57. To nie tak miało być?

70 11 0
                                    

Seweryn i Orifiel siedzieli naprzeciwko siebie, wbijając zaskakująco podobne, zaskoczone spojrzenia w Lucy, która właśnie pojawiła się za stołem pośród masy iskier. 

- ŻE CO SIĘ STAŁO?! - Jej głos dotarł do nich, zanim jej sylwetka w pełni pojawiła się w tym wymiarze. Wściekły, jak właściciel kurnika, którego właśnie okradł lis. Przy tym tak skrajnie zmęczony, że wypadałoby ją spytać, kiedy ostatnio spała. 

- Maks utknął w półwymiarze i nie umiemy go ściągnąć z powrotem. - Orifiel zabrzmiał, jakby nie było w nim choćby jednej zbędnej emocji. Nyja jednak podświadomie czuł jego zmartwienie. Po prostu nie objawiało się ono tak, jak u innych. 

- Ale wszedł do niego w pełni? 

- Oczywiście, że nie, Lucy. Powaliło cię? - Seweryn spojrzał na nią, siląc się na zwykłą nonszalancję. Niestety nawet to nie ukryło paniki w jego głosie.

- Czyli...?

- Myślę, że jest w pierwszej fazie przejścia - odpowiedział Orifiel. - Nie przekroczył granicy, po prostu się w niej zaklinował. Teraz leży na kanapie. Śpi. Kot go pilnuje.

- Ale jak to się stało?

- Użyłem na nim swojej magii. Nic takiego nie powinno się stać...

- Oczywiście, że nie. - Lucy dziwnie energicznie skinęła głową. - Chyba że... to naturalna kolej rzeczy.

- Co sugerujesz? - Seweryn momentalnie skupił na niej na wpół martwe z emocji spojrzenie.

- Że... Skoro to nie jest Sabbie, to... Jest taka szansa, że... 

- To na pewno ktoś nowy. - Orifiel powiedział to za nią, nadal niespecjalnie poruszony.

- Na pewno? - spytał Sew. 

- Tak. Znam wszystkich Upadłych i Maks nie jest żadnym z nich. Nie może być też aniołem, bo bym to wyczuł. Lucyfer i ty jesteście pewni, że to nie diabeł, więc zostaje tylko jedna opcja... - Posmutniał, ale nie było w nim złości. Ani zawodu. Raczej milczące pożegnanie przyjaciółki, której nie miał możliwości zobaczyć już nigdy więcej. - Powinienem był to widzieć. Sabriel miała za dużo dobroci w sobie. Oczywiście, że  musiała przejść na drugą stronę.

- O czym ty...? - Lucy ściągnęła brwi z dezorientacją. - Chodzi ci o śmierć tak? Ona umarła? 

- Niekoniecznie. - Ori uśmiechnął się lekko, choć nadal czuć w nim było ten dziwny, nieco lepki żal. - Sabriel uważała, że my wcale nie umieramy. Prowadziła badania nad naszymi duszami i miała taką teorię, że... Kiedy dusza się "wyczyści" ze zła do końca, to może zostać nagrodzona. 

- Proszę? To dość... ciekawa teoria.

- Ma sporo sensu. - Seweryn oparł głowę na rękach, zbyt znużony, by wykrzesać z siebie choć trochę energii. - Dusze w piekle nigdy się nie dematerializują. To znaczy, że musi być jakaś korelacja... Poza tym Lucyfer jak odszedł, też był "dobry". Zasługiwał na nagrodę. Dlatego zniknął. 

- Nie mów mi, że w to wierzysz...? - Lucy jeszcze bardziej ściągnęła brwi. 

- Nie wiem. To ma sens. Po prostu. Zresztą... To by odpowiadało na pytania, dlaczego jak ktoś zostaje bogiem, nagle przestaje się trzymać ustaleń z ziemi i robi wiele rzeczy, których w teorii nie powinien. Do tego po powrocie nie pamięta niczego z całego tego okresu. Co jeśli, ponad nimi, jest...

- Bóg? - Lucy pokręciła głową.

- Może...

Orifiel przygryzł wargę i przez moment patrzył na nich z dziwnym skupieniem. Seweryn czuł, że ten chce o coś zapytać, albo dodać coś jeszcze od siebie, ale finalnie decyduje się wrócić do swojej skorupki. Tej, w której krył się przez całe swoje istnienie. 

- Co chcesz? - Seweryn nie wytrzymał jego spojrzenia. 

- Myślę, że jeśli Maks jest nowy, to... chyba łatwiej będzie go przepchnąć w całości na drugą stronę i  normalnie z nim wrócić. 

- Nie.

- Sew... - Ori wstał w dziwnie miękki sposób i podszedł do niego tak cicho, jakby był małym, puchatym pajączkiem. - Czasem trzeba zaryzykować. - Delikatnie położył mu rękę na ramieniu. Seweryn poczuł, jak przepływa przez nią chłodna, orzeźwiająca magia. - Pomyśl, tak będzie dla niego lepiej. Teraz możesz go tylko skrzywdzić. Bariera go porani. A tak...

Seweryn zamknął oczy. Wszystkie opcje wydawały mu się po prostu złe. To nie był dobry moment... Ale z drugiej strony...? Zacisnął mocniej zęby. 

Wtedy chłód powoli rozlał się po nim, jakby wszedł pod strumień zimnej wody, która zmyła z niego resztki niepokoju. Jego serce zwolniło. Świat nieco się zamglił, a on poczuł, że najchętniej położyłby się spać.

W tej chwili zrzucił z siebie dłoń przyjaciela. 

- Przestań. To nie pomaga - warknął. 

- Pomaga. Nie jesteś w stanie podejmować decyzji. Nie teraz. 

- Nie dam ci go skrzywdzić.

- Nie skrzywdzę go przecież. Żadne z nas tego nie zrobi. - Ori uśmiechnął się łagodnie. - Daj nam zrobić, co trzeba. Jak się przebudzi, odzyska część swojej magii...

- Dostanie ją. Nie odzyska. 

- To ją dostanie. Szybciej się uleczy, a poza tym... Będzie mógł się bronić.

- Niby jak? Skoro Camael miała problem z pokonaniem tego czegoś...

- Nie chodzi mi o to. Po prostu łatwiej mu będzie, jeśli da radę uciec do innego wymiaru i wezwać pomoc. Mogę dać mu swoją trąbę... Ale to pomoże mu tylko, jeśli się przebudzi. 

- Dostanie też mój róg. - Lucy spojrzała na niego z całą powagą. - Już teraz jesteśmy jego sojusznikami. Przecież wiesz. Poza tym, w razie czego dasz radę szybciej do niego dotrzeć. No i łatwiej nam będzie znaleźć tego popaprańca, jeśli pokażemy mu wszystkich po kolei. 

- Nie! - Seweryn wstał, zmobilizowany i gotowy do walki. - Na razie musi odpocząć! Żadnych poszukiwań!

- Dobrze, dobrze... Możemy z tym poczekać. - Ori skinął zgodnie. - Ale nadal powinniśmy go przeprowadzić. On zasługuje na te skrzydła, Sew. Naprawdę. 

- Wiem... - Seweryn poddał się z cichym westchnieniem. - Wiem, ale i tak się boję. 

- Nie masz czego. Sam przeszedł do połowy. Będzie mu znacznie łatwiej, niż mi czy tobie. 

- Za pierwszym razem w ogóle jest bardzo prosto. - Lucy spojrzała na niego z lekką nostalgią. - Byłam w podobnym wieku, kiedy się przebudziłam. Strasznie dziwne uczucie. Półświat mnie wciągał, jakby mnie potrzebował. Czułam to napięcie przez prawie cały czas. Miałam wrażenie, że wariuję. Dopiero potem zrozumiałam, czym jestem... Niesamowite to było. Jakby wszystko nagle zaczęło mieć sens. Jeśli Maks jest taki jak ja... to znaczy, że im szybciej pozwolisz mu zrobić to, co trzeba, tym lepiej. 

- Dobrze. - Seweryn wstał, odpychając krzesło, które ze zgrzytem przesunęło się po kafelkach. - Miejmy to już za sobą. Co dokładnie zamierzasz?

- Sabriel była upadłą anielicą. To znaczy, że najpierw była aniołem, nie diabłem. On to powinien zrobić, nie my. - Lucy niechętnie skinęła na Oriego.

- Spokojnie, zaopiekuję się nim. Osobiście wezmę go na ręce i przeniosę go ze sobą na drugą stronę. Jeśli wyda mi się, że jakakolwiek przyszłość może go zranić, wrócimy. 

- Ale i tak uważaj, dobrze? 

- Będę. Obiecuję. W końcu to też mój... przyjaciel. 

***************************************

Maksiu nareszcie będzie miał swoje skrzydła! Czasem też bym je chciała. Wyobrażacie sobie latać do szkoły? Omijać korki? Ale przede wszystkim siadać na wysokim drzewie, nie mając lęku wysokości, bo przecież zawsze możesz sobie pofrunąć...? Bo ptaki nie mogą mieć lęku wysokości, prawda? 

;-;

Nie powinnam była się nad tym zastanawiać. 

W każdym mam nadzieję, że ta historia Wam się choć trochę podoba. 

Trzymajcie się,

Nekusia13

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz