16. Poznajmy się

128 20 14
                                    

Maks miał wrażenie, że te odwiedziny nie były najmądrzejszym pomysłem. Dzwonek zabrzmiał jakoś zbyt natarczywie, a skrobanie zamka brzmiało na w najlepszym wypadku zniechęcone. Może przeszkadzał? 

W drzwiach stanął ten sam, przystojny blondyn. Muzyka wokół niego również wydawała się niezmieniona. Coś w niej jednak sprawiało, że Maks zawahał się przed wejściem. Czyżby chłopak był zły? Nie. Nie mógł ufać swoim halucynacjom aż tak. 

- Hej? Czy my... byliśmy na dzisiaj umówieni? - Maks spuścił wzrok na jego miękkie, puszyste kapcie. Wyglądały jak para króliczków. Miały nawet różowe noski.

- Och, tak, tak! Proszę, wejdź. - Chłopak odsunął się od drzwi, puszczając go przodem. Brzmiał miło, choć dźwięk jego głosu miał w sobie jakąś chłodną nutę. Przypominał trochę ostatni przymrozek, po którym rano wschodzi gorące słońce. - Nie sądziłem, że będziesz pamiętał. 

- Bo... szczerze mówiąc, zupełnie zapomniałem. - Maks zdjął trampki i wszedł do środka. Mieszkanie nadal nie było w pełni umeblowane. W przedpokoju stały cztery zapakowane pudła, a wyglądający zza rogu salon zawierał jedynie starą kanapę i telewizor połączony z czarnym pudełkiem konsoli do gier. - Babcia mi przypomniała. Przepraszam. 

- Nie masz za co. Miło, że w ogóle przyszedłeś.  - Chłopak poprowadził go do kuchni, gdzie, poza starymi, drewnianymi szafkami, stały tylko połyskujący ekspres do kawy i nowiutka mikrofalówka. - Napijesz się czegoś? Herbatki? 

- Nie, dziękuję. - Maks speszył się zdecydowanie bardziej, niż powinien. Coś jednak nie dawało mu spokoju. - Mieszkasz z rodzicami? 

- Ach, nie, nie. Jestem sam. Mama pracuje w Niemczech i zostawiła mnie tu do swojego powrotu. - Na ustach nieznajomego pojawił się delikatny uśmieszek. - Ojciec nieznany, więc nie mam pojęcia, gdzie się podziewa. 

- Och, przykro mi. 

- Nie ma po co. - Pokręcił głową, a przydługa grzywka wpadła mu do oczu. - I nie ma co tak reagować. Skoro go nie znałem, to nie mogę za nim tęsknić. 

- To... prawda? 

- Ale dość o mnie! - Jego zimne oczy zmierzyły go od stóp do głów. - Opowiedz mi coś o sobie. 

- O mnie? Dlaczego? - Maks poczuł nieprzyjemne ściskanie w żołądku. - Emmm... Ja... W sumie nawet nie znam twojego imienia i... 

- Och, no tak. Nie przedstawiłem się. - Na twarzy chłopaka nie zadrgał nawet jeden mięsień. Nic, co wskazywałoby na choćby cień zmieszania. Nawet jego melodia pozostała niezakłócona i śpiewała cicho zepchnięta gdzieś w tło. -  Orifiel Miałczyński.  

- Orifiel? To bardzo... ciekawe imię? - Maks nie miał pojęcia, jak zareagować.

- Często to słyszę. - Orifiel skinął lekko, jakby tego typu pytania zupełnie nie wpływały na jego codzienne życie. Zresztą nawet nie spróbował nic dodać. Żadnego wyjaśnienia. Opowieści o tym, skąd takie imię. Nic.

Maks patrzył na niego ze zdziwieniem, ale ten zdawał się nie zauważać  niespokojnej ciszy, która pojawiła się pomiędzy nimi i nie pozwalała na normalne oddychanie. Wręcz przeciwnie. Orifiel zdawał się całkiem zrelaksowany. 

- Dlaczego takie? Emmm...

- W sumie to nie wiem. - Orifiel delikatnie się uśmiechnął. Przy tym po raz pierwszy przestał bić od niego ten dziwny, odległy chłód. - Ponoć ojciec mnie tak nazwał, ale dlaczego? To imię nie ma jakiegoś szczególnego znaczenia...

- A nie jest przypadkiem, no, biblijne? - Maks poczuł, że jego wnętrzności wreszcie zaczynają wracać na swoje miejsca. Nawet żołądek przestał zaciskać się w próbie ucieczki przed tą niecodzienną sytuacją. 

Ostatnia łza Sabriel [boyslove]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz