9. Śpiew trawy

129 22 6
                                    

Seweryn nie wyglądał, jakby żartował, chociaż w oczach pobłyskiwały drobne odłamki radości. Z tym że jeśli coś go bawiło, to sama sytuacja, a nie jego własne słowa. Stał przed Maksem, z lizakiem w ustach, widocznie czekając na jakąś reakcję. 

Czyżby uważał, że choroba Maksa była zmyślona i odpowiedział mu tym samym? A może prawda była zbyt okropna, żeby wyznać ją komuś, kogo dopiero co poznał? 

"Ćpun."

Tak go nazwała ta chodząca katastrofa. Tylko skąd miała go znać? Prowadziła jego terapię? Maksa jakoś nie przekonywała ta teoria. Oczywiście mógł go zapytać, ale jaka była szansa, że powie mu prawdę? 

- Czyli... rozumiem, że to sekret? - Maks odezwał się wreszcie, ważąc każde słowo. 

- Nie, powiedziałem ci najprawdziwszą prawdę. - W głosie Seweryna nie znalazł się nawet okruch ironii. 

Psychoza? To miałoby sens, ale wtedy nie chodziłby tak po prostu do szkoły. Brałby leki, czy coś. Oczywiście nadal wierzyłby w swoje urojenia, ale...

Nie, Maks nie chciał być taką osobą. Zacisnął zęby. Ile razy jemu nie wierzono? Traktowano go jak najgorszego wariata, kogoś, komu nie można zaufać? 

- Okej. Czyli poszukujesz jakiejś kobiety? - Postanowił uczepić się najnormalniejszej części jego wypowiedzi. 

- Tak. - Seweryn zdziwił się lekko na jego pytanie. Czyli spodziewał się odrzucenia, docinek, a może nawet pogardy. Przykre.

- Jak wygląda? 

- Właśnie na tym polega problem, że nikt nie wie. Sab zaginęła osiemnaście lat temu, podczas pełni. Ponoć ją porwano, ale jestem pewien, że udało jej się uciec. Tylko dokąd poszła? - Seweryn westchnął i z rezygnacją spojrzał w niebo. - Mam nadzieję, że nic jej nie jest. 

- To jakaś twoja krewna? 

- Można tak powiedzieć. Stara przyjaciółka rodziny. Problem polega na tym, że jej mąż nie chce pomóc w poszukiwaniach. Uważa, że Sab nie żyje, ale to mało prawdopodobne. 

- Hmmm... - Maks podrapał się po głowie. - Dla mnie to brzmi jak słaby kryminał. 

- Słaby? - Seweryn rzucił mu zawadiacki uśmiech. 

- Oczywiście. Gdybym miał przeczytać podobną książkę, to chybabym się załamał, bo z tego co mówisz, bezpośrednio wynika, że to mąż ją zabił. Jeden, została porwana, ale uciekła. Dokąd by poszła? Do domu. - Maks wyciągnął pierwszy palec. - Dwa, dlaczego mąż porzucił poszukiwania? Pewnie ze względu na to, że wie, co się stało. Albo jej zniknięcie jest mu na rękę. Ma kochankę? - Seweryn pokręcił głową w odpowiedzi, a jego uśmiech stał się jakby szerszy. - No to widzisz. Albo ktoś mu grozi, albo po prostu wie, co się stało. I tutaj trzy, skąd ma taką informację? Pewnie sam ją zabił. - Maks na zakończenie wywodu wywrócił oczami. - O, tak to zwykle wygląda w kryminałach. Chociaż jest jeszcze jedna opcja. Chujowy autor i głupi zwrot akcji. 

Seweryn parsknął śmiechem, a otaczające go dzwonki zadźwięczały radośnie, podkreślając ciepłą barwę jego głosu. 

- Niestety to chyba ta druga opcja. 

Maks zaczerwienił się i odwrócił wzrok. Nagle zrobiło mu się głupio. Czy powiedział za dużo? Może przesadził? Głupi, głupi, głupi...

- Teraz musimy przejść przez trawnik. - Seweryn złapał go za nadgarstek i pociągnął w kierunku niewielkiego parku. - Widzisz? Tam dalej, za tymi blokami zaczynają się domki. Mieszkam w jednym z nich.

- O, nigdy nie byłem w tej okolicy. - Maks podążył za nim. Alejka była piękna. Otoczona klonami, które tańczyły na wietrze, niby olbrzymie, wielokolorowe ptaki, stroszące piórka przed potencjalną partnerką. Powietrze pachniało lekko wilgocią i naturą, tak rzadką w polskich miastach. 

- Nie? A to nie po drodze do ciebie? 

- Wiesz, ja rzadko kiedy wychodzę. Właściwie prawie w ogóle. Babcia mnie przywozi do szkoły, bo to w takich godzinach, że jest sporo ludzi na ulicach... Ale wracam zawsze sam. 

- Ile osób najwięcej jesteś w stanie znieść? - Seweryn przystanął i podniósł z ziemi przybrudzonego kasztana. 

- Znajomych? Czy nie? W tej samej konfiguracji, czy w przypadkowej? - Maks westchnął i spojrzał w niebo. 

- A to wszystko ma znaczenie? - Seweryn uśmiechnął się do niego i wstał, ponownie przerzucając do tyłu przepiękne, srebrne włosy. 

- Ma. Każda osoba brzmi inaczej. Im więcej ich jest w jednym miejscu, tym bardziej ich melodie się mieszają, tworząc okropną kakofonię. Czasem są ludzie, którzy do siebie pasują. Tworzą harmonię. Wtedy jest mi łatwiej wytrzymać.  

- O, a ja? Jak ja brzmię? 

- Nieważne. - Maks odwrócił wzrok, żeby nie patrzeć w te jego przepastne, czarne oczy. 

- Jest aż tak źle? - Seweryn zachichotał cicho. 

- Nie. Wręcz przeciwnie. 

Na tyle dobrze, że mógłbym spędzić z tobą resztę swoich dni. 

Maks już miał dodać coś jeszcze, kiedy nagle jakiś nieznany dźwięk połaskotał jego uszy. Był cichutki, ledwo słyszalny, przyczajony gdzieś na granicy świadomości. Co ciekawe, nie przypominał jednak tego, czym zwykle charakteryzowali się ludzie. Miał w sobie mniej złożoności. Proste, powolne tempo i tylko jeden instrument, którego Maks nie potrafił nawet opisać. Był żywy, ale jakby nieświadomy swojego istnienia. Przytłumiony. Dziwny. 

- Coś się stało? - Seweryn podszedł do niego i chwycił go za ręce, wyraźnie spodziewając się, że zaraz znowu zrobi sobie krzywdę. 

- Coś... Nie wiem? - Maks rozejrzał się, ale nigdzie w pobliżu nie było żadnego człowieka. Ba, nawet zwierzęta zdawały się pozostawać poza granicami jego słuchu. 

- Ktoś idzie? 

- Nie, myślę, że nie. Albo jest bardzo, bardzo daleko. - Chwycił się za uszy. Coś było nie tak. I wtedy do niego dotarło. - To nie jest jedna melodia - szepnął do siebie. Rozejrzał się. Co odwrócił głowę, to natężenie się zmieniało. Nieco lepiej słyszał inne tony. Zrobiło mu się słabo. Zanim zdążył zrozumieć, co robi, Seweryn zmaterializował się tuż koło niego i pozwolił mu się na sobie oprzeć. - Nie, nie, nie... - Maks mamrotał do siebie, a oczy nieco się zaszkliły. 

Seweryn niezręcznie poklepał go po plecach, a założył mu ręce na głowę tak, żeby zatkały uszy. 

- Lepiej? - spytał. 

Maks poczuł, że wraca do rzeczywistości. Kakofonia została, ale teraz potrafił ją od siebie odsunąć. Dać jej istnieć tak, by jednocześnie go nie raniła. 

- Dziękuję - wyszeptał. - Ale chyba mi się pogarsza. A to oznacza, że będę musiał zobaczyć się z nią... - Poczuł, że jego ciało zaczyna niekontrolowanie drżeć. - Nie chcę znów jej spotkać. Nie chcę. - Pokręcił głową, a panika ponownie wyciągnęła po niego swoje macki. 

- Już, spokojnie! - Seweryn przytulił go do siebie i pogłaskał po splątanych włosach. - Już, już. Nikogo nie będziesz widział. Oddychaj. Powoli. Co się dzieje? Nie ma ludzi...

- Ale są zwierzęta, owady, rośliny... A nawet beton, budynki, ławki i śmietniki. - Maks zamknął oczy i mocniej się w niego wtulił. - Jest tyle rzeczy naokoło, a ja słyszę je wszystkie. 

**********************

Witajcie!

Okej, Maks potrzebuje pilnego kontaktu z psychiatrą. Albo i nie xD W każdym razie jak już widzicie, całkiem mu się pogarsza. A to dopiero początek.

Mam nadzieję, że się podobało!

Zostawcie komentarz, czy polubcie, to bardzo wiele dla mnie znaczy <3

Miłego dzionka!

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz