał. Nie był w stanie kontynuować. Bał się. Słyszał ciszę, tę wibrującą od śmierci i miał wrażenie, że jest przekleństwem gorszym niż kakofonia dźwięków. Było mu niedobrze na samą myśl o tym ślicznym, białym domku zupełnie bez nich. Nawet nie zauważył, kiedy jego ciało zupełnie się zbuntowało. Stanęło w miejscu na glinianych nogach, przylepione do podłoża i miękkie zarazem, z płucami pompującymi powietrze, jak gdyby próbowały rozpalić w nim choć odrobinkę odwagi.

- Śnieżynko, trzęsiesz się. Zimno ci? - Seweryn nie czekał na odpowiedź, tylko od razu otulił go swoją kurtką. Zapach kawy. Ten bezpieczny zapach kawy. Maks chlipnął cicho. - Boisz się? Przytulić cię? 

Maks pokiwał głową i niemal od razu znalazł się w bezpiecznych objęciach. Łkał cicho. W parku. Przy ludziach. Co więcej, poczuł delikatny pocałunek najpierw na czole, a potem na czubku głowy. Melodie dwóch przechodniów zagrały kilka zaskoczonych nutek. Jedna z nich warknęła cicho, wyraźnie rozeźlona.

Zimne dłonie zagrożenia złapały Maksa za gardło i ścisnęły tak mocno, że przed oczami pojawiły mu się mroczki.

- Śnieżynko! Oddychaj troszkę wolniej! Już, spokojnie. Spróbuj ze mną, dobrze? Popatrz na mnie, Śnieżynko. Maks, Skarbie. No dalej. 

Nie mógł. Pokręcił głową. Znów go sparaliżowało, a piekielny kociak wtulił się w jego nogi, pomrukując cicho. Pewnie zauważył, że Maks się dusi. I, że zaraz zwymiotuje. Tak. Zaraz...

Maks osunął się na kolana i pomiędzy panicznymi oddechami zaczął pozbywać się zawartości żołądka. Po policzkach spływały mu łzy, ale strach nie chciał się poddać. Seweryn momentalnie przypadł do niego i ogarnął mu włosy z czoła. Te przykleiły się do niego na pot, ślinę i resztki herbaty, jedynej rzeczy, którą Maks dał radę przełknąć tego ranka.

- Już, Śnieżynko - Seweryn delikatnie głaskał go po plecach. - Już. Oddychaj. Powolutku. Wdech. Wydech. Razem ze mną. Wdech. Wydech. Już, już... Ciii... Będzie dobrze. Tak. Wolniej. Wdech i wydech. 

Spokojny, pełen miłości głos Seweryna momentami dawał radę przebić lęk. Rozbijał go troszkę. Zapewniał o bezpieczeństwie. Przypominał, że Maks nie jest sam. Mimo tego coś we wnętrzu chłopaka nie pozwalało mu się uspokoić.

- Przepraszam - wymamrotał pomiędzy płytkimi oddechami. - Przepraszam...

- Ciii, Skarbie... Nic się nie dzieje. - Seweryn przytulił go lekko do siebie, zupełnie nie przejmując się tym, jak bardzo brudne były ubrania Maksa. To pomogło jeszcze bardziej. Ciepło. Kawa. Dzwonki. Dzwonki. Ciepło. Kawa. Dłonie na plecach. Żwir pod palcami. Już nie. Już materiał. Sztywny. Jeans. Niebieski. - Lepiej, Śnieżynko? 

- Pedały! - Nieprzyjazny głos ponownie zaatakował Maksa wraz z dopełniającą go warczącą melodią trąbki.

O nie! Maks zadrżał i ponownie zwymiotował, ledwo łapiąc oddech. Przez niego Seweryn...! Jego opinia! Jak...?! Dlaczego...?! Gdyby nie...!

- Zaraz to ty będziesz miał pedały! Dziesięć centymetrów w twoim zakutym łbie! - Seweryn zabrzmiał, jakby rzeczywiście zamierzał go zamordować. Zaburzyło to tę pewną siebie muzykę nutką niepewności.

- Jebane ćpuny!

Na to Seweryn już nie zareagował. Wrócił do głaskania Maksa po plecach i monotonnego, acz spokojnego kierowania jego oddechem. Niestety najwyraźniej koleś nie miał dość, bo podszedł do nich od tyłu, wykrzykując niewybredne przekleństwa.

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz