39. Tanatosie, poznaj... Sabriel.

92 12 4
                                    

Pojawił się błyskawicznie. Nie było może kłębów dymu ani trzasku pękającej membrany pomiędzy światami... Choć iskry, które rozbłysły w powietrzu niby milion niewielkich fajerwerków zdecydowanie wystarczyły dla magicznego efektu. 

Maks zacisnął palce na klamce. Uchylone drzwi przez moment zaciążyły mu w dłoniach, a on sam miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Muzyka była piękna, ale cholera, nigdy w życiu nie słyszał duszy brzmiącej jak harfa!

Mężczyzna był dość wysoki. Ciemne włosy miękko okalały jego twarz, zasłaniając ciemne, zmęczone oczy. Wyglądał dość młodo, ale w poszarzałej skórze i odległym spojrzeniu było coś ponadczasowego. Gdyby nie czarny t-shirt z głupim nadrukiem, skórzana kurtka i ciemne jeansy - prawdopodobnie wziąłby go pewnie za jakiegoś średniowiecznego wampira. 

- Maksiu, to nie tak jak myślisz! - Seweryn rzucał wzrokiem od jednego, do drugiego, wyraźnie licząc na to, że któryś z nich rozpłynie się w powietrzu. - Tan... błagam. Miałeś się tak nie pojawiać! A co byś zrobił, gdyby to była moja mama?! Albo siostra? 

- Jeśli zamierzasz mnie wykorzystywać, to chociaż mi się na żywo wytłumacz, a nie, Nyja. - Mężczyzna uniósł brwi, a w głębi tych zimnych tęczówek pojawił się równie chłodny błysk, który w melodii odbijał się ciepłym rozbawieniem. Kontrasty. Straszne. 

- Nyja? - Maks wśliznął się do środka i zamknął drzwi za sobą. - Adelajda też cię tak nazwała. To twój znajomy? Z mafii? Z... magicznej mafii? 

- Mafii? - Mężczyzna nieco przekrzywił głowę, ale w jego muzyce pojawił się słodki śmiech strun. - Nyja. Błagam cię. Nie powiedziałeś mu? 

- Nie mogłem? - Seweryn westchnął i opuścił ramiona. - Co miałem mu powiedzieć z łaski swojej?! Gadasz, jakby to było kurwa łatwe. 

- No nie jest. Dlatego mnie zdziwiłeś, że kogoś masz. Ostatnim razem...

- Jeb się. 

- Sew? - Max popatrzył na niego ze zdziwieniem, a ten poczerwieniał po same końcówki srebrnych włosów. - Możesz mi to wyjaśnić? Albo chociaż przedstawić mi swojego znajomego?

- Ach, no tak. Tan-tan, to jest Maks. Maks, poznaj Tan-tana. 

- Tan-tan? Ciekawe imię. - Maks nie potrafił powstrzymać się od kpiarskiego uśmiechu. 

- Tanatos. - Mężczyzna wyciągnął rękę, a Maks przyjął ją z uśmiechem.

- Grecki bóg śmierci. Rozumiem. Ja jestem po prostu Maksymilian. Taki zwyczajny. Wiesz. 

- Maksymilian. Stare imię. Pochodzi od Maximusa, jeśli się nie mylę. 

- Może w teorii tak. W praktyce mama nie miała pomysłu, wiec wybrała na chybił trafił. Ponoć wzięła pierwsze, które się pojawiło w gazecie. 

- Tak? - Seweryn spojrzał na niego ze zdziwieniem.

- No. Mówiłem ci, że mama ma swoje... momenty. 

- Nyja, nie znasz własnego chłopaka? - Tanatos zmierzył Seweryna karcącym spojrzeniem. - O czym wy w ogóle rozmawiacie?

- Nie o genezie imion! Uwierz mi lub nie, ale nie każdy się tym interesuje. 

- A skoro o genezie mówimy... - Maks ponownie włączył się do rozmowy. - Skąd takie imię? Po bogu śmierci? 

Kąciki ust Tanatosa zadrżały niebezpiecznie, jakby walczył ze śmiechem. Z drugiej strony jednak całe jego ciało pozostało nieporuszone. Gdyby nie melodia, Maks zastanawiałby się, czy ten nie jest na niego wściekły.

- Ty mu powiesz Nyja, czy ja mam to zrobić? 

- Już mu mówiłem. 

- Ale na serio, czy tak jak zwykle? 

- A co jest złego w tym, jak mówię na co dzień?!

- Na przykład to, że nie idzie cię wtedy traktować poważnie? - Tanatos uniósł brwi, a Maks poczuł, że prawda wkrada się do jego umysłu tylnymi drzwiami. Dziwna, nieforemna, mająca masę luk i znaków zapytania, ale jednak. 

Przez moment przyglądał się tej dwójce z niemym zdziwieniem. Dzwonki pasowały do harfy. Obaj mieli podobną aurę. Taką, do której albo cię ciągnie, albo od niej uciekasz. Nie ma nic pomiędzy. Seweryn, nawet teraz, ubrany w kraciastą, czerwoną piżamę i z mokrymi włosami miał w sobie coś niezwykłego. Jakąś drapieżną nutę w ciemnych oczach, postawę, która sugeruje, że tylko jego bliscy  mogą czuć się przy nim w pełni bezpiecznie. 

Nyja. Imię, którym tyle osób już go nazwało... Nigdy go nie słyszał, ale stojąc naprzeciw Tanatosa, który pojawił się w pokoju na piętrze otoczony chmurą zimnych ogni - zaczął przypuszczać, że może jednak musi zmienić teorię. Seweryn nie należał do mafii, co w sumie było naprawdę dobrą wiadomością... O ile zamiana szufladki "potencjalny członek grupy przestępczej" na "demon" można było uznać za sukces. 

- Czyli... - Zaschło mu w ustach. - Mieszkasz w piekle? 

Seweryn momentalnie skupił na nim swoje zaniepokojone spojrzenie. 

- Wiesz? 

- No teraz to tylko głupi by się nie domyślił. A ja nie mam uszkodzeń mózgu, chociaż Adelajda naprawdę się starała. 

- Czekaj, co ona mu zrobiła? - Tanatos usiadł na łóżku i przeciągnął się ze zmęczeniem. - Dawno nie słyszałem, żeby jakaś anielica zaatakowała człowieka. Chyba że... Nie przydzielili jej do sprawy Sabriel? 

- Tak... - Sew skulił się pod naporem jego spojrzenia.

- I zgaduję, że Maks został wytypowany jako potencjalny kandydat na Sabriel? 

Tym razem Seweryn nie odpowiedział, choć nie uciekł wzrokiem. Wręcz przeciwnie. Nabrał nieco wyzywającej postawy. 

- Kandydat na Sabriel? - Dopiero Maks przerwał ciszę. - A to, co niby miałoby znaczyć? Sabriel nie jest kobietą? 

- Jest. Upadłą anielicą konkretniej - powiedział Tanatos. 

- Czyli diabłem? 

- Nie, zupełnie nie. Mylisz klasyfikację. Upadłe anioły mają całkiem inne zadanie niż demony, czy też diabły, jakkolwiek byś ich nie nazwał. 

- Tan-tan, głąbie, do czego mu ta wiedza? - Seweryn stanął pomiędzy nimi, jakby podświadomie próbował chronić Maksa przed lepszym zrozumieniem jego świata. Cóż. Jeśli myślał, że może mu się udać, to cholernie źle trafił. 

- A to nie tak, że się z tobą umawiam? - Maks założył ręce na piersiach. - Bo wiesz, jeśli nie traktujesz mnie na tyle poważnie, żeby mi powiedzieć prawdę o tym, kim jesteś, to ja dziękuję. 

- Maks, to nie tak. 

- A jak? Nie jestem małym dzieckiem, którym się trzeba zajmować. Już nie. I to dzięki tobie. Do niedawna nie mógłbym usiedzieć podczas lekcji, ba, pewnie nie dałbym rady spędzać czasu z twoją siostrą, bo chociaż uwielbiam dźwięk gitary elektrycznej, to nie umiałbym słyszeć niczego poza nim. Ale ty mnie zmieniłeś. Pomogłeś mi. Jestem ci za to dozgonnie wdzięczny. Z tym że, dozgonnie wdzięczny nie znaczy "spełnię wszystkie twoje zachcianki i będę twoim kochającym chłopakiem nawet wtedy, kiedy nic mi nie będziesz mówił". Albo nie znaczy, że siedział cichutko, kiedy stwierdzisz, że nie będziesz mi mówił o swoim prawdziwym życiu, bo... No, dalej? Bo co? Bo jestem dzieciakiem? Bo nie traktujesz mnie poważnie? A może coś jeszcze innego? 

- Bo się boję, Maks. - Seweryn podszedł do niego i wyciągnął ręce. 

- Ale czego do cholery? 

- Nie wiem? Że Adelajda rozbije ci głowę? Że Orifiel zmusi mnie do przekroczenia granicy? Że jak zrozumiesz, na czym polega moja praca, to będziesz się mnie brzydził? Masa zmiennych. Poza tym już ci powiedziałem, że jestem diabełkiem. Nie uwierzyłeś. 

********************

Ja też bym mu nie uwierzyła. 



Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz