83. W sprawiedliwości jest śmierć, a w śmierci sprawiedliwość

47 8 0
                                    

Samandriel kulił się na ziemi, jak przerażone zwierzę. Zielone oczy strzelały na boki, a Nyja mógł niemal wyczytać z jego twarzy to bezsensowne poszukiwanie wyjścia. Oczywiście nie miał szans, ale świadomość tego, choć pewnie niemal namacalna - pozostawała poza jego zasięgiem. Tak samo, jak przyznanie się do porażki. 

- I co teraz? - Camael przyjrzała się pełzającemu mężczyźnie z nieukrywanym obrzydzeniem. 

- Ja się nim zajmę. - Nyja spoglądał na niego zza długich, srebrnych rzęs. Ile czasu minęło, od kiedy pozwolił sobie uwolnić całą swoją moc? Od kiedy nie wykorzystywał jej tylko do połowy, do tworzenia życia, ale decydował się użyć jej zgodnie z jej przeznaczeniem? Drzewa naokoło niego już zaczynały wysychać, bądź gnić. Wystarczyło na moment stracić panowanie, by znów był tylko śmiercią. Na dodatek wkurwioną śmiercią. - Masz coś do powiedzenia, Samandrielu? Zanim przeżyjesz tu tysiąc żywotów i tyleż razy umrzesz? 

- Zrobiłbyś dla niego to samo... 

Czyli to była jego ostatnia deska ratunku. Współczucie. Granie na więzi, którą Nyja miał z Maksem. Trzeba mu było przyznać, uderzał celnie. Problem w tym, że banalność tego ataku nie miała szans go wzruszyć.

- Pozwoliłbym mu odejść. - Nyja wyszczerzył się uśmiechem bestii. Nawet Camael wzdrygnęła się i cofnęła o krok. Wdepnęła w przegniły krzak i jęknęła cicho. Las umierał w tempie, w którym narastała zimna furia Seweryna. - Wiesz, w przeciwieństwie do ciebie, kocham go o wiele bardziej, niż chcę go dla siebie. Jeśli jego dusza zniknie z tego świata, będę czekał, aż spotka mnie to samo. 

- Nie masz pojęcia...!

- Och, daruj sobie. - Nyja wywrócił oczami, a jego tęczówki zrobiły się czarne jak czeluście rowu mariańskiego. Tylko w samym centrum płonęło miodowe światło, układające się w pionowe, kocie źrenice. - Oddaj z siebie wszystkie dusze, albo zmuszę cię, żebyś wypluł każdą z nich z osobna. 

- Nyja... 

- Wiesz, mogę cię torturować. Po tym, co zrobiłeś Maksowi, nawet mam ochotę. Tylko... od lat brzydzę się czymś takim. Dlatego daję ci jeszcze jedną szansę... 

- Proszę... Pozwól mi spróbować...

- Zdurniałeś?! Trzeba cię otrzeźwić, czy jak?! - Camael przyskoczyła do niego i strzeliła go w pysk z taką siłą, że jego głowa odskoczyła do tyłu. - Lepiej, czy to powtórzyć?! 

- Cam, nie rozumiesz... - Samandriel spojrzał prosto na nią. - Nie możesz...

Kolejny cios spadł na niego jak grom z jasnego nieba. Camael nawet nie próbowała się powstrzymać. Po prawym sierpowym przyszło kopnięcie. Potem jeszcze jedno. I kolejne... 

- Zostaw go. - Nyja podszedł, a pod jego stopami ziemia zmieniała się w proch. - To ja wymierzam karę. Nie ty.

Prychnęła, ale się pozwoliła mu podejść. Sama odeszła przy tym na odległość metra i zmarszczyła nos, próbując uciec od zapachu rozkładu.

- Mówię jeszcze raz. Wypuść dusze...

- Nie! Nie zrobię tego! Nie mogę. 

- Dobrze. W takim razie... Twoim wyrokiem jest po tysiąckroć śmierć. - Nyja pochylił się nad nim, a ten zaczął z przerażeniem pełznąć do tyłu. Mimo tego nie dał rady uciec. Śmierć złapała go pod brodę, a jej dotyk rozłożył go na części i wskrzesił. Koło życia przyśpieszyło, kiedy jego oczy zaczęły gasnąć.

Dusze wypłynęły z jego otwartych ust. Starość wykrzywiła mu wargi, choć przecież nie powinien jej doświadczać. Nyja był nieubłagany. Jego moc, ta, która mogła zniszczyć wszystko, teraz robiła to z nim. Każdy wdech był jak nowe narodziny, a wydech jak najstraszliwszy z końców. Płonął, tonął, dusił się i zamarzał. Nie miał jednak siły krzyczeć, bo choć ból rozrywał go na strzępy - martwi nie mogą mówić. 

Nyja przyglądał mu się przez całe wieki. Przez tysiąclecia i milenia. A potem, gdy jego umysł w końcu rozpadł się na kawałki... puścił. 

Ciało Samandriela, dokładnie takie samo jak wcześniej, osunęło się na ziemię, na której nie było już nawet wspomnienia po lesie. Pod dłońmi czuł tylko piach, a nad sobą miał obrzydliwe, krwiście czerwone niebo. 

- A teraz, mój drogi, czas na przekleństwo. - Oczy Nyi zapłonęły raz jeszcze, a jego palec wyrysował na czole Samandriela odwrócony krzyż. - Dopóki nie zbierzesz wystarczająco dobrej energii, by samemu przebić się przez obie bariery, po śmierci nie trafisz do nieba, ani piekła. Zamiast tego odrodzisz się dokładnie  z tym, co ci zostało. Nie dostaniesz czystej karty tak, jak pozostali. Będziesz musiał doświadczyć wszystkich kar, na które zasłużyłeś. A teraz żegnaj. Mam nadzieję, że jeszcze długo się nie zobaczymy. - Machnął ręką, a dusza Samandriela zafalowała i zniknęła w rozbłysku światła. 

Czyli już się urodził. Tak jak wszyscy ci, których skrzywdził. 

Oby na swojej drodze nie spotkał żadnego z nich, bo choć dusze nie pamiętały swojego poprzedniego życia... po takich przejściach mogą instynktownie go nienawidzić. A niezależnie od tego, czego by Samandriel nie zrobił, Nyja nadal uważał go za męża swojej przyjaciółki. Wymierzył sprawiedliwość, ale to nie znaczyło, że życzył mu źle. Miał wręcz nadzieję, że wreszcie uda mu się pozbierać i zrobić to, co należy.

I może rzeczywiście trafić z powrotem w ramiona Sabriel.

Delikatny, zimny wiatr pogłaskał Nyję po twarzy. Magia powoli wróciła do jego ciała, zostawiając po sobie zalążek życia, które zawsze było odpowiedzią na śmierć. Jego serce wypełniło się chłodem i bólem, towarzyszącym mu od zawsze, ale wiedział, że tego potrzebuje. Musiał się uspokoić i wrócić do siebie. Do Seweryna, którym się urodził. Do Nyi, który zapracował na to, by stać się dobrym człowiekiem, a nie tylko narzędziem zniszczenia.

Dziękuję.

Mógłby przysiąc, że wiatr szeptał do niego głosem Sabriel. Uśmiechnął się słabo. 

- Nie masz, za co dziękować Sab-Sab. Mam nadzieję, że wszystko jeszcze wróci do normy. 

- Oszalałeś, czy jak? - Camael łypnęła na niego nieufnie. - Czy się uchlałeś tą magią? 

- Kto powiedział, że nie oba na raz? 

Spojrzał w niebo. Słońce powoli zbierało się za horyzont. Chmury kłębiły na zachodzie, przykrywając świat kołderką z deszczu. A może były to po prostu łzy tych, którzy opłakiwali los Samandriela? Bądź odejście Sabriel? 

A może to właśnie ona płakała z tęsknoty za nimi? 

- Spotkajmy się jeszcze kiedyś - szepnął Nyja, w bliżej nieokreśloną przestrzeń.

Tylko wtedy, gdy będziesz gotowy - odpowiedział mu wiatr.

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz